11 listopada 2011

XXII. Już niedługo będziemy wolni!

Itachi
    Gdy otworzyłem oczy, oślepiająca jasność zalewała małe pomieszczenie w którym znajdowałem się z Shichi. Zerwałem się z posłania, patrząc przez małe okienko. Niemożliwe! Zaspaliśmy i to około sześć godzin za dużo. Była dwunasta w południe, a mieliśmy ruszyć o szóstej. ANBU już na pewno kręciło się po okolicy, a nie miałem dzisiaj ani ochoty, ani siły na walkę. Shichi spała skulona na brzegu materaca, głośno oddychając. Podszedłem do niej, lekko ją szturchając.
    - Wstawaj, jesteśmy spóźnieni. – Przebudziła się, ziewając i rozciągając. Przewróciła się na plecy i patrzyła w sufit, co chwilę przysypiając. Zastanawiałem się, czy warto teraz ruszać w podróż, czy może poczekać jeszcze dłużej, aż się ściemni. Brunetka w końcu wstała, rozczesując włosy palcami. Spojrzała na mnie, z kamienną twarzą.
    - O czym myślisz, Uchiha? – zapytała, robiąc krótką serię skłonów. Machnąłem na nią ręką, dalej gapiąc się przez okno. Nie wyczuwałem niczyjej chakry w pobliżu, mogliśmy zaryzykować. Oczy przestały mnie boleć, czułem się lepiej niż zeszłego dnia.
    - Czujesz jakąś chakrę? Wytęż swoje zmysły. – Skupiła się, przymykając powieki. Moc Shukketsu przyćmiewała każdą w koło. Nie potrafiła jeszcze ukryć w sobie Kyuubiego, więc byliśmy łatwym łupem dla Konohy. Zdenerwowany, przeczesałem włosy palcami, wzdychając głośno.
    - Wiele pojedynczych skupisk w wiosce, nic więcej tutaj nie czuję. O czym myślisz? – ponowiła pytanie, wyczekująco się na mnie patrząc.
    - Czy ruszyć teraz. Istnieje duże ryzyko, że nas złapią. Zwłaszcza, że nie kontrolujesz wydzielania mocy Kyuubiego…Im dłużej zwlekamy, tym większe prawdopodobieństwo, że nas złapią. – Popatrzyłem znowu w okno. – Idziemy – zadecydowałem, zbierając się do wyjścia. Już otwierałem drzwi, kiedy Shichi chwyciła moją dłoń. Obróciłem się w jej stronę, czekając aż zacznie mówić. Uśmiechnęła się delikatnie, jakby zachęcająco. Wyglądała…ładnie. Bardzo ładnie, kobieco, subtelnie. W tej chwili podobała mi się, nie jako Shukketsu, ale jako dziewczyna.
    - Hej, Itachi, będzie dobrze, nie musisz się martwić. Już niedługo będziemy wolni! – powiedziała i minęła mnie w drzwiach.
Pein
    Zbliżającą się chakrę Kyuubiego czułem już od godziny. Zastanawiałem się, dlaczego są tak nieostrożni, każdy oddział ANBU mógł ich z łatwością wyczuć. Narastało we mnie podniecenie jak i przerażenie. Moc lisa tak kusząco wielka, potężna, wspaniała! Rozwalała mój umysł na drobne cząsteczki z każdą sekundą. Nie obchodziło mnie to, czy Itachi i Shichi wrócą cali, czy poturbowani. Chciałem tylko demona, o niego mi chodziło, jego siła już mną zawładnęła, chociaż jeszcze go nie miałem. Nie mogłem skupić się na pracy, nie przydzielałem misji, w napięciu czekałem na pojawienie się Kyuubiego. Byłem w jednej chwili nawet zdolny go w sobie zapieczętować. Po prostu wariowałem od tej chakry!
    Nagle jednak poczułem jakby korytarz został wypełniony metanem i ktoś rzucił w powietrze zapaloną zapałkę. Wybuch mocy dobijał się do każdych drzwi, szukając ujścia. Shukketsu zbliżała się do mojego gabinetu, a ja nie wytrzymywałem już napięcia. Itachi wszedł pierwszy, wypełniając pomieszczenie swoją zdecydowanie słabszą chakrą, po chwili pomieszczenie rozsadzała chakra Kyuubiego. Patrzyłem na Shichi, uśmiechając się szeroko. Chwila! Dlaczego ona ma go w sobie? Czułem jak ogrania mnie zazdrość, chciwość…Nie mogłem pozwolić na to, żeby dłużej lis przebywał w jej ciele.
    - Pein – mruknął Itachi, patrząc na mnie beznamiętnie. Zignorowałem go, wyciągając ręce po to co moje. Uchiha chwycił mój nadgarstek i odrzucił. Bezwładna dłoń odbiła się od mojego torsu, opadając na udo. Ściągnąłem gniewnie brwi, ciągnąc zębami od środka kolczyk.
    - Co ty robisz? – wysyczałem do niego, resztkami sił powstrzymując się przed uruchomieniem rinnegana. Shukketsu siedziała zszokowana, nie wiedząc co robić.
    - Opanuj się! Chakra Kyuubiego poprzestawiała ci klepki! – Itachi wstał, zamachnął się i uderzył mnie w twarz. Lisi demon nie wydawał mi się już tak wspaniały, jego moc nie kusiła mnie tak bardzo, był zwyczajnym skupiskiem chakry.
    - Mówiliście coś? – zapytałem, z powrotem przywdziewając maskę obojętności.
    - Mogę go już zapieczętować w posągu? – Shichi uśmiechnęła się pobłażliwie, poprawiając zmierzwione przez wiatr włosy.
    - Tak, oczywiście – odparłem nieco nieprzytomnie, podchodząc do regału znajdującego się za moim biurkiem. Wepchnąłem jeden z tomów do środka, uruchamiając mechanizm. Półki podniosły się w górę, ukazując drewniane drzwi. Otwierały się za pomocą mojej chakry, więc przelałem jej trochę na klamkę, a zamki puściły. Itachi i Shichi weszli za mną do wielkiej sali. Shukketsu nie kazała sobie dwa razy powtarzać, od razu zabrała się do roboty.
    - Będzie musiała uwolnić Kyuubiego z dwóch pieczęci. Jestem ciekaw, co się teraz stanie – szepnął Itachi, przeczesując włosy palcami. Włączył sharingan, a ja poszedłem za jego śladem. Brunetka nagle zamarła w miejscu, a Uchiha dał znak, aby wejść w jej umysł.
    Pojawiłem się w ciemnym miejscu, brodząc w czarnej wodzie po kostki. Przede mną wyłoniła się z ciemności złota klatka w której był wielki biały kłębek. Wielki kłębek zaczął warczeć, a po chwili się odezwał:
    - Shukketsu, wypuść mnie stąd!
    - Widzę, że już zwracasz się do mnie z szacunkiem, Kyuubi. Zrobię to za chwilę. Będziesz zapieczętowany w posągu – odparła, bardzo spokojnie, ale i stanowczo. Przed taką osobą czuło się respekt. Nie dziwiłem się w ogóle, dlaczego demon jest posłuszny wobec niej. Jej poważna twarz i spokojne oczy nie pozwalały na jakąkolwiek niesubordynację. Podszedłem do niej bliżej, starając się zlikwidować z twarzy zaciekawienie. Itachi stał już obok niej, patrząc na jej dłonie, które szybko tworzyły pieczęć. Biały papier rozpadł się w powietrzu, ukazując związanego ciasno łańcuchami Kyuubiego. Gdzie nie gdzie wystawały kępki sierści, kawałek nosa i wyraźnie widoczne oko. Patrzył na mnie, nie odzywając się. Shichi zdjęła kolejną pieczęć, a demon ostrożnie wysunął pysk przez kratę. Patrzył na mnie uważnie, spojrzał raz na Shukketsu, jakby pytając o pozwolenie, czy może się na mnie gapić.
    - Najpierw sharingan, teraz rinnegan. Jestem ciekaw, kiedy byakugan, albo yuramegan – mruknął Kyuubi, liżąc delikatnie swój nos. Dziewięć ogonów gniewnie uderzyło w czarną taflę wody, aż spora fala ochlapała nam łydki. – Jesteś potomkiem mędrca? Mojego twórcy? Ishonade?
    - Możliwe – odparłem, wyzywająco patrząc w jego oczy.
    - Zdecydowanie potomek. Bardzo niecierpliwy i bezczelny. Jakże paskudnie słaby…Nie miałeś odwagi stanąć przede mną w swej prawdzi…- Nie dokończył, bo wgniotłem go w podłogę rinneganem.
    - Zamknij pysk, lisie. Shukketsu, ładuj go do posągu – powiedziałem krótko, z powrotem znajdując się w równie mrocznym pomieszczeniu pieczętującym. Po raz kolejny tworzyła pieczęć, tym razem bardziej skomplikowaną i dłuższą. Pomarańczowa chakra mozolnie dopływała do jednego z dwóch ciemnych oczu posągu. Powoli kolor oka zmieniał się na złoty. Shichi szybko opadała z sił, a miała jeszcze dotrzeć na zebranie z Itachim. Podszedłem do niej wolnym krokiem, w ogóle się nie śpiesząc. Gdy Kyuubi był prawie cały w posągu, dotknąłem pleców dziewczyny, przesyłając jej powoli chakrę. Podziękowała mi cicho, gdy już ugięly się pod nią kolana.
    - Itachi, zajmij się nią, za pół godziny zebranie – odparłem, podtrzymując Shukketsu za ramię.
Narrator
    Na trzynaście krzeseł było zajętych tylko dziesięć. Większość patrzyła wyczekująco to na drzwi, to na siedzenie obok Deidary. Siedzenie marionetkarza było puste, a wiadome było, że on nigdy się nie spóźnia. Zawsze był na czas, więc tym razem musiało stać się coś bardzo poważnego.
    - Zacznijmy więc zebranie – mruknął Lider, zwracając uwagę wszystkich na siebie.
    - A Sasori? – zapytał Hidan, wlepiając wzrok w znudzonego Peina.
    - Odszedł – odparł od razu Deidara, prostując się na swoim miejscu. Wszyscy zwrócili wzrok w stronę chłopaka, a potem szybko na rudego. W sali momentalnie rozbrzmiała ogólna wrzawa i oburzenie. Jedynie Itachi, Konan, Deidara i Pein siedzieli spokojnie, cała reszta głośno wyrażała swoje poglądy.
    - Jak to?! – ryknął Kisame, wstając od stołu i uderzając gniewnie w blat. Ten wybuch uspokoił wszystkich, oczekiwali wyjaśnień ze strony Lidera.
    - Uciszcie się i nie tym tonem – warknął Pein, mierząc wszystkich morderczym spojrzeniem. – Dałem mu wybór, on sam zdecydował co jest dla niego najlepsze. Koniec tematu. Musimy omówić dużo rzeczy, więc zamknijcie mordy. – Nikt już nie odezwał się słowem. – Więc tak…Na pierwszy ognień pójdzie Shukketsu – powiedział rudy, a dziewczyna momentalnie wgniotła się w fotel.
    - Co ja? – zapytała, łamiącym się głosem.
    - Początkowo było nas dziesięć, teraz znowu osiągnęliśmy tę liczbę. W takim razie, mogę wręczyć ci pierścień króla, który zwrócił mi Sasori. Ma już wartość czysto symboliczną. – Lider poturlał po stole błyskotkę, którą Shukketsu przechwyciła. Nie było to uroczyste wręczenie, nikt nie poczuł magii zdarzenia. Pogardliwy rzut i łapczywe przejęcie.
    - Dzięki – mruknęła niewyraźnie, obracając świecidełko między palcami.
    - Kolejna sprawa. Itachi i Shichi powiększyli nasz zasób demonów o jednego. Kyuubi jest w naszym posiadaniu, brakuje nam tylko jednego, którego będzie zdobyć najtrudniej. Po Shukaku wybierze się ponownie Shichi, Deidara i Kisame. Będzie to trudna misja, ale jeszcze nie teraz. – Lider zamilkł i nie odzywał się przez jakiś czas, patrząc na zapisane kartki papieru porozkładane na stole. Deidara uniósł niepewnie rękę, jakby zgłaszając się do odpowiedzi. Pein spojrzał na niego wyczekująco.
    - Po co właściwie nam demony? Wszyscy je łapiemy, jakby były potrzebne do jakiegoś niesamowitego celu. Jakiego celu? Dlaczego aż tak narażamy życie? – zapytał, a rudy popatrzył na niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Itachi głośno prychnął, a Shukketsu uciszyła go kopniakiem w kostkę. Deidara spiorunował wzrokiem Uchihę.
    - Nie wiem co powiedzieć Deidara, zaskoczyłeś mnie! – wykrzyknął uśmiechnięty Lider.
    - Prawdę.
    - Nie prowokuj mnie. – Uśmiech spełzł mu z ust, dalej beznamiętnie patrzył na blondyna. – Będziemy je wykorzystywać do tego, aby na świecie zapanował pokój oczywiście! – odparł, a wszyscy członkowie organizacji popatrzyli na niego jak na idiotę, wykluczając niebieskowłosą Konan, która uparcie wierzyła w każde jego słowo. Nastąpiła kolejna chwila ciszy, bardzo męcząca. Pein patrzył dalej w papiery, przekładając je z kupki na kupkę i nerwowo wystukując melodie na blacie.
    - Och, no dobrze…- Wszyscy zwrócili wzrok na Tobiego. Nie było wyjątków. Jak jeden mąż wgapiali się w maskę chłopaka. – Więc nie przedłużając, chciałabym się wam przedstawić, moi drodzy. – Niski, wibrujący, przyjemny głos wydobył się zza drewnianej pokrywy. Wstał z siedzenia, przechadzając się po pomieszczeniu, jeszcze bardziej wprawiając wszystkich w osłupienie. – Nie patrzcie tak na mnie, jestem całkowicie normalny. To, że byłem idiotą przez te kilka lat, nie weszło mi w krew, na prawdę jestem bardzo poważnym mężczyzną.
    - Kim właściwie jesteś? – zapytał spokojnie Kisame, podpierając się na ręce. Jako jeden z pierwszych wyszedł z szoku i był zdolny skonstruować jakiekolwiek zdanie.
    - Chciałem właśnie o tym wspomnieć…Ale pozwólcie, że najpierw zdejmę maskę. Będziecie mogli zgadywać! Tak będzie o wiele zabawniej! – Shichi spojrzała zdenerwowana to na Itachiego, to na Peina. Oboje patrzyli w osłupieniu na przedstawienie jakie serwuje im Madara. Nikt nie starał się ratować sytuacji, w końcu starszy Uchiha był liderem. Nie spiesząc się, ściągnął maskę, ukazując swoją przystojną twarz młodzieńca. Miał zamknięte oczy, ale po rysach twarzy, widać było od razu, kto z kim jest spokrewniony. – Zgadujcie – odparł, nie otwierając nadal oczu. Wszyscy patrzyli na niego, oprócz Itachiego, który przeczesał włosy palcami i patrzył na ścianę.
    - Kurwa mać – szepnął Deidara, patrząc to na Itachiego, to na Madarę. – Kurwa! Kolejny Uchiha! – ryknął głośno, uderzając ręką w stół. Po sali przeszedł szept zdziwienia i dezorientacji.
    - Zgadłeś! – Starszy Uchiha uśmiechnął się, otwierając oczy i ukazując w nich mangekyo sharingana. Zapadła cisza. Już nikt nie śmiał się odezwać, ani nawet poruszyć. – Jestem Madara Uchiha, lider tej organizacji.
    - To prawda – odparł Pein, jakże niepasujący do sytuacji. Spokojny, powściągliwy, ale dziwnie agresywny. Przypominał lwa, ale pokonanego lwa, który jako zwierzę dumne, nie może pogodzić się ze swoją porażką. Członkowie organizacji patrzyli na rudego z otwartymi ustami. Kakuzu jednak wbijał wzrok w Uchihę, który stał obok Peina i uśmiechał się głupkowato.
    - Pamiętam ciebie, Madara. A dokładniej walkę z Harashimą, którą przegrałeś – powiedział Kakuzu, zwracając uwagę reszty na siebie.
    - Och, nie potrzebnie przypominasz takie czasy…
    - Zastanawia mnie jeden fakt. Jakim cudem jeszcze żyjesz. – Starszy Uchiha zignorował tę wypowiedź, dalej uśmiechając się szeroko.
    - Pein zostanie zdegradowany do pozycji zastępcy lidera. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie miła – rzekł, patrząc uważnie po twarzach wszystkich.
    - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – mruknął Kakuzu, podpierając głowę na dłoni.
    - I nie mam zamiaru – wysyczał groźnie Madara, w ułamku sekundy znajdując się przed zamaskowaną twarzą nieśmiertelnego mężczyzny. Gdy niektórzy mieli jeszcze trochę bezczelności w swoim zachowaniu wobec Uchihy, teraz wszyscy starali się ją wyperswadować. – To chyba wszystko. – Madara wrócił do poprzedniej pozycji, znowu się uśmiechając. Podjął znowu:
    - A jeśli komuś bardzo nie podobają się takie zmiany, z chęcią go wypierdolę z organizacji, bądź zabiję. Szczerze mam gdzieś wasze zdanie i starajcie się, żebym miał dobry humor. Możecie się rozejść do swoich pokoi – zakończył, dając wrażenie osoby stanowczej, ale wesołej.
    - A-ale! Jedną chwileczkę! Pein zajmie pokój Sasoriego, a Shichi Tobiego. Do zobaczenia! – Wyszedł z pomieszczenia zostawiając swoich ludzi osłupiałych i zdezorientowanych. Nikt nie powiedział ani słowa. Tuż za Madarą wyszedł Pein, wściekle zaciskając pięści. Stracił przy innych twarz, pokazał słabość. Nie obchodziło go jakim kosztem zabije Uchihę, ważne, żeby był martwy.
    Shichi spojrzała na Itachiego wystraszonym wzrokiem. Chłopak poklepał ją niepewnie po plecach, a ona palcem napisała mu na udzie jedno zdanie: ,,Boję się go”.
_________
JES I ON! h3h3 pojawił się Madara w pełnej krasie, taki właśnie, o!
Eee, dużo powtórzeń w tym rozdziale, jakoś mi się nie podoba, poza tym, że pojawił się M.
Idę nadrabiać rozdziały u Black, bo jak na razie jestem ze wszystkimi na bieżąco, prawda? Jeśli nie, to mnie kopać, gryźć i w ogóle!
Pozdrawiam
wasza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz