25 czerwca 2014

XXXIII. Widzisz tę parę?

Poprzednio
 Po zabiciu Madary przez Kakuzu i Hidana, do władzy z powrotem dotarł Pein. Jednak za pomocą iluzji w którą został zamknięty Itachi, Madara postanowił wykończyć chłopaka nawet po swojej śmierci. Itachi jest w stanie śpiączki z której próbuje wydostać go Shichi, przy okazji lecząc chłopaka.
W czasie, gdy młody Uchiha walczy z iluzją, w gabinecie Peina pojawia się Ryuuki. Cieszy się, że Madara zniknął raz na zawsze, ale pojawia się Shichi, która mówi, że Ryuuki zdradził Itachiego, spiskując z Madarą. Ku nieszczęściu obojga, Pein postanawia ,,przewertować'' myśli Ryoutaro, które ukazują jego plany nie tylko względem Madary, ale także i Peina. Po wyczerpującym monologu Ryuukiego, dzięki któremu udowodnił Peinowi, że mężczyzna jest sam, zrywa z nim współpracę. Pein ma jednak zamiar policzyć się z Itachim, który spiskował przeciwko niemu oraz z Shichi, którą Ryuuki próbował wybielić za wszelką cenę.
Po kilku dniach Pein zaprasza Shichi do swojego gabinetu, aby się z nią rozmówić. Na nieszczęście dziewczyny, mężczyzna nie wytrzymuje i dotkliwie ją uderza. W momencie gdy wróciła do swojego pokoju, Itachi się przebudza. Shukketsu opowiada chłopakowi co się działo i mówi mu między innymi, ze posiada oczy Madary oraz że Ryuuki Ryoutaro ich zdradził.
Kilka dni później pojawia się Pein, chcący rozmówić się z Itachim. Chłopak z początku próbuje się tłumaczyć, ale w dziwnych okolicznościach Pein traci kontakt z pozostałymi ciałami i zostaje tylko prawdziwy on - Nagato. Itachi łapie go w genjutsu i ucieka z Shichi z organizacji do dobrze ukrytej posiadłości rodziny Kouyou. 
Ryuuki wraz z Shizuką, Hakuri, Yujim oraz Kamihim planują wybicie Akatsuki. Ustala z nimi wstępny plan wybicia organizacji.
Sasori jest umówiony na spotkanie z tajemniczym przybyszem, który koniecznie chce dowiedzieć się, gdzie znajduje się siedziba Akatsuki, okazuje się, że jest to młody i niezwykle butny Sasuke Uchiha. Chłopak przystaje na warunki Sasoriego, ale chce przedtem zabić swojego mentora - Orochimaru. Gdy mu się to udaje, ponownie spotyka się ze Skorpionem, który wtajemnicza go w plan ich działania. Okazuje się, że Sasori współpracuje z Ryuukim Ryoutaro i to on zaprowadzi ich do Akatsuki.
Mężczyźni pojawiają się w Ame-gakure, gdzie zostało ustalone spotkanie z Ryuukim i jego ekipą. Gdy zapoznali się ze wszystkimi, przechodzą do omawiania planu dotyczącego inwazji na Akatsuki.
Konan tknięta złym przeczuciem względem Nagato, pojawia się w jego pokoju i widzi go ledwo żywego. Mężczyzna wyjawia jej, że został zaatakowany przez Itachiego, który uciekł z organizacji wraz z Shichi. Przekazuje jej władzę nad organizacją i każe zwołać natychmiast zebranie członków grupy. Na zebraniu Konan informuje członków o ucieczce Uchihy i Shukketsu, mówi także o tym, że jeśli ktoś chce opuścić organizację, lepiej niech to zrobi teraz. Deidara rozważa taką opcję, jednak rezygnuje z niej.
Kilka godzin przed zebraniem, Hidan zadaje pewne oczywiste pytanie dla Kakuzu: dlaczego czarny rynek jest tak opłacalny? Kakuzu postanowił mu wytłumaczyć dlaczego, ale Hidan był bardzo oporny na tę wiedzę. Kakuzu nie wytrzymał i rzucił w chłopaka listami gończymi, na których okazało się, że znajdowały się podobizny Shichi i Itachiego opiewające na ogromne kwoty.
Ważną rzeczą, którą Konan poruszyła na zebraniu, było to, aby odszukać Shichi oraz Itachiego żywych. Kakuzu widzi w tym czysty zysk i postanawia znaleźć parę z pomocą Hidana.

Itachi
    Nigdy nie czułem się tak dziwnie, jak teraz. Byłem zły na siebie, że wyszedłem z kuchni, z drugiej strony coraz częściej wstydziłem się swoich zachowań, albo raczej podniosłych słów, którymi karmiłem Shichi. Zrobiłem się nerwowy, dziwnie nadopiekuńczy. Czemu właściwie zabroniłem jej wychodzić z posiadłości? Jest dorosła, może robić co chce, nie powinienem jej niczego zakazywać. W stosunku do niej zachowuję się jak niegdyś do Sasuke!
    Zaczynało się robić naprawdę późno, a jutro miałem wyruszyć do Yuuki-gakure. Powinienem spotkać się z oddziałem ANBU, który jako jedyny chyba wiedział o mojej tajnej misji. Nie widziałem ich ponad miesiąc, więc dużo w tym czasie mogło się wydarzyć.
    Leżałem na fuutonie w dużym pokoju, gdy usłyszałem kroki na korytarzu. Odruchowo starałem się wyczuć czyja chakra była w pobliżu, jakoś nie czułem się zbyt dobrze w ogromnej posiadłości. We framudze pojawiła się Shichi, uśmiechając się do mnie szeroko. Obróciłem głowę lekko w prawo, nie chcąc patrzeć chwilowo na jej twarz. Było mi dziwnie, światło w pokoju było zdecydowanie zbyt przygaszone, od razu zmieniał się nastrój naszej rozmowy, było tajemniczo, ale też zmysłowo.
    - Jesteś na mnie zły? - zapytała, podchodząc bliżej mnie. Chcąc nie chcąc popatrzyłem na nią, starając się mieć jak najbardziej przyjazny wyraz twarzy. Chyba nie wyszło tak źle, bo przysiadła na rogu mojego fuutonu. Spojrzałem na nią z ukosa. Miała w ustach papierosa, którego właśnie odpaliła i zaciągnęła się nim dość mocno, wypuszczając dym do góry.
    - Nie jestem, dlaczego niby miałbym być? - wyszeptałem zdławionym głosem, a ona obróciła się gwałtownie, uważnie lustrując moją twarz. Popatrzyła na mnie dziwnie, marszcząc czoło.
    - No nie wiem, mogę wnioskować tak choćby dlatego, że wyszedłeś bardzo obruszony. - Sama zaczęła szeptać, jednak przyjęła waleczną postawę, jakby zaraz miała zacząć się ze mną kłócić.
    - Zapomnij o tym, było minęło. Aha i jeśli chcesz, to możesz wychodzić z posiadłości, bylebyś nikogo nie spotkała. - Zasłoniłem oczy ramieniem, nie chciałem na nią patrzeć, jakoś łatwiej było mi się z kimś komunikować gdy go nie widziałem. Shichi prychnęła, a po chwili poczułem jak dmucha mi dymem w twarz. Odsłoniłem lekko lewe oko, żeby na nią spojrzeć, a ona uśmiechała się jakby nigdy nic.
    - Nie zachowuj się jak dziecko, spójrz na mnie. - Popatrzyłem na nią. - Już lepiej. Wiesz po co przyszłam do ciebie?
    - Nie mam pojęcia. Nie możesz spać? - odparłem głupio, a ona zgasiła papierosa w popielniczce.
    - Nie, Itachi. Chciałabym z tobą normalnie porozmawiać, co jest tak ważnego do załatwienia, że nie mogę iść z tobą.
    - O nie! Zapomnij o tym, nawet nie proś! - Zerwałem się z fuutonu, żeby usiąść i spojrzeć jej w oczy. Nikłe światło lampy obejmowało tylko jeden jej profil.
    - Jeszcze nawet o nic nie poprosiłam! Chcę żebyś odpowiedział mi na jedno proste pytanie. Co jest tak ważne, że nie mogę iść z tobą? - Zbliżyła swoją twarz do mojej, świdrując mnie wzrokiem. Czasami miałem wrażenie, że to jej oczy mają większą moc niż mój sharingan. Próbowałem się opanować i wychodziło mi to perfekcyjnie, bo na jej twarzy mogłem zobaczyć kalejdoskop uczuć. Od zdziwienia, poprzez irytację, aż do wściekłości. Wiedziałem, że udało mi się przywdziać jedną z masek, a ona tego wprost nienawidziła.
    - Idę do Yuuki-gakure, a potem na spotkanie z ANBU. Nawet jeśli zaproponowałbym ci wspólną wyprawę i tak byś nie poszła. Sama mówiłaś, że nie chcesz wiązać się z żadną z wiosek. - Starałem się używać jej słów, aby nie miała jak ze mną wygrać. Sam nawet nie wiedziałem, dlaczego tak bardzo nie chciałem aby ze mną szła. Chyba po prostu nie chciałem narażać jej na ryzyko związane z wejściem do jakiejś wioski. Nagle naburmuszyła się, założyła ręce na piersiach i spojrzała na mnie z wyrzutem.
    - Uchiha, przestań pieprzyć... Czemu nie chcesz mnie wziąć ze sobą, skoro dzisiaj mówiłeś, że idziesz załatwiać jakieś sprawy związane ze mną?! - krzyknęła, uderzając przy tym pięścią w udo.
    - Dobrze... - mruknąłem, przeczesując włosy, a ona chwyciła kolejnego papierosa. - Takie sprawy najlepiej załatwiać samemu. Nie chcę być za ciebie odpowiedzialny. Jak będę sam, nie muszę się niczym przejmować. A tak? Muszę na ciebie uważać, patrzeć czy nie jesteś za bardzo zmęczona, czy w ewentualnej walce nikt ciebie nie poturbował - odparłem, przeczesując włosy.
    - Fantastycznie, nie mam pięciu lat. Poza tym, nie wierzę w to, że jakoś zweryfikujesz fakt opuszczenia przeze mnie tego budynku i śledzenia ciebie.
    - Zweryfikuję, o to się nie martw. A teraz zostaw mnie w spokoju. - Położyłem się z powrotem na fuutonie, obracając się do niej plecami. Westchnęła głośno i poczułem, że kładzie się koło mnie.
    - Dlaczego taki jesteś? Dlaczego gdy zacznę temat, który jest dla ciebie drażliwy, a chyba ja jestem tym tematem, od razu wracasz do starego siebie? Stary ty, czyli Uchiha bez uczuć, któremu nic nie można przetłumaczyć! Ja przyszłam tylko porozmawiać, a ty masz mnie gdzieś. Rozumiem, że będę zbędnym balastem, taka odpowiedź mi wystarczy, ale dlaczego nie umiesz rozmawiać? - Denerwowała mnie. Od lat przyzwyczajony byłem do ukrywania się z uczuciami, a ona wymaga z mojej strony monologów. Wyraźnie ma w tym jakiś cel, aby o coś mnie wypytać,ale ja przypomniałem sobie sytuację, która miała miejsce w kuchni.
    - A ty dlaczego taka jesteś? Jeszcze rano nie chciałaś żebym w jakikolwiek sposób interweniował w twoje sprawy, a teraz nagle się tym interesujesz? - Patrzyłem na nią uważnie, czekając co powie.
    - Nie zrozumiesz tego - odparła, wstając z fuutonu i kierując się do wyjścia. Zatrzymała się na moment w progu, spojrzała na mnie smutno i powiedziała z wyrzutem: - Nie spodziewałam się tego po tobie, Itachi... - Zamurowało mnie! Wstałem i poszedłem za nią.
    - I dlaczego tak się zachowujesz? Gram w to samo co ty. Zacząłem widocznie drażliwy temat i na siłę będziesz go unikać? Dlaczego nie umiesz rozmawiać? O to samo mogę zapytać ciebie. - Długi korytarz był nieoświetlony, tylko z mojego pokoju wychodziło jakieś nikłe światło. Widziałem delikatny zarys ciała Shichi, która właśnie się zatrzymała. Miałem cichą nadzieję, że powie coś więcej, niż tylko nic nieznaczące hasła. Obróciła się w moją stronę i zaczęła mówić:
    - Właśnie że zacząłeś drażliwy temat i to zdecydowanie bardziej drażliwy niż twój! Nie będę ci w ogóle odpowiadać na takie pytania! - Ominęła mnie i poszła do mojego pokoju, z którego po chwili wróciła z odpalonym papierosem. - Aha! I wcale nie unikam tematu! - syknęła wściekle, już ruszając do dalszej drogi, ale złapałem ją za nadgarstek i siłą obróciłem w swoją stronę.
    - Jak to nie unikasz? Skąd możesz wiedzieć, czyj temat jest bardziej drażliwy? - W tym momencie Shichi zaczyna się szarpać. - Przestań się szarpać i posłuchaj mnie...
    - Nie będę ciebie słuchać! - wrzasnęła, a ja chwyciłem ją za drugi nadgarstek i przygwoździłem do ściany w dość mocnym uścisku.
    - Rozmowa jest bezsensu, skoro zamierzasz udowadniać mi, że ty jesteś bardziej poszkodowana. Nie masz pojęcia co czuję i nie liczysz się z tym zupełnie. Dzisiaj rano wytłumaczyłem ci wszystko i jeśli chcesz, mogę powtórzyć to jeszcze raz. - Starałem się mówić spokojnie, w miarę cicho, żeby i ona się uspokoiła, ale na to się nie zapowiadało, bo zablokowała mi przepływ chakry, i wręcz warczała ze wściekłości. - Jestem ci dozgonnie wdzięczny za to, że mnie wyleczyłaś i mi zaufałaś. Obiecałem, że zagwarantuję ci spokój, normalne życie i zamierzam dotrzymać obietnicy, dlatego chcę jutro wyruszyć do Yuuki-gakure i zacząć usuwać twoje akta. Poza tym muszę załatwić tam parę spraw. Nie chcę ciebie tam ciągnąć ze sobą, bo...- Głos ugrzązł mi w gardle, nie byłem w stanie wypowiedzieć KLUCZOWYCH słów  do mojej mowy. Patrzyła wyczekująco, ale nie czułem już tego napierania z jej strony, żeby ją puścić, tylko żeby w końcu zacząć mówić. Niebezpiecznie też zbliżyłem się do jej twarzy, ale puściłem jej ręce i odsunąłem o dwa kroki do tyłu. Nawet to nie pomogło mi zebrać odwagi, żeby wypowiedzieć te słowa na głos.
    - Bo..? - pociągnęła, starając się mi pomóc. Ciekawość ją zżerała od środka, w końcu zaskarbiłem sobie jej uwagę.
    - Bo nie - odparłem głupio, przybierając chyba jeszcze głupszy wyraz twarzy. Przeczesałem włosy, szykując się na jeszcze większy wybuch z jej strony.
    - Właśnie o to samo poszło dzisiaj rano! Nie umiesz wyrazić siebie! Doskonale wiemy oboje, że chciałeś powiedzieć coś innego! - krzyknęła, potężnie zaciągając się papierosem. Może i miała rację, ale mnie odeszły już wszelkie chęci na dalsze wałkowanie tego tematu. - Powiedz to głośno, Uchiha.
    - Dlaczego koniecznie chcesz usłyszeć coś, czego prawdopodobnie będziemy oboje żałowali? - odparłem bardzo chłodno. W tym wypadku dystans to najlepsze wyjście, jedynie słuszne i prawdziwe. Shichi popatrzyła na mnie zszokowana i zamknęła usta. Zszokował ją ton i to, co powiedziałem, chociaż kurwa wcale tak nie myślałem. Po prostu to było bezpieczniejsze, musiałem zostawić sobie wyjście ewakuacyjne. Robię tak zawsze i tym razem, choć nie chciałem tego robić, zrobiłem to.
    - M-masz rację, przepraszam. - Obróciła głowę w drugą stronę, a ja wiedziałem, że muszę wszystko odkręcić. Obracała się powoli na pięcie, pociągnęła jeszcze w międzyczasie papierosa.
    - Nie, Shichi, to ja przepraszam...Nie chciałem, żeby tak wyszło. Wiesz... Znasz mnie, wiesz co mam na myśli, nie chciałem żeby to tak zabrzmiało...
    - Wiem, nie powinnam była ciebie tak naciskać, to moja wina, wybacz mi. - Kajała się bardziej niż sytuacja tego wymagała, robiła to specjalnie. Chciała z powrotem zyskać moją przychylność, żeby niedługo znowu uderzyć, ale... Podobała mi się ta gra, gdybym mógł zweryfikować to wcześniej, chyba zachowałbym się tak samo. Im dłużej znałem Shichi, tym większą miałem do niej słabość, a nie do końca rozumiałem jaki cel chciała osiągnąć swoim zachowaniem. Wymuszała na mnie kilka określonych schematów, jeśli je wypełnię, to może być już tylko ciekawiej.
    - Nie musisz, naprawdę. To nie twoja wina. - Wtedy usłyszałem cichy szloch i przez moment nie wiedziałem jak się zachować. - Płaczesz? - Nie odpowiedziała, przecież to oczywiste, Itachi! Intuicyjnie wręcz, złapałem ją i przytuliłem do siebie, po chwili rozumiejąc jej zagrywkę. Poniżej pasa co prawda, ale już rozumiałem o co jej chodziło. Chciała mi rozwiązać język, a ja nawet nie miałem jej tego za złe. Przecież sam wszedłem w tę grę.

Narrator
    Na twarzy malowało mu się skupienie, jednak w głowie miał ogromny mętlik. Hokage wysłała go razem z Sakurą i Naruto na poszukiwania Itachiego Uchihy. Nie było to mądre posunięcie, jednak nie chciał tego kwestionować. W końcu to ona jest Hokage i ona decyduje o wszystkim. Byli w Yuuki-gakure, prawdopodobnie tam mógł się ukrywać Uchiha, w końcu pomagała mu niejaka Shichi Shukketsu, która stąd pochodziła. Kakashi nie wierzył w to, że kiedykolwiek będzie w stanie ich znaleźć. Skoro oboje byli w stanie zwiać sprzed nosa oddziałowi ANBU, to są w stanie ukryć się dosłownie wszędzie. Pierwsze pytanie które się mu nasuwało na myśl, było to, gdzie w ogóle Akatsuki ma kryjówkę? Gdzie trzymają demony?Prawdopodobnie tam byłby Uchiha. Tsunade zarządziła inaczej, więc i Hatake musiał myśleć inaczej.
    Sakura rozglądała się, na każdym kroku widząc Itachiego, a Naruto szedł przed siebie, nie zwracając na nic uwagi i nonszalancko wymachując rękoma. Kakashi dziwił się Uzumakiemu, jak w tak szybkim tempie mógł pozbierać się po stracie demona. Co prawda nie był on uzależniony od jego mocy, ale nic go ewentualnie nie chroniło. Moc demona przydawała się, gdy chłopak osiągał już swój limit mocy, ale Kyuubi nie był skory do dzielenia się chakrą. Poza tym w ewentualnym starciu z Sasuke Naruto wypadłby co najmniej słabo.
    W Konoha huczało od informacji na temat zabicia Orochimaru przez Sasuke. Kakashi był na prawdę pod wrażeniem umiejętności swojego ucznia. Sarutobi nie dał mu rady, a poradził sobie z nim ten młody chłopak! Tym bardziej przestał wierzyć w siłę Naruto, której teraz teoretycznie nie było wcale...
    Sakura przystanęła nagle, chwytając mocno Kakashiego za rękaw. Oczy, które zawsze były duże, rozszerzyły się do ogromnych rozmiarów.
    - Co się stało? - zapytał Hatake, próbując uwolnić się z uścisku.
    - Mam, już wszystko rozumiem - wyszeptała z przestrachem dziewczyna. - Widzisz tę parę? Przy straganie? Wybierają melony. - Mężczyzna w czarnych, długich, rozpuszczonych włosach i jakaś dziewczyna w masce na twarzy nie powinni w nikim wzbudzać podejrzeń, jednak Kakashi zaczął przyglądać się im uważniej, no i może faktycznie mężczyzna był podobny do Itachiego...
    - Co z nimi nie tak?
    - Tuż przed kradzieżą demona byli w Konoha przy barze ramen. Dziewczyna powiedziała ,,uchiwa''. Wtedy nie spodziewałam się, że to Itachi Uchiha i o niego chodziło. Teraz rozumiem, ona wcale nie jest szalona! - Sakura pod wpływem emocji zaczęła już zakładać rękawice na swoje dłonie, ale Hatake próbował ją powstrzymać.
    - To nie jest argument, Sakuro. Poza tym, nie zrozumiałem ani słowa - mruknął Kakashi, powoli zdejmując jej rękawicę.
    - Nie jest argument?! Ja wiedziałam, że z nimi jest coś nie tak, była dziwnie blada wchodząc do baru, jakby kogoś się przestraszyła! A on kogoś mi przypominał, jakby nie do końca potrafił zmienić swoje rysy twarzy...Kakashi-san, teraz wiem, że to Itachi Uchiha, na pewno! - para zmierzała w ich stronę i od frontu było widać ich wyraźnie.
    - Oooo! Czy to nie Riruka? - wydarł się Naruto, podchodząc do pary. Hatake przyglądał się im uważnie. Mężczyzna zachowywał się normalnie, uśmiechnął się szeroko. Nawet gdyby był Itachim, nic po sobie nie zdradził. Sakura faktycznie miała rację, facet wyglądał jakby próbował się w kogoś zmienić, jednak nie przypominał Uchihy. Dziewczyna natomiast gwałtownie zareagowała. Schowała się za swojego partnera, mocno ściskając jego dłoń. Jeżeli była szalona, nie powinno to budzić żadnych podejrzeń.
    - Riruka, nie bój się! Nie pamiętasz? To chłopak z baru ramen! - odparł mężczyzna, szeroko się uśmiechając. Kakashi zapomniał pilnować Sakurę, która wyrwała mu się i podbiegła do Naruto, w międzyczasie zakładając rękawice.
    - Naruto, to Itachi Uchiha! - Chwyciła pewnie blondyna i odrzuciła go do tyłu. Przez moment na twarzach dziwaków pojawiło się zdziwienie, ale już po chwili mężczyzna znowu zaczął się śmiać. W tym momencie Kakashi postanowił uruchomić sharingan.
    - O czym ty mówisz, Sakura! Spójrz na mnie! - uśmiechnął się szeroko, ale było za późno. Haruno padła na ziemię, jakby martwa. Kakashiemu przeszło przez myśl, ze jednak znalazł ich bardzo szybko. Zobaczył prawdziwą twarz tajemniczego jegomościa. Rzeczywiście Sakura miała rację, to był Itachi Uchiha. Kakashi nie dobiegł jeszcze do pary, a Naruto już leżał na ziemi. Ludzie, którzy chodzili po wiosce, rozbiegli się we wszystkie strony, robiąc bardzo dużo hałasu. Hatake nie myśląc ani chwili dużej, postanowił uderzyć do ataku. W jego dłoni pojawiło się chidori i napierał prosto na Uchihę. Shichi nie myślała długo, tylko rzuciła w Hatake senbonami nasączonymi środkiem nasennym. Starała się celować w jego punkty witalne, jednak chybiła, mężczyzna był bardzo szybki. Itachi złapał go za nadgarstki i starał się utrzymać rękę ze śmiercionośnym jutsu jak najdalej. Shukketsu złapała kunai, uprzednio nasączony w środku nasennym i wbiła go Kakashiemu w udo. Chidori nie zniknęło, ale nieznacznie zmalało. Itachi odczuł jednak różnicę w sile z jaką napierał na niego Hatake. Z chwili na chwilę słabł, aż zaczął robić się wiotki jak ryba.
    - Pożałujecie tego - wymruczał i jego jutsu zniknęło w powietrzu. Shichi uśmiechnęła się pod nosem. Itachi pobiegł przodem, a ona już szykowała się do zrobienia ogromnego susa, gdy padła na ziemię. Czuła jak wokół jej kostki zaciska się dłoń i za żadne skarby nie zamierzała jej puścić.
    - Myślisz, że tak łatwo dałabym ci uciec? - syknęła Sakura, a Shichi zgięła wolną nogę i już miała wymierzyć potężnego kopniaka w twarz Haruno, kiedy to dziewczyna zablokowała drugą ręką cios, chwytając w kostce nogę Shichi. Sakura uśmiechnęła się triumfująco, gdy brunetka usiadła i chwyciła jej różową czuprynę oburącz, ciągnąc do siebie. Rozległ się głośny pisk, aż w końcu Shichi trzasnęła głową Haruno o swoje kolana. Dziewczyna automatycznie puściła kostki Shukketsu, która szybko wbiła jej w obojczyk senbon nasączony środkiem nasennym. Shichi wstała z ziemi, otrzepując swój strój. Uśmiechnęła się szeroko do Itachiego, który patrzał z uwagą gdzieś ponad jej głową. Nagle wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Wyjęła swoją katanę z pochwy i obróciła się gwałtownie, parując cios z kapitanem oddziału ANBU Yuuki-gakure. Gdyby nie Itachi, nie zdążyłaby odparować ataku.
    - Uciekamy! - krzyknął Itachi, powalając silnym ciosem zamaskowaną kobietę. Shukketsu szybko zmieniła kierunek ciosu i trzasnęła tępą stroną miecza w kolana mężczyzny, który od razu runął na ziemię. Dobiegła do Itachiego, który gnał ile sił miał w nogach.
    - Za mną - powiedziała, wyprzedzając go. Lawirowali po ulicach Yuuki-gakure, kierując się do dzielnicy w której był dom Ryuukiego Ryoutaro. Shukketsu nie miała pewności, czy kogoś tam nie zastaną, jednak nie mieli innego wyjścia. Oddziały ANBU depczące im po piętach, oboje nie spodziewali się tego ruszając na spokojną wyprawę podczas której mieli usunąć jej akta.

Shichi
    Schroniliśmy się w piwnicy domu Ryuukiego. Na szczęście nikogo tam nie było, ale na moje nieszczęście Itachi wręcz buzował ze wściekłości. Pomieszczenie było stosunkowo małe, jednak znajdowało się tam świetnie wyposażone laboratorium, gdzie Ryoutaro tworzył najlepsze trucizny. Zamierzał tu wrócić, bo nie pofatygował się nawet, żeby zabrać ze sobą składniki. Bardzo rzadkie składniki.
    Szczerze powiedziawszy, oglądałam to wszystko nie dlatego, że mnie to interesowało. Udawałam skupienie, żeby uniknąć rozmowy z moim rozjuszonym kompanem. Wiedziałam co zaraz powie, ale nie wiedziałam, co może zrobić. Był tak bardzo nieprzewidywalny, tak dziwny, że zaczynałam bać się o siebie.
    - Nie zabiłaś ich? - zapytał, sycząc przez zaciśnięte zęby.
    - Oczywiście, że nie! Nie to jest naszym celem, prawda? - powiedziałam możliwie najłagodniej. Chodził z miejsca w miejsce, co w ogóle nie dawało mi możliwości na wtopienie się w ścianę.
    - Dobrze - odparł krótko. Wydawać by się mogło, że uciął rozmowę, ale tak mogło się tylko wydawać. Kątem oka widziałam, że waży słowa i zaraz zmiażdży mnie jedną, malutką uwagą, której nie będę w stanie puścić mimo uszu. Modliłam się tylko, żeby nie wszedł w tryb zimnego skurwiela, którym rozpieprzał mnie na drobne kawałki. Przerażał mnie do szpiku kości, mroził krew w żyłach i był zdolny do najgorszego.
    W końcu się zatrzymał. Popatrzył na mnie obojętnie, przeczesując powoli włosy, pasmo po paśmie. Nie wiedziałam co wyraża jego twarz, był apatyczny, a mnie zaczynały trząść się ręce. Schowałam je do kieszeni i przeszłam o jeden regał dalej, oglądając fiolki z cyjankiem. Ależ ciekawe!
    - Mówiłem, że tak to się skończy - powiedział bardzo spokojnie, beznamiętnie się we mnie wpatrując. Jego ton był lodowaty, a mnie z gniewu zebrały się łzy w oczach. Ten Itachi potrafił wzbudzić poczucie winy jak nikt inny. Perfekcja w manipulacji ludzkim umysłem, prawdziwy geniusz.
    - Przestań, to nie moja wina, że akurat tam byli! - jęknęłam, próbując rozluźnić atmosferę. Itachi nagle podszedł do mnie i chwycił mocno za barki.
    - Zrozum, że ściągnęliśmy na siebie jeszcze Konohę! Akatsuki, Konoha, pewnie jeszcze Yuuki-gakure, ja na głowie mam jeszcze kilka innych rzeczy, jak na przykład Ryuuki albo Sasuke. Jak puszczą za nami listy gończe, to nie będziemy w stanie skryć się nigdzie. - Faktycznie miał rację, jesteśmy dwójką ludzi, którzy są prawdopodobnie najbardziej poszukiwani na świecie. Wyrwałam się z jego uścisku i tym razem to ja złapałam go mocno za barki.
    - Itachi, jesteśmy zbiegami! Ninja rangi S, nie dramatyzuj! Chciałam tylko przypomnieć, że kilka lat temu miałeś podobną sytuację. Wiedziałeś, że może tak być, gdy zaczynałeś takie życie. Róbmy dalej, to co robiliśmy. Wzbudziliśmy małą sensację, potraktuj to jako wyzwanie, a nie porażkę. Puki co, jesteśmy razem, tak?
    - Przestań mnie uspokajać i lepiej zastanów się nad tym, jak się stąd wydostać, to ty znasz Yuuki-gakure. - Zignorowałam jego słowa, puszczając go. Podeszłam do jednej z półek i przeglądałam znajdujące się tam ampułki, szukając czegoś naprawdę rzadkiego. Itachi westchnął głośno, ale nie podjął już dalszej rozmowy. Myślałam nad dobrą drogą ucieczki, o miejscach gdzie mogło być mało ANBU, ale i możliwość wydostania się z wioski byłaby najłatwiejsza. Dom Ryuukiego znajdował się bardzo blisko lasu Hayashine, który był wprost idealnym miejscem do schronienia się, jednak aby się tam dostać, musielibyśmy przejść przez dzielnicę typowo przestępczą.
    - Jest dobra droga, przez czarny rynek, prosto do lasu Hayashine, tam jesteśmy praktycznie nieuchwytni - powiedziałam, a Itachi przeczesał włosy, analizując mój plan. - Ale to wszystko może być obstawione przez oddziały ANBU.
    - Bo na pewno tak będzie - rzucił szybko, patrząc prosto w moje oczy. Widziałam już po nim, że zgodził się na ten plan. - Dobrze, zrobimy tak jak mówisz, ale musisz się przebrać.
    - Co? - wykrztusiłam, nie bardzo rozumiejąc.
    - To ciebie rozpoznali, nie mnie - odparł krótko, uśmiechając się do mnie. Uznał to za karę!
    - Nie ma sprawy, jeśli to ma ci zrekompensować spieprzony dzień...Proszę bardzo, Uchiha... - mruknęłam, mijając go i udając się na górę, do pokoju w którym Ryuuki trzymał swoje ciuchy.
    Pokój nie był zbyt duży, ale ubrania walały się wszędzie. Wyszukałam granatową yukatę, uprzednio owijając ciasno biust jakimś podartym kimonem. Patrząc na siebie w lustrze widziałam ciało chudego chłopaka. Zaśmiałam się pod nosem i zawiązałam obi wokół talii. Musiałam zrobić coś z włosami, które były na prawdę długie, więc upchałam je pod kimonem. Kiedy już miałam wychodzić, moim oczom ukazał się słomkowy kapelusz - sugegasa. Jakby na mnie czekał! Nałożyłam go na głowę i okazało się, że był na mnie przyduży. Ciągle zsuwał mi się na oczy, ale przynajmniej nie było widać mojej twarzy.
    Gotowa, ruszyłam do piwnicy, gdzie znajdował się Itachi i pewnie tylko czekał, by dogryźć mi z powodu mojego komicznego wyglądu. Pchnęłam drzwi, a gdy Uchiha mnie zobaczył, zrobił pobłażliwą minę, która niby miała ukryć śmiech.
    - Ha, ha, ha! Lepiej ci? - zapytałam, patrząc na niego wściekle. Zaśmiał się na głos, narzucając na barki haori (coś a'la płaszcz do kimona).
    - No to prowadź, chłopcze - rzucił, znowu się śmiejąc. Oj, już wiedziałam, że będę dzisiaj nękana przez kąśliwe uwagi...
    Kierowaliśmy się w stronę lasu Hayashine, mijając tłumy podejrzanych typów. Dzielnica nie była spokojna, szliśmy w takim zgiełku, że nie sposób było usłyszeć drugą osobę. Z każdej strony bombardowano nas propozycjami wszelkiej maści, od skorzystania z usług najlepszej prostytutki w mieście, poprzez zakup najlżejszych shurikenów, aż w końcu do pomocy przy zamordowaniu romansującego na boku męża. Wydawać by się mogło, że to miejsce jest ponad prawem, żadne zasady tutaj nie obowiązują, jednak gdy ktoś uważniej się przyjrzał, ANBU byli widoczni jak na dłoni.
    Staraliśmy się być jak najmniej widoczni, lawirowaliśmy pomiędzy przypadkowymi ludźmi, czasami przystanęliśmy przy jakimś stoisku z bronią. Nie wzbudzać podejrzeń, to była nasza dewiza. Nagle Itachi gwałtownie się zatrzymał, zrywając jakieś kartki przytwierdzone do muru. Czytał je uważnie, a jego czoło mocno się zmarszczyło. Po chwili bez słowa podał mi je, abym się z nimi zapoznała.
    To były dwa listy gończe wystawione przez Hokage opiewające na horrendalne sumy. Konoha poszukiwała mnie i Itachiego, w dodatku tylko żywych. W pewnym sensie te listy nas chroniły, jednak na mój gust, osiągnęliśmy apogeum w ilości zainteresowanych nami ludźmi. Zdenerwował się, wiedziałam to, chociaż nie dał tego po sobie poznać. Ruszył przed siebie zwiększając tempo marszu, dyskretnie rozglądając się czy nie śledzi nas ANBU. Dogoniłam go po chwili i prowadziłam nas prosto do lasu Hayashine.

Ryuuki
    Już nie mogłem się doczekać momentu w którym zobaczę Shichi, a miało to się stać w okresie jakiś dwudziestu minut. Uśmiechałem się już od wczoraj na samą myśl, że wyeliminujemy Akatsuki, a wtedy Shichi będzie mi wdzięczna, że ją uratowałem, do tego Sasuke zabije Itachiego, więc pozbędę się mojego największego wroga!
    Czułem, że to nie może się nie udać, miałem ze sobą najlepszych ninja, moim asem w rękawie był każdy z nich. Pein nie spodziewał się tego, że zjawi się była jinchuriki, albo że pojawi się były członek jego organizacji, ani tego, że może pojawić się rodzeństwo jego dwóch członków. A przede wszystkim nie spodziewał się ataku na jego ,,niepokonaną'' organizację. Myślał, że po tym, gdy odsłoniłem mu swoje myśli nigdy już mu nie będę przeszkadzał, usunę się w cień. Och, jak bardzo się mylił. Był zbyt pewny siebie, uważał siebie za boga, którym przecież nie był. W takim wypadku ja też byłem bogiem, skoro chciałem się z nim zmierzyć? Mógłbym nim być, świetnie by to brzmiało w szkołach, gdy małe dzieciaki mówiłyby o zagładzie Akatsuki. Nie na tym jednak mi zależało. Ważniejsze teraz było tylko to, w jak dużym stopniu spodziewa się nas Pein.
    Plan nie był skomplikowany, był wręcz banalny. Zero finezji i polotu, ale skuteczność była na najwyższym poziomie, oczywiście nie uwzględniałem w nim niepowodzeń, nie było na nie miejsca. Sasori, jako że był kiedyś członkiem, ma za zadanie otworzyć drzwi do organizacji (mógłbym to zrobić sam, nie raz dostawałem się tam ledwo zauważony), a reszta z grupy ma za zadanie rozdzielić się i poszukać wszystkich ciał Peina. Ja w tym czasie szukam Shichi, zabijam Nagato, zajmujemy się zabiciem reszty Akatsuki, widzę jak umiera Itachi i uciekam stamtąd. Bardzo prosty, niezawodny plan.
     Tylko kilka minut dzieliło nad od dostania się do środka organizacji, od pozbycia się tego całego syfu, który rozdzielił mnie i Shichi, od likwidacji ścierwa, łajdactwa i nikczemności, od zniszczenia kolebki zła, która tak długo zatruwała me myśli i życie. Do tej chwili, do tego momentu.
    Zapaliłem papierosa i wygładziłem fałdy na kimonie. Szybko jeszcze poprawiłem amulety, które znajdowały się na moim ramieniu, a Sasori wyszedł z naszego szeregu i kierował się do kamiennych wrót organizcji, której niegdyś był członkiem.
    Otwarcie drzwi zajęło mu kilka sekund, kiwnął do nas dłonią i zniknął w ciemnościach korytarzy. Jako pierwszy dostałem się do środka, pewnie ruszając przed siebie. Kierowałem się od razu do gabinetu Peina, nie byłem pewien, ale wydawało mi się, że minąłem Kisame Hoshigakiego. On sam pewnie też nie był pewien co się działo.
    Do pokoju Peina wszedłem bez pukania, a zamiast jego, zastałem tam Konan, siedzącą za biurkiem i patrzącą na mnie zimnym wzrokiem. Nie podobało mi się to, co zastałem, to nie miałobyć tak!
    - Witaj Ryoutaro, jeśli myślisz o wybiciu Akatsuki, to napewno to ci się nie uda. Poza tym, warto żebyś wiedział, Shichi i Itachi uciekli razem z organizacji. Jeśli mi nie wierzysz, śmiało, możesz szukać. - Patrzyła na mnie z szelmowskim uśmiechem na twarzy, a ja gotowałem się od środka. Nie mogłem znieść jej triumfującego spojrzenia i gdy już próbowałem ją zaatakować, w powietrze wzbiły się setki karteczek, a Konan zniknęła wśród nich.
______
Oooo, ja jak zawsze spóźniona! Przepraszam serdecznie wszystkich za jakość, niestety wypaliłam się doszczętnie, serwuję wam odgrzane kąski. Niektóre sprzed kilku godzin, inne sprzed kilku miesięcy, wszystko okraszone błędami, marny ze mnie kucharczyk... Za to w tym rozdziale już coś się dzieje, jest trochę większa akcja!
Przyszłego rozdziału nie obiecuję wcześnie, ostatnie trzy (chyba) rozdziały pojawiły się na przestrzeni dwóch lat! Mam jednak w zanadrzu kilka pomysłów i trochę chęci do pisania, ale przez lipiec i sierpień - nie ma szans, bo pracuję, najwcześniej wrzesień, ale oczywiście nic nie obiecuję...
Ważna sprawa! Zupełnie nie wiem kogo mam informować o nowych rozdziałach, więc poinformuję starych czytelników. Prosiłabym o wyrażenie takiej chęci, że chcecie być informowani w komentarzach, bo ja już się zgubiłam zupełnie. Tak długie przerwy mi nie służą...
Pozdrawiam was serdecznie i dziękuję z góry, że jesteście (statystyki nie kłamią!!!)

8 komentarzy:

  1. Omójboże omójboże omójboże! Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się cieszę - gdybym potrafiła, to skakałabym aż do sufitu! :D
    Rozdział czytało mi się bardzo przyjemnie. Początek w tej kryjówce taki nastrojowy, nieco smutny. Czytając, zastanawiałam się, jak uargumentuje to Itachi, a on... "bo nie". Nie mogłam z tego, na serio :) Moja nazbyt romantyczna dusza oczekiwała czegoś w stylu "bo cię kocham i się o ciebie martwię" (niezbyt w jego stylu, wiem) czy krótkiego "bo coś może ci się stać" (też nie w jego stylu, ale co tam - marzyć można, za to się nie płaci, haha). Ale i tak ją wziął ze sobą :) Szkoda tylko, że był taki... oschły.
    O ile w opisach walk u innych często się gubię, tak u Ciebie wszystko widziałam oczami wyobraźni.
    Reakcja na listy gończe super :)
    Coś nie wszystko idzie zgodnie z planem u Ryoutaro...
    A, muszę też pochwalić za to streszczenie na górze, bo nie musiałam się cofać do poprzednich rozdziałów (chociaż i to mam w planach).
    Co do wersji mobilnej bloggera, to nie mam ani smartfona, ani androida, bo wolę telefony z klawiaturą numeryczną, bo jak miałam dotykową, gdy tylko zapominałam zablokować, to coś mi się zawsze włączało, w dodatku więcej czasu zajmowało pisanie. Ale, na szczęście, odkryłam, co mi przeszkadza w komentowaniu - nie wiem, dlaczego, ale nie mogę komentować z mojego konta guglowego, dlatego używam nazwy i adresu. Ale nadal nie mam szans na pisanie notek :(

    Jak już pisałam - podobało mi się. Będę czekać na kolejne rozdziały, ale proszę, daj czasem jakiś znak, że żyjesz, bym się nie martwiła, oki??
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ps.: jakby co, mnie nie musisz informować - jestem niemal codziennie, więc widzę, gdy coś się pojawi :)

      Usuń
    2. Dziękuję ci serdecznie za komentarz, był bardzo pokrzepiający! :3
      Ja dalej się zastanawiam czy połączyć Shichi i Itachiego, serio to moja największa rozterka dotychczas, mimo że w opowiadaniu wyraźnie widać, że oboje czują do siebie miętę. Zobaczymy jak to wyjdzie w praniu :D
      Cieszę się, że nie gubisz się w walkach, ja też mam właśnie często problem ze zrozumieniem kto kogo teraz uderzył, albo co tak dokładnie zrobił...Staram się, żeby moje opisy walk były jak najbardziej przejrzyste, zwłaszcza gdy teraz miałam tak długą przerwę w pisaniu.
      Ach, to tu tkwi problem! Mam nadzieję, że komputer wróci z naprawy w miarę szybko, ja rozdziały piszę tylko na komputerze, telefon czy tablet sprawiają mi nie mały problem, zwłaszcza, że mają tendencje do zacinania się...
      W takim razie daję znak życia i ogłaszam wszem i wobec, że zabieram się za kolejny rozdział :D

      Usuń
  2. Wspaniale, że ukazał się ciąg dalszy :)
    Strasznie podobała mi się część, która dotyczyła ucieczki z organizacji i labiryntu. Pierwszy raz w myślach poganiałam bohaterów, bo bałam się, że coś im się stanie.
    Do Konan pasuje stanowczość, a do Sasuke głupota ( jest trywialny oraz naiwny, czyli cała jego esencja :v ). Ogólnie ciekawie obrazujesz charaktery postaci i co najważniejsze odpowiadają one oryginałom.
    Jestem ciekawa jaki będzie ciąg dalszy, bo zdążyłam już zaangażować się emocjonalnie w losy bohaterów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, a ja bardzo się cieszę, że mam nowego czytelnika! :D
      Cieszę się, że opowiadanie się spodobało, niesamowicie mi to schlebia. Uważam jednak, że ta część opowiadania o której wsponiałaś, jest nieco słaba, ale jeśli jest ktoś, kto uważa, że to dobry moment, to nie mam oczywiście zamiaru się sprzeczać w tej kwestii :)
      Cóż, postacie to dość drażliwy temat, mam duże wymagania względem siebie i chcę wam serwować jak najlepsze jakościowo opowiadanie w każdym calu (przemilczmy może pierwszą część i kilka rozdziałów drugiej :D), dlatego też STARAM SIĘ aby Itachi był Itachim a Kakuzu był Kakuzu. Może czasami jest zbyt brutalnie lub nie wszystko idzie po waszej myśli, jednak robię to aby zachowany był realizm sytuacji, no i żeby te postacie zachowywały się w miarę tak, jakby mogły się zachować w danej sytuacji. Zdradzę ci tylko tyle, że w kolejnym rozdziale wyjdzie Uchihowatość Itachiego, na pewno wyłapiesz o który moment mi chodzi ;)
      Ciąg dalszy, mogę obiecać, że się pojawi, nie mam ku temu żadnych wątpliwości, rozdział się pisze, wszystko jest na dobrej drodze, żeby pojawił się on jeszcze w tym roku :D Nie obiecuję konkretnej daty, bo jak powiem, że wrzesień, to i tak pojawi się w grudniu... W każdym razie nie mam jeszcze połowy, choć nie ukrywam, że bardzo bym chciała, bo jak na razie jestem w takim martwym punkcie opowiadania. Mam ułożoną akcję w głowie, ale nie potrafię ubrać tego w słowa i chyba będzie to widać, ale specjalnie nie mówię w którym momencie to następuje, bo mam cichą nadzieję, że nikt się nie zorientuje :D
      Przeogromnie dziękuję za komentarz i nie ukrywam, że zadziałał jak paliwo, bo napędził mnie do pisania dalszego ciągu historii :*

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. No jasne, rozdzial w toku, jest chyba ponad polowa, takze nic tylko wyczekiwac!

      Usuń
  4. Cześć kochanie! <3
    Jestem tutaj i czytam sobie od początku Twojego bloga, żeby poprzypominać sobie fabułę. Jak tylko skończę, skomentuję ostatnie rozdziały. :)))

    OdpowiedzUsuń