Narrator
Pein patrzył bez słowa na wiotkie ciało Uchihy, które
opadło bezwładnie na ziemię. Dopiero po kilku sekundach zorientował
się, co się stało i zaczął reagować błyskawicznie. W myślach już wołał
Shichi, klękał przy martwym ciele Madary i wydłubywał jego oczy gołymi
rękoma. Nie mógł pozwolić na to, by ktoś jeszcze został poddany jego
genjutsu, chociaż od kilku dobrych minut już był nieżywy.
Shichi
weszła zszokowana do kuchni, nie wiedząc do kogo najpierw podejść.
Patrzyła na Peina pytającym wzrokiem, zatrzymując go przez moment na
pustych oczodołach starszego Uchihy. Miała coś powiedzieć, ale zamknęła
usta, klękając przy Itachim. Z nosa leciała mu krew, oczy miał otwarte,
jednak potwornie puste, zionące niesamowitym otępieniem. Wzrok miał
utkwiony gdzieś ponad tym wszystkim. Shukketsu sprawdziła jego puls,
który był bardzo słaby. Według niej, dalej był w świecie iluzji. Skupiła
chakrę w dłoni i ostrożnie przelewała ją do ciała Itachiego. Poczuła
szarpnięcie, Uchiha nie był w genjutsu, udało mu się je opuścić
wcześniej, jednak dalej leżał nieprzytomny na ziemi. Ponownie sprawdziła
jego tętno. Dalej było słabe, wyraźnie odzywała się jego choroba.
Musiała działać szybko, nadal nie wiedziała co mu jest i czy z pewnością
jest to wina oczu. Pobiegła do pokoju sanitarnego, po szpitalne łóżko,
na którym ostatnio leżała Yoshiko i pognała z nim do kuchni.
Zastała tam Peina sprawdzającego puls Itachiego. Lider jakby otrząsnął
się z transu w który wpadał, gdy tylko myślał o swej potędze. Shichi nie
musiała go zachęcać by mówił. Odezwał się pierwszy, nieco zachrypniętym
głosem:
- Nie spodziewałem się tego…To Hidan i Kakuzu go zabili.
Nawet nie wiem jak dali radę! – Pomógł Shukketsu położyć Uchihę na
materac, wypychając go z pomieszczenia. – No i on. – Wskazał leniwym
ruchem głowy na ciało Itachiego. – Wszedł, spojrzał na niego,
powiedział, że jest martwy i jak zahipnotyzowany patrzył na niego. Po
kilku minutach zorientowałem się, co zaszło. Wyrwałem go z tego genjutsu
jakimś cudem. Mam tutaj oczy Madary, zrób coś z nimi. No i z Itachim
też. – Nagato położył je tuż obok bladej dłoni Itachiego, brudząc
śnieżnobiałe prześcieradło. Shichi otworzyła drzwi od swojego pokoju i
pociągnęła łóżko do środka. Pein pomógł jej przełożyć Uchihę na posłanie
i wyszedł bez słowa z pomieszczenia, zamykając cicho drzwi. Patrzyła na
nie przez chwilę, wzdychając głośno.
Otworzyła gwałtownie
szufladę, wyciągając puste opakowanie z formaliną w stężeniu pięciu
procent. Zebrała oczy i wrzuciła je do pojemnika, szczelnie zamykając. Z
powrotem wsadziła je do szuflady, tuż obok czarnych oczu Yoshiko.
Popatrzyła na Itachiego. Jeszcze godzinę temu z nim rozmawiała,
uśmiechnął się nawet dwa razy. Coraz częściej to robił. A teraz leżał
wycieńczony na jej łóżku, z pół przymkniętymi powiekami. Podeszła do
szafy i otworzyła ją szeroko, wyciągając duży karton. Ciągnęła go po
ziemi, umieszczając przy szafce nocnej. Otworzyła i wyjęła waciki oraz
wodę utlenioną. Waciki zmoczyła i zaczęła oczyszczać twarz Itachiego z
krwi. Robiła to delikatnie i zupełnie odruchowo, jakby miała z takimi
przypadkami do czynienia każdego dnia. Po raz trzeci sprawdziła jego
tętno, czując pod palcami, że dalej jest bardzo słabe. Oddychał ciężko,
świszcząc przy wciąganiu powietrza. Z reguły nie świadczyło to o niczym
dobrym, ale miała nadzieję, że to tylko chwilowe. Po przetarciu twarzy i
szyi z krwi, powoli i dokładnie badała go dłońmi, zaczynając od głowy,
przez tors, aż po podbrzusze. Nic nie znalazła, jednak na pewno jego
choroba się nasiliła. Jakkolwiek ona się nazywała, była dla niego bardzo
groźna, a Shichi na razie nie wiedziała jak jej zapobiec.
Papieros w prawym kąciku ust opadał bezwładnie. Od dawna nie
palił, uważał to za coś dystyngowanego, a takie rzeczy stanowczo do
niego nie pasowały. Teraz jednak chciał uczcić swój triumf, a trochę
wyrachowania nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Uśmiechnął się z
wyższością, wypuszczając dym nosem, niczym rozjuszony byk. Madara
załatwiony, Itachi martwy, brakuje jeszcze Shichi i jej ciepłego
uśmiechu, którym go uraczy, gdy go ujrzy.
Pein siedział na
przeciwko niego, popijając wolno koniak ze szklanki. On też był wyraźnie
usatysfakcjonowany, że pozbyto się Madary, za młodszym Uchihą wyraźnie
by tęsknił. Przecież był jego prawą ręką. Zaciągnął się głęboko, nie
dotykając dłonią papierosa.
- Shichi powinna się zaraz zjawić –
mruknął Nagato, patrząc do wnętrza szklanki. Ryuuki kiwnął głową, a
popiół spadł na jego śnieżnobiałe kimono. Strzepnął je gwałtownie,
wyjmując papierosa z ust. Rzucił na wydechu wiązankę wulgaryzmów, znowu
się zaciągając, jakby nigdy nic. Chciał wyglądać przyzwoicie przed
Shukketsu, ale wyszło jak wyszło.
Drzwi od gabinetu uchyliły się
lekko, zobaczył w nich jej zdziwioną twarz. Poprawił amulety na
ramieniu, uśmiechając się szeroko w jej stronę.
Ona spojrzała na
lidera nieco krytycznym wzrokiem, robiąc jeden krok, drugi już był susem
przez połowę pomieszczenia. Doskoczyła do Ryuukiego, chwytając go za
poły materiału, tuż pod szyją. Nagato spojrzał na nią karcąco, jednak
ona zupełnie to zignorowała, dalej ściskając kimono.
- Myślałeś,
że umarł, dlatego tak się triumfalnie obnosisz? I myślisz, że nie wiem,
kto go wydał? Peina możesz sobie nabijać w butelkę, ale nie mnie! Uchiha
czasami mówi przez sen i właśnie ciebie wydał. Zabij Ryoutaro,
konfident. To właśnie powiedział i zamierzam wypełnić jego prośbę. –
Rudowłosy złapał ją od tyłu, wykręcając jej ręce. Porwał przy tym kimono
Ryuukiego, ale nieszczególnie się tym przejął.
- Nic takiego nie miało miejsca! – wrzasnął poddenerwowany czarnowłosy.
- Gówno prawda! Widzę po twojej minie! Zabiję ciebie!
- Uspokójcie się!!! – wrzasnął Pein, sadzając Shichi na krześle.
Dziewczyna wyrywała się, jednak on dalej trzymał ją za barki. – A ty,
otwórz umysł. – Ryuuki spojrzał na niego z przerażeniem w oczach stojąc
na środku gabinetu. Co miał zrobić? Odsłonić swoje wszystkie myśli? Nie
chciał, żeby Pein wiedział o wszystkim. Zataić niektóre fakty? Będzie
boleśnie próbował je odkryć. Nie robić nic? Zabije go. Co by nie
zrobił, byłoby złe. Stał więc spokojnie, patrząc przed siebie i
westchnął głośno. Przestał blokować swoje myśli przed Peinem, ukazał mu
wszystko. Od momentu, gdy znalazł Madarę i powiedział mu cały plan
Itachiego, poprzez spotkania z Sasorim, aż do spotkania dwóch kunoichi –
Shizuki i Hakuri.
Nagato stał spokojnie, jednak coraz mocniej
zaciskał dłonie na ramionach Shukketsu. Spodziewał się, że Ryoutaro nie
był wobec niego do końca szczery i lojalny, ale nie spodziewał się tego
po Shichi, a tym bardziej po Itachim. Dalej szperał w jego głowie jak w
swoich szufladach, wyszukując coraz to nowe fakty i spiski. Zazgrzytał
zębami, sztywne ręce oderwał od Shukketsu, podchodząc wolno do biurka.
Usiadł ciężko na fotelu, czekając aż atak furii mu przejdzie, na co się
nie zapowiadało. Obie dłonie położył na blacie, chwytając stos kartek,
którym rzucił przed siebie.
- Zejdź mi z oczu, z tobą policzę
się później, a ty zostań, jeśli możesz. – Shichi wstała z krzesła
zupełnie oszołomiona i wyszła z pomieszczenia jak przykazał jej lider.
Pein
Ledwo panowałem nad emocjami, miałem ochotę wstać i
rozkwasić Ryuukiemu ryj na ścianie. Nie mogłem tego zrobić, bo był
zamieszany w tyle dziwnych spraw, że taka kara byłaby dla niego zbyt
lekka. Zdradził mnie, a takich rzeczy się nie robi. Stał teraz bez
ruchu, wpatrując się w jakiś punkt utkwiony na ścianie. Kartki leżały na
podłodze, przyozdabiając ją grubą warstwą.
- Nawet jeśli
starasz się nie myśleć o tym, że ci się upiecze, to wiem, że chcesz tak
pomyśleć. I od razu ci odpowiem! Nie upiecze ci się, na pewno nie u
mnie. Usiądź sobie, rozmowa będzie bardzo długa, tak myślę. A teraz
opowiedz mi wszystko. Dlaczego współpracujesz z Itachim na boku? –
Popatrzył na mnie wystraszonym wzrokiem, po chwili jednak rozluźnił się,
ukazując zupełnie inną twarz. Pewną siebie i groźną. Taką, której nigdy
nie spodziewałem się u niego widzieć. Równie szaloną jak u Sasoriego,
który postanowił opuścić organizację.
- Chcesz wiedzieć? Chcesz
poznać całą prawdę? – Pokiwałem twierdząco głową, patrząc na niego
uważnie. – Dobrze, ale jeśli mi przerwiesz, obiecuję ci, że w ciągu
dziesięciu sekund zatruję wszystkich w organizacji łącznie z tobą. Z
tobą, Nagato. – Chwyciłem zębami kolczyk w wardze, czekając aż zacznie
mówić. Jeszcze bardziej denerwowała mnie ta cała sytuacja, gdy patrzyłem
na jego pewność.
- Dlaczego miałbym ci przerywać? Mów, będę słuchał.
- Dobrze, Pein. Zacznę od ciebie. Pracowałem dla ciebie, ale dlaczego
chciałeś mnie zabić tuż po tym, jak pozbyłbym się Madary? Czy to jest w
porządku? Albo twój osobny plan wykorzystania bijuu? Nie wiem jakim
cudem chciałeś poprowadzić wojnę z pięcioma wioskami, ale życzyłbym ci
powodzenia, gdybyś chciał to zrobić. – Zacisnąłem pięści, teraz już
wiedząc dlaczego mam mu nie przerywać. Chciał mnie wykończyć moją własną
bronią. – Konan, ta wiecznie oddana ci Konan. Małomówna i cicha, jednak
ona też wszystkich szpiegowała. Wiedziała co knujesz, wiedziała co robi
Madara, ale nigdy nie chciała ciebie martwić, wiedziała o Sasorim,
domyślała się co robił Itachi w wolnym czasie, zdawała sobie sprawę z
tego, jakie zagrożenie prowadzi przyjęcie Shichi z powrotem do
organizacji. Nie była lojalna wobec ciebie…Itachi to chyba moja ulubiona
osoba w twojej organizacji. Współpracowałem z nim dlatego, że
zagwarantował mi po wykonaniu wszystkich zadań, że Shichi będzie moja na
zawsze. Później jednak, zaczął kantować, co jest w jego stylu, a mnie
się to nie spodobało. Knuł przeciwko wszystkim. Chciał zabić Madarę,
potem całe Akatsuki, a to wszystko dla dobra Konohy. Gdyby mógł, zabiłby
jeszcze Orochimaru. Cudowny chłopak, zrobiłby wszystko dla swojej
wioski, a na koniec zwiałby z Shichi i posuwałby ją gdzieś w domu na
uboczu z dala od tego całego zgiełku. Musiałem się na nim zemścić, nie
mógłbym patrzeć na to, jak Shichi marnuje się przy tym kolaborancie. No i
doniosłem na niego Madarze. – Nie domyślił się, że zaszkodzi tym mnie?
Że mnie rozwścieczy? Mogę go zabić w każdej chwili.
- Widzę, ze
wzrasta w tobie gniew. Więc może teraz coś o…Shichi? Ona jest tobie
wierna, tylko Itachi…Ech, wszystko to jego wina, on najwięcej miesza.
Nagadał jej głupot o lepszym świecie, a ona w to uwierzyła, chcąc wybić
Akatsuki. Wiesz, w pewnym momencie zapragnąłem jej śmierci. Zwłaszcza
jak zobaczyłem ją w jednym pokoju z Uchihą, gdy beztrosko sobie
rozmawiali, albo spali w jednym łóżku…Ja jednak wiem, że to dobra
dziewczyna.
Sasori był dobrym ninja, jednak pomimo swojego
drewnianego ciała, był miękki. Szukał współpracy ze mną, aby spotkać się
z Deidarą. Czy to nie słodkie? Współpracował też swojego czasu z Kabuto
i Orochimaru po jego odejściu z Akatsuki. No i jeszcze żołnierzami z
Suny. Nie chciał tu być, ale nie chciał też stąd odchodzić, ważne, żeby
Deidara był przy nim i liczyło się tylko jego szczęście, dlatego tylko
tolerował Yoshiko. A ona sprowadziła na Akatsuki problem w postaci dwóch
kunoichi szukających swojego demona, z którymi też współpracuję.
Odnalazły one brata Shichi.
- Co?! – wyrwało mi się, a Ryoutaro uśmiechnął się szeroko, chcąc pewnie odpalać swoją truciznę.
- Shichi miała szóstkę rodzeństwa i jakimś cudem przeżył jej brat.
Wątpię, żeby chciał pracować z tobą, Pein. Wracając jednak do tematu. Do
tego wszystkiego, mam na myśli Shizukę, Hakuri i Kamihiego Shukketsu
dołączył Yuji Okabe, którego Uchiha nie miał serca zabić i kazał mi się
nim zaopiekować. Taka drużyna marzeń. Jednak to znowu wina Itachiego.
Teraz czas na Hidana. Nie patrz tak na mnie, on wcale nie jest święty,
nie raz paplał na prawo i lewo informacje na temat Akatsuki. Jest
kretynem i nawet się nie kontroluje gdy mówi za dużo. Choćby zwykłe
pójście na dziwki i już parę informacji wydanych. A kurwy lubią
gadać…Zetsu jak wiesz, już na samym początku był sprzedany Madarze, o
nim chyba nawet nie muszę ci mówić. Chociaż…Warto żebyś wiedział. Zawsze
pozostanie lojalny wobec Madary i będzie miał wiecznie szacunek do
Itachiego. Tego nie zmienisz w żaden sposób.
Kakuzu jest bardzo
ciekawym przypadkiem! Ma do wszystkiego bardzo obojętny stosunek i nawet
do ciebie. Nie doszły mnie słuchy, aby kiedykolwiek spiskował przeciw
Akatsuki. No i Kisame…Jako jedyny był zawsze oddany i wierny tobie.
Pewnie nigdy go za takiego nie uważałeś, ha? Ten, który był zawsze
najbliżej, wykiwał ciebie jak małego gnoja. Szkoda jednak, że Kisame
jest w zespole z Itachim…Przykro mi to mówić Nagato, ale zostałeś sam. A
jeśli zrobisz teraz coś Shichi, obiecuję ci, że odpłacę się. – I po
prostu wstał z krzesła i wyszedł, zostawiając mnie otępionego jego mową.
Shichi
Minął tydzień od kiedy Itachi jest nieprzytomny, sześć
dni od pojawienia się Ryoutaro w organizacji. Pein nadal nie chciał mnie
widzieć po jego wizycie, chociaż wiedziałam doskonale, że Ryuuki
ujawnił mu wszystkie swoje myśli. Może lider wszedł z nim w spółkę?
Bałam się tego, co mogło się stać, jeśli dwójka szaleńców połączy swoje
siły. Ryoutaro może nie był zły, ale chciał się zemścić na Itachim.
Patrzyłam na szary krajobraz za oknem. Jak zwykle lało, gałęzie drzew
były szare i śliskie, trawa za to miała soczystą zieloną barwę,
odcinając się wyraźnie od monotonnego widoku. Nawet nie byłam pewna jaka
to pora roku, zawsze padało. Gdzieś w oddali słychać było pohukiwanie
sowy i skowyczenie psów z Ame-gakure. Szara beznadzieja.
Starałam się leczyć Itachiego na wszystkie sposoby i udało mi się w
końcu zlikwidować jego świszczący oddech. Nawet za pomocą stetoskopu nie
było nic słychać. To był zdecydowanie dobry znak, możliwe, że nawet
wracał do zdrowia. W dalszym ciągu jednak niepokoiła mnie jego dziwna
śpiączka. Raz mówił do mnie. To było dziwne, myślałam, że się
przebudził, ale to było pierwszego dnia. Uznałam to za szok pourazowy,
bo więcej już się nie odezwał.
- Ciesz się, że śpisz, Itachi. Jak
na razie omija ciebie wiele problemów…- Tak, mówiłam do Itachiego
bardzo często. Były to moje monologi, wylewałam mu się, mając świadomość
tego, że mnie słyszy. Spojrzałam na jego nieruchomą twarz, uśmiechając
się boleśnie.
Nagle rozbolała mnie głowa, a wewnątrz rozległ się
szorstki głos Peina, rozkazujący mi, abym przyszła do jego gabinetu za
pięć minut. Westchnęłam, szykując się na najgorsze. W końcu musiała
nadejść ta chwila…Podeszłam do łóżka Itachiego i wyjęłam z szuflady
strzykawkę z heksobarbitalem. Chwyciłam bezwładną dłoń Uchihy, wbijając
igłę w żyłę. Przeźroczysta substancja powoli wynikała do jego
krwiobiegu.
- Wstrzyknęłam ci heksobarbital, w tej ilości
powinien obniżyć ci temperaturę ciała, metabolizm i wprowadzić w stan
tymczasowej hibernacji. Gdy wrócę, dam ci antidotum. Przepraszam, że
postępuję z tobą tak rzeczowo, ale muszę nas stąd wyciągnąć Itachi. Nie
miej mi tego za złe. – Roztarłam jego rękę, aby narkotyk szybciej się
rozszedł po ciele. Popatrzyłam chwilę na jego spokojną twarz, wychodząc z
pokoju.
Obawiałam się lidera i jego pomysłów. Jeśli zareaguje na
to wszystko bardzo źle? Tak źle, że nie wrócę do Itachiego i nie będzie
kto miał go uratować? Innej opcji nie widziałam, oprócz swojej śmierci.
Mam nadzieję, że Ryoutaro zdechł, bo jeśli nie, to mam problem.
Stałam przed drzwiami gabinetu lidera i czekałam na przypływ odwagi,
który jak na złość nie nadchodził. Gapiłam się tępo na drewniane deski,
bojąc się ruszyć. Już słyszałam kroki dochodzące zza drzwi, już czułam
surowy wzrok na sobie, ledwo oddychałam na samą myśl, aż w końcu drzwi
rozwarły się szeroko, ukazując monstrualną postać Peina. Skuliłam się w
sobie, chowając głowę w ramiona. Teraz byłam poważnie przerażona. Miał w
zwyczaju zawsze być w płaszczu, teraz jednak nie miał go na sobie, stał
przede mną w zwykłej koszulce. Jakby potrzebował mniej skrępowanego
ubrania, aby wziąć większy rozmach…Nie mogę o tym myśleć!
-
Zapraszam do środka – odparł spokojnie, zamykając za mną drzwi. Stanęłam
na środku pomieszczenia, nie ruszając się. Stał za mną bez słowa,
patrząc na moje plecy. Cała sytuacja tak okropnie mnie stresowała, że
nie miałam siły ruszyć się z miejsca.
Poczułam nagle dłonie na
barkach, boleśnie zaciskające się idealnie na mięśniach. Trzymał je tam,
nie puszczając ani na chwilę. Uspokajałam oddech, próbując zachować
jeszcze resztki godności.
- Stresujesz się. Nie ukryjesz tego.
Trzeba było nie knuć za moimi plecami, to nie musiałabyś teraz tego
przechodzić. To będzie tylko mała nauczka. – Cała się spięłam, a on to
wyczuł, ściskając moje ramiona jeszcze mocniej. Syknęłam cicho,
zamykając powieki.
- Może chociaż powiesz dlaczego? – zapytałam i
to był mój błąd. Zadziałał szybciej niż myślałam. Obrócił mnie
gwałtownie, uderzając na odlew prosto w twarz. Zszokowana zatoczyłam się
po gabinecie, wpadając na biurko. Popatrzyłam na niego z niechęcią, a
on uśmiechnął się pod nosem, wzruszając ramionami. Wytarłam wierzchem
dłoni krew lecącą z nosa.
- Doskonale wiesz dlaczego. Ryuuki
ciebie wybielał jak tylko mógł, jednak ja wiem swoje. Współpracujesz z
Itachim, a Itachi robi wszystko bym umarł, ale nie uda mu się to tak
łatwo. Dlatego postaraj się go wyleczyć i wybudzić, albo zabiję was
oboje. Złapanie Shukkaku nie będzie trudne, bez ciebie też dam radę. –
Ledwo rozumiałam co do mnie mówił, nadal byłam nieco otępiona, błądziłam
wzrokiem po pomieszczeniu, szukając nie wiadomo czego. Ruszył z miejsca
w moim kierunku z wyciągniętą ręką. Złapał mnie za żuchwę, każąc na
siebie spojrzeć. Palce wbijał mocno w skórę, czułam, że będę mieć tam
siniaki. Patrzył na mnie z góry, jego twarz była wyprana z uczuć.
- Jeśli mnie zabijesz, Itachi umrze – wystękałam, a Pein powoli puścił
moją twarz, odchodząc kilka kroków do tyłu, po chwili znowu do mnie
podszedł i trzasnął mnie dłonią w łuk brwiowy. Krew pociekła jak z
kranu, zalewając mi lewe oko. Szybko przyłożyłam dłoń do tamtego
miejsca, starając się zatamować ranę.
- Szantażujesz mnie…-
wyszeptał, patrząc na swoje dłonie. – Nie powinnaś tego robić, jednak ci
wybaczę. Mimo wszystko, lubię cię Shukketsu. Ale jeśli Itachi
umrze…Zrobię ci coś jeszcze gorszego. – Przeszedł obok mnie zupełnie
obojętnie i usiadł na krześle, biorąc z biurka kilka kartek i uważnie je
przeglądał. Nagle zaczął się zachowywać normalnie, jakby nigdy nic.
- Chociaż powiedz mi, co zrobiłeś z Ryoutaro.
- Nie interesuj się. Chciałbym, żebyś nie leczyła swojej twarzy. Niech
to będzie nauczka – odparł krótko, kreśląc w powietrzu okręgi palcem.
Bez słowa wyszłam z gabinetu, wycierając twarz rękawem.
_________
Dodanie jakiegokolwiek posta graniczy z cudem…Jak to wstawię, to będę mistrzem!
Słaby
rozdział według mnie, sprawdziłam tylko błędy, nawet nie chciałam go
czytać, także przepraszam za ewentualne błędy logiczne.
Miałam zareklamować pewnego początkującego bloga, bo obiecałam: klik
Btw.
heksobarbital istnieje naprawdę, jednak ja naciągnęłam troszeczkę jego
działanie na rzecz opowiadania, nie miejcie mi tego za złe, plisss : )
Pozdrawiam gorąco
wasza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz