13 grudnia 2014

XXXIV. Uciekli razem, muszę go szukać!

Narrator
    Shichi i Itachi biegli w gęstej mgle oplatającej ich kostki. Lawirowali pomiędzy slalomem drzew, starając się, aby oddziały ANBU nie mogły ich dopaść. Znowu uciekali, chociaż Itachi starał się aby nikt nie trafił na ich trop. Przynajmniej udało mu się zgarnąć wszystkie dokumenty Shichi, ale teraz miało to małe znaczenie. Musiał zdążyć na spotkanie ze swoim oddziałem ANBU aby zdać im raport odnośnie jego działalności w Akatsuki. Przed tym jednak musiał koniecznie porozmawiać z Shichi. Biegła kilka kroków przed nim, prowadząc do jakiegoś podobno spokojnego miejsca. Jak widać nie tylko on starał się zostawić dla siebie lokum, gdzie mógł się ukryć.
    Była chłodna noc, ale przychylna dla nich. Księżyc był wysoko na niebie i oświetlał im drogę swoim chłodnym, jasnym światłem. Shichi już na początku zgubiła sugegasę, która ukrywała jej twarz, a kawałek dalej zrzuciła z ramion haori. Pęd powietrza tworzył na jej plecach bańkę z materiału kimona, wyglądała jakby była kilkukrotnie większa niż naprawdę. Itachi zaśmiewał się w duchu z jej wyglądu, nawet nie spodziewał się, że tak długo wytrzyma w tym przebraniu.
    Podbiegł do niej i chwycił za rękę, pociągając ją lekko, żeby się zatrzymała. Przystanęła obok niego ze zdziwioną miną, oddychając głęboko.
    - Wiesz gdzie muszę się za niedługo udać, prawda? - zapytał retorycznie, ale Shichi i tak mu przytaknęła. - Dobrze... - Zmieszał się, nie wiedział jak ma zacząć, co dokładnie chce jej przekazać, więc przeczesał włosy, niemrawo się uśmiechając. Sama Shichi nie ułatwiała mu zadania, wpatrując się w niego jak urzeczona. Stwierdził z przykrością, że cholernie mu się podobała i wyglądała bardzo seksownie w tym przydużym kimonie.
    Sprowadził siebie na ziemię. Domyślił się, że to co powie, może bardzo skomplikować relację między nimi, a nie chciał żeby tak się stało. Chciał, żeby było względnie normalnie, o ile kiedykolwiek ich kontakty były normalne.
    - Obiecaj mi - powiedział powoli i z naciskiem - że po tym co powiem, będziesz normalnie ze mną rozmawiać. Proszę. - Teraz popatrzyła na niego z przestrachem w oczach, ale uśmiechnęła się zachęcająco.
    - Obiecuję - odparła spokojnie, lekko się rumieniąc. Itachi odkaszlnął, przeczesując swoje włosy, westchnął, znowu przeczesał włosy i krzywo się uśmiechnął. Shichi nigdy wcześniej nie widziała go tak bardzo zmieszanego i zawstydzonego. Miała ochotę zaśmiać się na głos, ale była pewna, że wtedy speszyłby się i nigdy nie odezwał. A była bardzo ciekawa tego, co ma zamiar jej powiedzieć.
    - Idę się spotkać z ANBU i chciałbym, żebyś nie rozrabiała za bardzo. Chciałbym też, żebyś coś dla mnie zrobiła. Możesz to potraktować jako wyzwanie. No i to dosyć duża prośba, zrozumiem jeśli jej nie będziesz chciała spełnić. Szanuję ciebie i nie chcę, żebyś odebrała mnie inaczej. No i oczywiście nie myśl sobie, że ciebie nie słuchałem, pamiętam co mi mówiłaś, dlatego naprawdę zrozumiem, jeżeli nie będziesz chciała tego dla mnie zrobić. To jest duża prośba i... - Shichi przerwała mu śmiechem, patrząc na niego pobłażliwie. Zmarszczył czoło, przecież nawet nie zdążył jej powiedzieć tego co chciał!
    - Itachi, do sedna, nie mamy całej nocy. - Jej oczy jeszcze się śmiały, ale nie czuł się skrępowany, wiedział, że jej może powiedzieć wszystko. No, prawie wszystko. Złapał ją za przedramiona, patrząc prosto w ciemne tęczówki. Spięła się w jego rękach i oblała się rumieńcem od samego czoła, aż po koniec brody. Schlebiło mu to, ale musiał w końcu to z siebie wydusić.
    - Idę na spotkanie z ANBU, żeby omówić to co działo się przez ostatni miesiąc. Po tych wiadomościach, które im przekażę, Konoha będzie chciała uderzyć na Akatsuki, aby się ich pozbyć. Gwarantuję ci to. Nie wiem czy sam wezmę w tym udział, to znaczy wezmę udział, jeśli tylko ty się zgodzisz, bo chodzi tu właśnie o ciebie. To jest moja prośba... - Shichi mu przerwała, wchodząc w słowo:
    - Mam wyrazić zgodę na to, czy możesz iść wybić Akatsuki? Itachi, jesteś dorosły, możesz robić co chcesz, przecież nie jesteś zależny ode mnie.
    - W tej kwestii jestem, poza tym przerwałaś mi, moją prośbą jest to, żebyś poszła tam ze mną i zapieczętowała po wszystkim Kyuubiego w Naruto. - Zapadła głucha cisza. Shichi otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku. Spuściła wzrok, patrząc na naszyjnik Itachiego, a on widząc to, puścił jej ramiona. Przez umysł Shichi przegalopowało milion myśli, spodziewała się wszystkiego, każdego pytania, ale nie tak...Nawet nie potrafiła tego wyrazić słowami w swoich myślach. Była zawiedziona tematyką którą ono poruszało. Zawiedziona tym, że on w dalszym ciągu walczy o jakieś urojone ideały, zamiast je porzucić! Cisnęło jej się na usta wiele słów, wszystko co by powiedziała, byłoby oderwane od kontekstu pytania. A Itachi widział kalejdoskop uczuć na jej twarzy, jak walczy ze sobą, zrozumiał, że nie tego się spodziewała i że jest wściekła. Faktycznie, stwierdził, jest idiotą zaczynając pytania w taki sposób.
    Shichi nagle jednak przybrała maskę, uśmiechając się nieco krzywo. Idiotka! Starała się, aby wyglądało to w miarę naturalnie, próbowała siebie oszukać, ale wiedziała, że on już wszystko zauważył. Teraz obmyślała, co ma mu odpowiedzieć na pytanie, które jej zadał.
    - Itachi, moją odpowiedzią od razu powinno być tak, zawdzięczam tobie wiele i pewnie będę zawdzięczać jeszcze więcej, ale... Ja nie chcę współpracować z żadną z wiosek, wiesz o tym. Gdybym podjęła się ponownego załadowania demona, to byłaby współpraca. Nie chcę mieć nic wspólnego z Konohą, która szuka mnie listem gończym. Rozumiesz o czym mówię, prawda? - Nie spojrzała na niego, ale wiedziała, ze zrozumiał, wiedziała też, że zawiódł się na niej, chciał, żeby pomogła jego wiosce.
    - Rozumiem - powiedział, ale nie spodziewał się, że wraz z wypowiedzeniem tego jednego słowa, uwolni się z niego tyle żalu i zawodu. Była mu potrzebna, ale szanował jej decyzję i nie miał zamiaru dalej drążyć tej rozmowy.
    - Jeżeli mogę zrobić to anonimowo, zrobię to dla ciebie. - Spojrzała na niego, delikatnie się uśmiechając. Itachi popatrzył na nią wyraźnie szczęśliwy, uśmiechając się szeroko.
    - Dziękuję, Shichi. - Ukłonił się przed nią, nie spodziewał się, że mogła się zgodzić na coś tak bardzo nie w jej stylu i tylko ze względu na niego. Chciał ją chwycić w ramiona, ale powstrzymywał się resztkami sił. Nie chciał mącić sobie w głowie, a tym bardziej jej.
    - Zrobimy to po mojemu - odparła śmiertelnie poważnie, a jej oczy zabłyszczały z podniecenia w świetle księżyca, który powoli chował się za chmurami. - Na razie nie pytaj o to w jaki sposób, po prostu zrobimy tak jak ja chcę - mruknęła, klnąc na siebie w myślach. Chciała teraz mieć jego opanowanie i zdolności do ukrywania uczuć, albo chociaż umieć przed nim dobrze grać... Nie potrafiła. Itachi nie był głupi, zdawała sobie sprawę z tego, że zauważył jej gniew. Minęła go niby obojętnie, ruszając przed siebie biegiem. W głębi duszy robiła sobie wyrzuty, dlaczego w ogóle mogła pomyśleć o czymś innym niż o przysłudze dotyczącej pomocy w jakimś przedsięwzięciu. Bardziej jednak nie mogła znieść tego, że Uchiha zauważył jej zawód związany z jego pytaniem. Spodziewałaś się czegoś innego, prawda?
    Itachi stał ogłupiały w lesie, patrząc za znikającą sylwetką Shichi. Ruszył za nią, mając mętlik w głowie. Nie czuł, żeby mógł ją w jakikolwiek sposób obrazić, ale nie zapominał o tym jaka bywała porywcza. Poza tym, była kobietą... To utrudniało sprawę. Stwierdził, że lepiej jej nie wołać i dać czas na to, żeby mogła ochłonąć, sam też musiał się przygotować psychicznie na spotkanie z oddziałem ANBU.

Sasori
    Jako pierwszy wszedłem do organizacji i od razu popędziłem w stronę pokoju Deidary. Nie za bardzo interesował mnie teraz plan Ryuukiego, żeby wybić Akatsuki, nie miałem zamiaru szpiegować Sasuke i sprawdzać, czy aby na pewno zabił Shukketsu. Jedyna sprawa, która teraz mnie obchodziła, to to, czy zastanę Deidarę i czy uda nam się zbiec będąc niezauważonymi.
    Gnałem na złamanie karku mijając różne drzwi, które rozmywały mi się pod wpływem pędu. Droga była czysta, nikt mnie nie mijał, nie zaczepiał, nie przeszkadzał. Było bardzo spokojnie, miałem wrażenie, że cała organizacja jest doskonale przygotowana do odparcia naszego ataku. Prychnąłem pod nosem i skręciłem w prawo, mijając pokój Shukketsu, Zetsu, Kakuzu, mój, aż w końcu stanąłem przed drzwiami Deidary, i zaparło mi dech w piersiach. Chciałem iść stamtąd, nie wrócić, zapaść się pod ziemię. Tak na prawdę to co ja sobie wyobrażałem? Dałbym sobie rękę uciąć, że Deidara nawet nie wierzył w to, że kiedykolwiek myślałem o nim poważnie. Nie wspominając już o tym, że znowu pojawię się w jego życiu i zabiorę go ze sobą.
    Odrzuciłem od siebie wszystkie obawy na bok. Zdobędę to, co chciałem zdobyć już jakiś czas temu. Nie wahałem się ani trochę, ale starałem się być najciszej jak się tylko dało. Nacisnąłem klamkę i uchyliłem bezgłośnie drzwi. Chciałem podejrzeć co robi, czy czeka na mnie, czy może śpi, albo robi cokolwiek innego. Chciałem go przyłapać na gorącym uczynku. Tylko jakim?
    Deidara stał obrócony tyłem do drzwi, a przed nim znajdowała się sztaluga ze sporych rozmiarów płótnem. Malował. Och, a ja głupi zawsze myślałem, że sztuka jest chwilą! Uśmiechnąłem się do siebie i przypomniało mi się mnóstwo naszych kłótni na ten temat. Chwila czy wieczność?
    Trzymał pędzel i poruszał nim powoli po płótnie, a w drugiej ręce miał szklankę z whisky. Był jakby w transie, pracował tylko z brzegu, dopracowując jakiś szczegół. Nie interesowało mnie to, co tam malował. Interesował mnie on sam, stał jakby przygarbiony, włosy miał zebrane na plecach w luźny kucyk. Miał na sobie czarne spodnie i nic więcej.
    Wszedłem bez zastanowienia i zorientowałem się, że nie wiem co mam powiedzieć. Niespodzianka, to ja? Wyprzedził mnie, bo leniwie odwrócił się, chcąc odłożyć szklankę na stolik. Wbił we mnie swój zszokowany wzrok, otwierając usta, żeby coś powiedzieć, ale nie powiedział nic. Odłożył powoli pędzel, szklankę i podszedł do mnie z wyciągniętymi dłońmi. Dotknął najpierw mojej twarzy, potem szarpnął za włosy, musnął moje barki, tułów, chwycił moją rękę i patrzył na nią przez chwilę w ciszy.
    - Skończyłeś już? - zapytałem, może trochę zbyt opryskliwie, ale podziałało. Podniósł głowę i spojrzał na mnie z wdzięcznością, uśmiechając się szeroko.
    - Tak, teraz już nie mam wątpliwości.
    - A miałeś jakieś?
    - Cały czas je miałem, nie wiedziałem, kto stoi za drzwiami. - Zmizerniał, ale dalej był pogodny. Dalej był sobą, był osobą, do której chciałem wrócić i dla której tyle poświęciłem. Uśmiechał się, ale smutno, jakby nie był zadowolony z tego, że się tu znalazłem. A może po prostu był pijany? Priorytetem teraz jednak była jak najszybsza ucieczka.
    - Deidara, musimy stąd uciekać. Bierz tylko to, co jest najpotrzebniejsze, zaraz postaram ci się wszystko wyjaśnić. - Zamykał i otwierał usta chcąc coś powiedzieć. Stał w tym samym miejscu, a ja powoli traciłem cierpliwość. Zapomniałem, że to indywidualność, za to go przecież ceniłem... Z drugiej strony doceniłem w końcu Sasuke. To, jak potrafił być posłuszny, nieraz przydałoby się Deidarze, zwłaszcza w takim momencie, gdzie liczy się każda sekunda. Po chwili Deidara leniwie mnie minął i narzucił na siebie koszulkę. Podszedł do szafy, otwierając ją na oścież. W środku nie było nic innego jak jutowe worki wypchane czymś po brzegi. Był spakowany, jakby spodziewał się mojej wizyty. Chwycił jeden wór i rzucił pod moje nogi, a z jego wnętrza wysypała się glina. Zdziwiłem się, ale nie zamierzałem o nic pytać. Ewidentnie do czegoś się przygotowywał, nawet gdy szedł na misję, miał jej zdecydowanie mniej ze sobą. Chwycił kolejny wór i znowu to samo - glina.
    - Masz coś innego poza gliną? - zapytałem, starając się brzmieć spokojnie. W głowie kołatało mi tylko jedno słowo: wariat.
    - Nie, mam tylko glinę - odpowiedział spokojnie, wyciągając kolejny tobół z szafy. Było tego mnóstwo, ale patrzyłem na to wszystko cierpliwie. Dochodziłem do różnych wniosków, ale tylko jeden wydawał się być słuszny. Deidara chciał wysadzić organizację. Ilość, która znajdowała się w szafie, spokojnie wystarczyłaby na wysadzenie kilku takich budynków...Zastanawiałem się tylko, czy chce stamtąd uciec, czy jednak zostać.
    Patrzyłem tylko na to, co robi. Ładował teraz glinę do otworu w dłoniach i formował różne zwierzątka, które wybiegały z jego pokoju, kryjąc się pewnie w każdym zakamarku organizacji.
    - Te wpuszczam tylko do pomieszczenia w którym jest Pein, nie chciałem wcześniej ryzykować. Cała organizacja jest zaminowana od jakiegoś tygodnia - mówił to wszystko z uśmiechem na twarzy, oczy mu się błyszczały. Nawet ja byłem szczęśliwy w głębi duszy.
    - To po co ci te worki? - zapytałem, wskazując ręką na ogromne pakunki.
    - Jak będziemy uciekać, to zostawimy je na korytarzach - odparł z pretensją, jakby to była oczywistość. Zaśmiałem się cicho i usiadłem obok niego na łóżku, czekając aż skończy.

Narrator
    Sasuke stał w korytarzu i nerwowo się rozglądał na boki, próbując wyczuć chakrę Itachiego. Nic nie czuł. Sfrustrowany, ruszył przed siebie, otwierając każde drzwi po kolei. Wszędzie było ciemno i wszędzie nie było Uchihy. Znosił bardzo wiele przez ostatnich kilka lat, w dodatku Sasori powoli wykańczał go psychicznie, w ogóle cała ta ekipa spod ciemnej gwiazdy działała mu na nerwy i niby miałoby się okazać, że Itachiego po prostu nie ma? Po głowie dalej chodziły mu słowa Ryuukiego, że jego brat wybił klan w jakimś innym celu niż tylko sprawdzenie swoich umiejętności. Ciekawość zżerała go od środka, chciał dowiedzieć się nieco więcej na ten temat, ale jak na razie, cisza panująca na korytarzu irytowała go niemiłosiernie.
    Otworzył drzwi od jakiegoś pomieszczenia, które okazało się kuchnią. Na drewnianym krześle siedział nikt inny jak Kisame Hoshigaki, wcinając ze smakiem bułeczkę z fasolowym nadzieniem. W Sasuke aż się zagotowało. Jest jego partner, więc gdzieś jest i jego brat! Podniecony wszedł do kuchni, stając naprzeciw Hoshigakiego. Był pewny siebie jak nigdy dotąd, miał wrażenie, że mógłby nieźle sprać dużo starszego i większego od siebie Kisame. On jednak nic sobie z tego nie robił. Podniósł powoli wzrok na młodego Uchihę, popatrzył na niego chwilę i szeroko się uśmiechnął.
    Sasuke aż zadrżał ze wściekłości. Nie mógł znieść tego, że trafił na kolejnego kretyna, który nie jest w stanie mu pomóc, zasypie go tysiącem durnych anegdot, aż w końcu wyjdzie na to, że nie dowie się od niego niczego konkretnego...
    - Przez chwilę pomyliłem ciebie z Itachim...
    - Gdzie on jest?! - krzyknął Sasuke, nie pozwalając dokończyć Kisame. Hoshigaki pomyślał tylko jedno: nadal nie dorósł od ostatniego razu.
    - Nie ma go - mruknął spokojnie, pakując do ust ostatni kawałek bułki.
    - Jak to go nie ma?! - Chłopak chwycił za katanę i dopiero wtedy zauważył, że przeogromna Samehada jest oparta o blat stołu i zaczyna się nieprzyjemnie ruszać.
    - Nie ma go, przecież powiedziałem. Zbiegł z organizacji razem z Shukketsu. - Sadystyczna natura Kisame nie mogła się już doczekać wybuchu u Sasuke. Widział, jak ta informacja na niego zadziałała, jak młody chłopak miał ochotę go uderzyć, krzyczeć, ZABIĆ ITACHIEGO. Uchiha zaczął chodzić nerwowo po kuchni, wyjął katanę z pochwy i wymierzył ją w Kisame.
    - Gdzie on teraz jest?! - wydarł się, a Hoshigaki dalej spokojnie na niego patrzył, uśmiechając się szeroko. Odsunął tylko od siebie ostrze dłonią, nawet jej sobie nie raniąc.
    - Uspokój się. Nie mam pojęcia gdzie jest, musisz go poszukać. - Sasuke nie czekając dłużej, wybiegł z kuchni, starając się znaleźć Sasoriego albo chociaż Ryuukiego. Wpadł jednak na Shizukę, która ciągnęła za sobą Hakuri.
    - Widziałeś gdzieś tę dziewczynę?! - wycharczała Shizuka, zatrzymując Sasuke. Widziała, że był okropnie wściekły, ale nie wiedziała z jakiego powodu. Trochę ją przerażał, w oczach miał obłęd i chyba nie za bardzo wiedział, kto do niego mówi.
    - Uciekli razem, muszę go szukać! - krzyknął, chcąc wyminąć kobiety, ale Shizuka chwyciła go mocno na ramię. Poczuł jak ręka zaczyna mu marznąć aż do kości. Jeszcze bardziej go to rozjuszyło, ale im bardziej próbował się wyrwać, tym chłód był większy.
    - Chyba sobie ze mnie żartujesz - wyszeptała, a jej twarz wyglądała jakby była z lodu. - Idziemy jej szukać z tobą. - Sasuke nie za bardzo wiedział co ma odpowiedzieć. Jej lodowaty dotyk nieco go uspokoił, choć dalej był rozwścieczony. Dobrze byłoby mieć kompanów na drogę, zwłaszcza, że kobiety były silne. Jednak ich towarzystwo było na dłuższą metę bardzo męczące...Wytrzymał tak wiele, wytrzyma jeszcze i to... Skinął głową, kierując się do wyjścia z organizacji.

    Kisame dokończył jeść ostatnią bułeczkę. Zastanawiał się, jak Sasuke mógł trafić do Akatsuki i dlaczego po drodze mijał jakiegoś mężczyznę, który całą twarz miał w bliznach. Konan ostatnio mówiła coś o tym, że Akatsuki może zostać przez kogoś zaatakowane. W takim razie Hoshigaki już wiedział przez kogo. Chwycił rękojeść Samehady i wyszedł z kuchni, szukając kogoś z kim mógłby na ten temat porozmawiać.
    Szedł niespiesznie, a miecz trząsł się w jego dłoni. Szedł tam, gdzie chciał miecz. Szedł do epicentrum jakiejś dziwnie dużej, ale też nieznajomej chakry. Podobało mu się to, ale nie miał ochoty walczyć. Wolałby, żeby sami siebie wykończyli.
    Znalazł się w gabinecie Peina, ale nikogo tam nie zastał. Wszedł dalej, do jego pokoju, w którym też nikogo nie było. Coś nie dawało spokoju Kisame. Chakra była ogromna, wyczuwał ją całym sobą, a Samehada trzęsła nawet jego ręką. To skupisko było za ścianą. Niewiele myśląc, dotknął dłonią ściany, używając prostej techniki ziemi. Coś lekko się poruszyło, ale nic się nie stało.
    Zaśmiał się cicho, odszedł kilka kroków do tyłu i wymierzył w ścianę potężnego kopniaka. Ukryte drzwi uchyliły się lekko, a on nie lada zadowolony z siebie wszedł do środka. Zobaczył przed sobą kolejny mały gabinet z kilkoma fotelami, małym stolikiem i barkiem pełnym alkoholi. Na jednym z foteli siedziało martwe ciało Peina, a za jego plecami stał mężczyzna z poharataną twarzą, który wcześniej mijał go na korytarzu. Niewiele myśląc, Kisame zamachnął się na niego Samehadą. Miecz wbił się w bok, rwąc kawałek po kawałku tułowia przeciwnika.
    Ryuuki poczuł, jak chakra ucieka z jego ciała, stawał się słabszy z sekundy na sekundę. Znał opowieści o Kisame Hoshigakim i jego mieczu, ale nie spodziewał się, że kiedykolwiek stanie z nim twarzą w twarz i to w tak mało przyjemnych okolicznościach! Nie wiedział co boli bardziej: powiększająca się rana czy smak porażki. Ostatkiem sił uwolnił potężną dawkę chakry, która odrzuciła Kisame do tyłu razem ze śmiercionośnym mieczem. Uwadze Hoshigakiego nie umknęła jedna istotna rzecz. Ciało Ryoutaro zaczęło się błyskawicznie regenerować, jakby nigdy nie został potraktowany Samehadą. Pod strzępami ubrania pojawiła się brzydka, różowa blizna.
    - Jeśli mnie zabijesz, sam umrzesz - odparł Ryuuki, uśmiechając się delikatnie.
    - Czy to jakaś marna próba ratunku? Jesteś wyczerpany, moja Samehada wyssała z ciebie większość chakry... - Kisame był spokojny, ale wietrzył w tym wszystkim podstęp. Co jeśli faktycznie umrze, gdy wyssie z niego całą chakrę? Mężczyna już słał się na nogach, widocznie ulecznie samego siebie pochłaniało bardzo dużo energii, do tego próbował się obronić.
    - Jestem najgorszym przeciwnikiem na jakiego mogłeś trafić. Moja chakra jest zatruta. Ogólnie to nie wiem czy się orientujesz, ale moje trucizny są nieco skuteczniejsze niż te, które miał Sasori Akasuna. Jestem Ryuuki Ryoutaro, bardzo miło mi poznać. - Ukłonił się nisko, trącając ramieniem martwe ciało Peina, które nieco zsunęło się z fotela. - Pokażę ci, jak to działa. - Ryuuki czekał, aż Kisame nie będzie mógł złapać oddechu i chociaż upadnie na kolana, ale on stał wyprostowany tak, jak wcześniej. Wzmocnił działanie trucizny, a w dalszym ciągu nic się nie wydarzyło.
    - Samehada filtruje każdą chakrę, nim ja ją przejmę - powiedział Hoshigaki, jakby czytał w myślach Ryoutaro. Uśmiechnął się szaleńczo i uniósł rękę z bronią, celując w nogę swojego przeciwnika. Chakra przepływała przez miecz falami, trafiając do ciała Kisame, czyniąc go jeszcze silniejszym niż był na początku. Czuł się cudownie, ale musiał przestać. Wolał zostawić przy życiu tego całego Ryoutaro, niż ryzykować i umrzeć w tak głupi sposób.

    Nie za bardzo wiedział co ma robić, pierwszy raz był w takiej sytuacji. Stał u progu organizacji Akatsuki i zastanawiał się, co powinien zrobić najpierw. Priorytetem było znalezienie Shichi, a później tego całego Itachiego Uchihy, do którego wszyscy mieli jakiś problem. Słyszał sporo o tym klanie, znał więcej faktów o Uchihach, niż na przykład o własnej siostrze, która nie wiedzieć jakim sposobem znalazła się w Akatsuki! Umierał każdego dnia, gdy uzmysławiał sobie to, że ona żyje, ale żyje wśród bandy zwyrodnialców, a on, jej rodzony brat, nie może nic z tym zrobić. Nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego tak późno zaczął jej szukać, dlaczego uciekł sam i dlaczego sam nie próbował załagodzić sytuacji z klanem Teru.
    Nie było jej tutaj i doskonale o tym wiedział. Wyszukiwał jej chakrę, ale czuł wszystkich, oprócz niej i tego Itachiego. Podniósł dłoń do ust i zaczął skubać zębami skórki przy paznokciu. Musiał szybko myśleć, co ma teraz zrobić. Nie ma ich, a skoro konspirowali, to pewnie uciekli. Nie miał stuprocentowej pewności, ale znał Shichi na tyle dobrze, że potrafił odczytać pewien schemat z jej zachowania. Gdy działo się coś złego, lepiej było zwiać. Szukał gdzieś potwierdzenia w swoim toku myślenia, ale jeśli była to prawda...to powinien się bardzo pośpieszyć, żeby ich odnaleźć przed wszystkimi. W tej chwili zaczął się dla niego wyścig z czasem.
    Niewiele myśląc, ruszył przed siebie, szukając jakiś śladów, ludzi, drzwi, czegokolwiek! Korytarz był długi i mroczny, ale nie ciemny. Było tam stosunkowo jasno, bo już widział koniec korytarza, a po prawej stronie dostrzegał jakieś drzwi. Bez namysłu wszedł do pomieszczenia, wyczuł chwilę wcześniej, że nikogo tam nie ma. To była kuchnia. Rozglądał się po niej, aż jego oczom ukazały się dwa listy gończe. Mimowolnie spojrzał na nie i w tym samym niemalże momencie zachłysnął się powietrzem. To było coś, co potwierdzało, że Shichi uciekła z Akatsuki. Listy gończe wystawione przez Hokage za kradzież Kyuubiego. Demon na pewno był w organizacji, potrafił wyczuć jego chakrę i nie tylko. Siedem innych demonów buzowało wręcz ze wściekłości, zamkniętych w  inkubatorach. Nie spotkał się nigdy z czymś tak szalonym, ale wiedział w jaki sposób wybieli Shichi chociaż przed Konohą. Musiał odzyskać Kyuubiego za wszelką cenę, znaleźć Shichi i oddać go jej, aby ona mogła oddać go Hokage. Plan był świetny i postanowił go zrealizować. Oprócz znalezienia pomieszczenia w którym mogły być inkubatory dla demonów, cała reszta wydawała się być banałem, przecież on należał do rodu Shukketsu, w dodatku został okrzyknięty geniuszem klanu.
    Wyszedł na korytarz i starał się zlokalizować epicentrum chakry. Było przeogromne, wyraźnie wyczuwalne, ale czuł też duże pokłady chakry należące do ludzi. Nie mógł się tym teraz przejmować, szukał miejsca ukrycia demonów i czuł, że z każdą sekundą jest coraz bliżej.
    Znalazł to pomieszczenie, ale w pokoju tuż obok, była jedna ludzka chakra. Ryuuki Ryoutaro. Mocno osłabiony, ale żywy. Nie zamierzał mu pomóc, wszedł do, jak się okazało - biura, ale ono było za małe na to, aby były tu demony, musiało być gdzieś ukryte przejście. Nie zastanawiając się nawet, postanowił przebić się przez regał z książkami. Wziął rozbieg i przebił się przez deski, roztrzaskując je.
    Był w wielkiej sali, gdzie znajdował się ogromny posąg z dziewięcioma oczami, z czego na jasno świeciło tylko osiem. Przez myśl mu przemknęło, że jednak to są inkubatory. Teraz musiał wykombinować jak tu się połączyć z demonem na odległość. Nigdy nie robił tego w dystansie, zawsze kogoś dotykał. Nie chcąc tracić czasu na wymyślanie jakiś dziwnych technik, postanowił wspiąć się na posąg za pomocą chakry i wyłowić Kyuubiego. Odbił się mocno od podłoża i znalazł się na jednym z palców posągu, wziął kolejnego wielkiego susa i chwycił się powieki jednego z oczu. Wyczuł tam dwuogoniastego, ale Kyuubi był już niedaleko, zaledwie jedno oko w prawo i już! Nie czekał ani chwili dłużej, tylko przyłożył usta do oka posągu i zaczął wysysać chakrę demona.
    Czuł jak palące ciepło rozrywa mu przełyk, ale myślał tylko o Shichi, swojej młodszej siostrze, że tym czynem jej pomoże, albo chociaż w pewien sposób załagodzi sytuację. I choć Kyuubi był bardzo niechętny i stawiał opór, nie miał z nim jakiegoś większego problemu, oko traciło na jasności z każdą sekundą. Starał się go ,,wessać'' jak najszybciej, mimo tego, że teraz żar ciała demona przeniósł się na cały brzuch i z każdą chwilą przybierał na intensywności. W oczach zebrały mu się łzy bólu, a przez myśl mu przemknęło, jak Shichi mogła wytrzymać takie katusze.
    Nagle znalazł się gdzieś poza tym wszystkim, przeniósł się w inny wymiar rzeczywistości. Nie próbował zrozumieć tego, co się stało, pozwolił się ponieść chwili. Poczuł, jak woda obmywa mu stopy, a materiał kimona zaczyna być mokry. Popatrzył do góry i jego oczom ukazała się klatka, a w niej coś naprawdę ogromnego, coś na kształt zwiniętego w łańcuchy Kyuubiego. Gdy tylko o tym pomyślał, głośne warknięcie wydobyło się spomiędzy metalu. Kamihi mimowolnie podszedł bliżej klatki i z łatwością ściągnął pieczęć z demona. Olbrzymi lis wysunął ostrożnie pysk przez kraty, patrząc uważnie na blondyna, zezując dużymi oczyskami.
    - Nie spodziewałem się, że jest ktoś jeszcze silniejszy z rodu Shukketsu - Kyuubi wyszczerzył kły, jakby chciał się uśmiechnąć, ale na Kamihim nie zrobiło to żadnego wrażenia. - Wzbudzam ostatnio dość duże zainteresowanie, nawet nie jestem świadom dlacz...
    - Pomożesz mi - powiedział pewnie Kamihi, przerywając monolog demona. - Nie patrz tak na mnie, znasz jej chakrę i będziesz jej szukał.
    - Przestaje mi się podobać to, że wszyscy mi rozkazują... Nie mam ochoty jej szukać. - Nim Kyuubi zdążył się porządnie zdenerwować, blondyn założył pieczęć na demona, więżącą go w stalowych  kajdanach i kagańcu.
    - Nie obchodzi mnie to, pomożesz mi. - Demon patrzył na niego uważnie, nieco wystraszony. Analizował sytuację, kiedy w ogóle mężczyzna zdążył go zranić, aby pobrać jego krew i kiedy wykonał pieczęć. Czuł, że Shukketsu emanował jakąś dziwną siłą, ale nie rozumiał jak mógł być tak bardzo szybki.
    - A w ogóle to kogo miałbym szukać?! - warknął Kyuubi, uderzając kagańcem o metalowe pręty klatki.
    - Shichi Shukketsu, mojej siostry.
    - Ach tak, pamiętam, teraz pamiętam! Jest bardzo daleko stąd, bardzo dobrze się ukrywa...z Itachim Uchihą. Wiesz, mam nosa do tych spraw, coś jest na rzeczy między nimi.
    - Prowadź mnie do nich. - Kamihi spojrzał prosto w oczy Kyuubiego, a demon mimo to, że był bardzo stary, a jedyna rzecz, która upodobniała go do człowieka, to mowa, zdołał wyczuć uczucia targające mężczyzną. Doskonale widział cały ból w jego oczach, całe cierpienie, tęsknotę, bezradność. Był mu za to wdzięczny, bo miał się czym karmić. To była wystarczająca zapłata za odnalezienie tej dziewczyny.
    - Przypominasz mi Kushinę. Pomogę ci...?
    - Kamihi Shukketsu.
    - Pomogę ci, Kamihi Shukketsu. - Kyuubi prychnął cicho, a przez myśl mu przeszło, że może z tego wyjść całkiem niezła zabawa. W jednej chwili dziwna iluzja rozpłynęła się w nicości.
    Kamihi nie za bardzo wiedział co się stało, nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczył, ale wiedział, że musi czym prędzej ruszyć w pogoń za Shichi, jeżeli chce jeszcze kiedyś zobaczyć ją całą i zdrową. Niewiele myśląc, wybiegł przez dziurę w regale, przegalopował przez cały korytarz, aż dotarł do wrót organizacji, które były lekko uchylone. Pchnął je z całej siły i wyrwał przed siebie, zostawiając za sobą wspomnienie o Akatsuki.

    Yuji nie wszedł do organizacji, tylko stał w tym samym miejscu co na początku. Bał się stanąć twarzą w twarz z którymkolwiek członkiem Akatsuki, nie wspominając o tym, że gdyby wpadł na mistrza Itachiego, zapewne zostałby zabity w pierwszej sekundzie spotkania. Każdy był silniejszy od niego i zdawał sobie z tego bardzo dobrze sprawę, dlatego też nie wchodził nikomu w drogę.
    Sam nie wiedział na co czekał. Patrzył na wrota i wyczekiwał jakiegoś znaku, co miałby robić. Nie zdawał sobie wtedy jeszcze sprawy z tego, że zostanie jednym z najcenniejszych w informacje ludzi na świecie.
    Minęło już trochę czasu, gdy usłyszał jak drzwi od organizacji się uchylają i ktoś się wymyka. Wstrzymał oddech, ale uważnie się przyglądał. To był Sasuke wraz z Shizuką i Hakuri. Widział po chłopaku, że był nieziemsko zdenerwowany, z resztą tak jak i blondynka. Tylko Hakuri jak zawsze zachowała pogodę ducha.
    - Shizuka, to znaczy, że co się stało? - zapytała cichutko niebieskowłosa.
    - To znaczy - Sasuke zaczerpnął oddech - że musimy poszukać mojego brata, Hakuri. Nie ma go tutaj, nie chciał się z nami bawić. - Yuji był pod wrażeniem, że Sasuke potrafił tak doskonale grać. Nawet Shizuka, która już miała krzyknąć na dziewczynę, momentalnie się uspokoiła.
    - Sasuke, Hakuri namówi go, żeby się z nami pobawił, na pewno! I dziewczynka też! Przecież musi oddać Hakuri demona - powiedziała dziewczyna, tupiąc nogą. Uchiha uniósł tylko delikatnie kąciki ust i zniknął z pola widzenia Yujiego, kierując się na południe, a wraz z nim obie kobiety.
    Okabe dalej siedział w krzakach, ale teraz analizował krótką rozmowę, która była bardzo bogata w informacje. Shichi i mistrz Itachi uciekli z Akatsuki i Sasuke zamierza ich szukać... Zastanawiał się w jaki sposób może ich ostrzec, ale doszedł do wniosku, że raczej nie da rady odnaleźć mistrza Itachiego bez jakiś szczególnych umiejętności, które niewątpliwie posiadał Sasuke, Shizuka, a nawet Hakuri. Postanowił czekać na Kamihiego, który wydał mu się najbardziej odpowiedni do usłyszenia tej informacji.
    Nagle z organizacji wyszły kolejne osoby. Nie mógł oderwać wzroku od blondyna z którym wyszedł Sasori. Miał bardzo lekkie ruchy, gdy kłócił się z Sasorim, że Yuji nie mógł wyjść z podziwu, jak można poruszać się z tak ogromną gracją, nawet wtedy, kiedy jest się wkurzonym.
    - Deidara, nie będziesz niczego wysadzał - powiedział spokojnie Akasuna, okrywając się szczelniej brązowym, długim płaszczem. Był niższy o głowę od Deidary, ale jak na dłoni było widoczne, że to on ma większą przewagę.
    - Danna, muszę coś wysadzić, nie żartuję! - blondyn pogroził palcem mężczyźnie i stworzył z gliny wielkiego ptaka, na którego wskoczył z wdziękiem. Yuji patrzył na przedstawienie jak oczarowany, gdy drzwi organizacji ponownie się otworzyły i pojawiła się ogromna postać.
    - Widzieliście gdzieś młodszego brata Itachiego? - Kisame uśmiechnął się głupio, dostrzegając komizm sytuacji.
    - Znając Sasuke, udał się na południe... - odparł Sasori, a Deidara uniósł grzywkę, uruchomił swoje urządzenie namierzające i patrzył przez chwilę w tamtym kierunku, po czym powiedział:
    - Zdecydowanie, nawet nie wybrał się sam. Jest już trochę daleko, ale myślę, że zaraz go dogonisz jeśli się pospieszysz.
    - Nie mam zamiaru się spieszyć - wymruczał Hoshigaki, pakując Samehadę do pochwy. Ruszył spacerowym tempem na południe i po chwili zniknął wśród drzew.
    - Zabije ich - powiedział beznamiętnie Deidara, rozsiadając się na grzbiecie sowy. - Ciekawe co go tak wzięło na młodego Uchihę...
    - Udajemy się na zachód i błagam, nic nie wysadzaj - burknął Sasori, prostując fałdy na płaszczu. Uśmiechnął się lekko i skierował się na zachód, szybko znikając wśród drzew. Ptak Deidary machnął dwa razy skrzydłami i wzniósł się w powietrze.
    Yuji znowu został sam. Czekał na Kamihiego, ale on dalej nie nadchodził. Zastanawiał się, co będzie robił później, jak już wszystko mu powie. Znowu wróci pod skrzydła Ryuukiego? Nie miał ochoty spędzać z nim czasu, uważał, że był nienormalny i jego pomysły napadania na Akatsuki czy zabicia mistrza Itachiego były co najmniej poronione. Nawet sam jego sposób bycia nie odpowiadał Yujiemu, uważał, że facet jest dwulicowy i egoistyczny. Miał mu za złe, że chciał zabić jego mistrza, mimo, że kiedyś z nim współpracował.
    Z zamyślenia wyrwał go ktoś wybiegający z organizacji. Ostrożnie wyjrzał zza krzaków, upewniając się, czy to nie był przypadkiem Kamihi.
    - Kamihi! - syknął, starając się być jak najciszej. Mężczyzna nawet się nie zatrzymał, tylko dalej pędził przed siebie. Yuji cieszył się teraz z tego, że zawsze bardzo szybko biegał. Nie miał większego problemu z dogonieniem blondyna, ale on nawet nie zwrócił na niego uwagi. Dalej patrzył przed siebie i biegł. Yuji niewiele myśląc, chwycił Kamihiego za rękaw kimona i obrócił go w swoją stronę. Po ułamku sekundy poczuł, jak puchnie mu oko, ale nie puścił mężczyzny. Dostał potężny cios, lecz musiał mu powiedzieć co usłyszał.
    - Odczep się! - krzyknął Kamihi, próbując wyrwać się z uścisku chłopaka.
    - Sasuke będzie szukał mistrza Itachiego i twojej siostry! Wyruszył razem z Shizuką i Hakuri, a za nimi poszedł Kisame Hoshigaki! Musisz im pomóc! - wysapał Yuji, wyczekując jakiejś reakcji ze strony Kamihiego.
    - Dziękuję Yuji i przepraszam - mruknął mężczyzna i ruszył pędem przed siebie. Okabe przysiadł pod drzewem i zaśmiał się gorzko. Musiał zrobić ze sobą coś pożytecznego...
_______
Jak zawsze punktualnie... Przynajmniej jeszcze w tym samym roku wstawiłam.
Od razu zabieram się za kolejny rozdział, puki rozpiera mnie wena i mam jakiś pomysł na rozdział. To co zaserwowałam wam dzisiaj... Śmiech na sali! Zwłaszcza końcówka... Na prawdę, ja bym mogła pisać tylko o Shichi i Itachim, ale zaczęłam tyle wątków, że nie mogę ich ot tak zakończyć.
Pomijam fakt, że nie mam motywacji.
No cóż, pozostaje mi tylko się z wami pożegnać i do następnego napisania! :)

18 komentarzy:

  1. Hm, ciężko było nadrobić wszystko ale udało się! Być może nie wychwyciłam wszystkich wątków ale historia Shichi bardzo mnie zaciekawiła :) W sumie dawno nie czytałam czegoś tak dobrego ( a na pewno będzie lepiej, w końcu widać, że w ostatnich rozdziałach nieco się poprawiłaś - bo czytało mi się łatwiej i szybciej niż na początku). Postać Shichi polubiłam od razu. Nie jest wyreżyserowaną, słodką dziewczynką, a to tylko wzbudza sympatię :3 Cóż, czekam na ciąg dalszy!
    Pozdrawiam i życzę dużooo weny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, serio jeszcze jest ktoś, kto był w stanie przeczytać całość? Niezmiernie mi milo to czytać!
      Szczerze powiedziawszy, na te chwile nawet ja nie jestem w stanie wychwycić wszystkich wątków, powoli zaczynam się gubić we własnym opowiadaniu...
      Coz, z lekkością to bym jednak bardzo mocno polemizowała, bo jednak kilka ostatnich postów, to nic innego jak bogactwo w akcje, a nie w samo słownictwo. Sa niektóre posty zupełnie o niczym, jednak stylem nadrabiają ostatnie baaardzo mocno. Mimo wszystko - serdecznie dziękuje, jeśli tak twierdzisz :D
      Ach, ja jednak z biegiem czasu wykreowałabym zupełnie inna postać. Ten charakter, który ma od kilku postów zupełnie mi odpowiada - w końcu to cala ja! Jednak jeśli opowiadanie ma trzymać poziom, to Shichi z pierwszej serii czy tez około 15 pierwszych rozdziałów, to niedojrzała gówniara. Ona po prostu dorastała ze mną ;)
      Pięknie dziękuje za komentarz, wiele dla mnie znaczy - uwierz mi! Czytelników mam jak na lekarstwo, ale to wszystko z mojej winy. Dziękuje jeszcze raz :)
      PS. przepraszam najmocniej za to, gdy momentami nie mam polskich znaków - to wynik mojej zabawy z klawiatura i niestety wszystko poprzestawiałam...

      Usuń
    2. Rozumiem, rozumiem. A także wpadłam tutaj po raz kolejny ( i to nie z zamiarem zobaczenia nowego rozdziału) tylko by nominować Cię do Liebster Advard! :)
      Więcej informacji na: http://czasniedzialananaszakorzysc.blogspot.com

      Usuń
  2. Ohayo ^^
    Chyba się za bardzo nie znamy? To może wspomnę coś o sobie? Jestem Kanako i za sprawą Kushiny-chan, czy może raczej teraz Kejży, jakimś cudem dostałam się na Twojego bloga ^^
    Mam jeszcze cholernie dużo do nadrobienia, ale Itachi jest moją ulubioną postacią z Naruto, więc grzechem byłoby pominąć tego bloga. Po przeczytaniu wybiórczych wersów stwierdzam z ulgą, że Twój styl pisania jest przyjemny i prawdopodobnie wciągnę się w tego ficka ^^ Tak więc cofam się powoli na początek i będę się starała nadrabiać kolejne notki ^^
    Pozdrawiam i życzę dużo weny ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, bardzo mi miło, że w moich skromniutkich progach pojawia się kolejny zbłąkany (rządny Itachiego) czytelnik!
      Owszem, rozdziałów jest sporo, nawet bardzo, ale radzę osobiście ominąć pierwszą serię, która w sumie nic nie wnosi do opowiadania, a jedynie utrudnia wszystkim życie, z tego tytułu, że jest cholernie topornie napisana. W drugiej serii z biegiem są wyjaśniane kolejne wątki, także nieszczególnie się pogubisz :)
      Pozdrawiam i życzę wytrwałości w czytaniu :D

      Usuń
  3. Witaj, jestem Twoją fanką i pragnę nominować Cię do nagrody/zabawy ;)
    http://historia-hyuga.blogspot.com/p/nominacja.html
    Jeżeli zechcesz weź udział, blogowicze, łączmy się!
    Gratuluję :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja cię kręcę, ty jeszcze piszesz! Szaleństwo, powiadam :D
    Właśnie łaziłam po linkach na moim blogu, pomyślałam, że cię odwiedzę :D
    Odezwałabyś się czasem xD
    Jak tam sesja - cichy morderca???
    :)
    Żal Anonim deixtsu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapowiedziałam kiedyś, że pisać będę do końca, jak na razie się nie poddaję :D
      Wesz co, cichy morderca uwięził mnie w łóżku z biofizyką, która kompletnie mi nie wchodzi, ale już po 3.02 zabieram się za anatomię, także będzie nieco ciekawiej :D Oczywiście mam tryliard ciekawszych rzeczy do zrobienia, które aktualnie wykonuję, ale cztery strony biofizyki przeczytane!
      A ty jak sobie z tym radzisz? :D

      Usuń
    2. Dużo ci zostało do końca?
      Oo, medycyna? :P
      Ja jestem na prewencji weterynaryjnej, anatomię mam za sobą...
      A dziś pisze ostatni egzamin z żywienia i paszoznawstwa. To jest królowa nauk na naszej uczelni, egzamin trwa 6h i jest... straszny xD
      Jak go zdam będzie wolnoooość. Tja.
      Też mam ciekawsze rzeczy do robienia, oj ciekawsze...
      Mianowicie, wyobraź sobie, że postanowiłam zrobić komiks na podstawie moich wypocin, ha ha ha :D Ma człowiek pomysły na starosć... Oczywiście wszystko będzie odmangowione :P

      Usuń
    3. Szczerze? Sama nie wiem jak to się rozłoży w rozdziałach, ale znając mnie to jeszcze spokojnie 10 rozdziałów, wypuszczonych w mękach i bólach na przestrzeni 6 lat...
      Nie, medycyna nie, za wysokie progi. Mam tylko namiastkę tego, co się tam odwala - jestem na fizjoterapii.
      O matko, ten egzamin brzmi bardzo nieprzyjemnie, mam wrażenie, że przy tym anatomia to barszcz!
      Przeczytałam biofizię, ale teraz oglądam vlogi...
      Czekam na komiks w takim razie! Będzie na deviancie czy raczej blog?

      Usuń
  5. Haah, czyli nasza normalka :D I tak mnie nie pobijesz - 1 notka na 2 lata, chyba, że się postarasz xD
    Fizjoterapia ma przynajmniej przyszłość :P
    Meh, nie zdałam tego żywienia, w piątek drugi termin, o życie... Ale tylko ostatniego etapu - 100 pytań abcd... wolałabym pisać książkę o anatomii...
    Angielska wersja komiksu będzie na deviancie i smackjeeves, polska na blogu zakon-bezdomnych.blogspot.com, może na smackjeevsie i może jeszcze gdzieś jak obczaję jakiś portal komiksowy, na razie zielona jestem...
    Na dniach wstawię na dA rysunki koncepcyjne, tak dla ciekawostki, żeby lud poczuł klimat :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny rozdział planowałam jakoś niedługo po tym wstawić, ale znając mnie i moje możliwość to masz rację - za rok.
      Ja z kolei biofizyke zaliczylam (cudem!), teraz siedzę z anatomią, a dokładniej pieprzone stawy, które są TAK BARDZO NIECIEKAWE :C
      O, to jak na deviancie, to jestem w domu, tam akurat jestem nadzwyczaj często, a angielska czy polska wersja nie sprawia mi problemu. W takim razie nic, tylko czekać na nowości :D

      Usuń
    2. Nie pamiętam, czy ci odpisywałam i nie doszło, czy nie odpisywałam
      o_o
      Fakt, stawy są niesłychanie interesujące :D
      Ja juz mam sesje za sobą, wróciłam do psychicznej homeostazy, jak u ciebie?
      Przy okazji, jak masz fejsika, to zapraszam :D
      https://www.facebook.com/Kikifukoart

      Acha, nie chciało mi sie wylogowywać z konta studyjnego, ale to wciąż ja xD

      Pozdrawiam!!

      Usuń
  6. Hej! Pod względem akcji rozdział - mniam, pod względem zawartości Itacha - buuu mało :( Ale muszę Ci powiedzieć, że nawet to mało, jest super. Ah te jego ideały, można by pracę napisać na ten temat.
    Akcja z Sasorim i Deidarą też super, gołąbeczki uciekają razem <3 Reszta brygady też daje kopa, jestem ciekawa jak to się rozwiążę. Sądzę, że wszystko powoli zmierza ku grande finale?
    Eh, studia, sesje, rozumiem ;( Tylko ja zawsze weny dostaje właśnie w trakcie największego natężenia obowiązków ;/ co poradzić prokrastynacja at its finest :P A później idź te krzaki ogarniaj i słuchaj półgodzinnych wykładów o tym jak musimy work hard bo samo to się nie da :/
    Widzę z wyższych komentarzy, że rzuciłaś się na fizjoterapię, słyszałam że to siostra medycyny jeśli chodzi o ilość i pojebizm rzeczy do nauki. Kraków czy gdzieś indziej? ;)

    Dodawaj coś za niedługo! Życzę weny <3
    Buziaki
    Black

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o akcję, to przeszłam samą siebie! Itachi wystarczy, że jest w szablonie, ale kolejny rozdział szykuje się bardzo Uchihowy, nawet jestem skłonna powiedzieć, że za bardzo!
      Masz rację, wielkimi krokami zbliżamy się ku końcowi, ale nie umiem napisać ile jeszcze rozdziałów. Bardziej jestem w stanie powiedzieć, że to będzie gdzieś za dwa lata XD
      Aktualnie mam w miarę luz (okej, oprócz fizjologii i łaciny), ale pięknie to ujęłaś - pojebizm rzeczy do nauki jest wprost proporcjonalny do nieprzydatności :D No a ja siedze w Koszalinie ;)
      Postaram się dodać, ale nic nie obiecuję. Siedzę nad rozdziałem i coś tam modzę, ale nie idzie mi najlepiej : |

      Usuń
    2. Itachiego nigdy za wiele ;) Hahahha, jak ja skończę za dwa lata to uznam to za sukces godny pochwały :P
      Przedmioty zapychacze są najgorsze ;/ po co to komu :P Też miałam tego dużo na pierwszym roku, teraz jest już lepiej na szczęście ;)
      Spokojnie, wena przyjdzie w sesji ^^ ;*

      Usuń
    3. Ok, Black nie ogrania gdzie komentować -.-" chyba muszę iść spać ;)

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń