30 lipca 2011

XVIII. Bierz go, mistrzu.

Narrator
    Jeśli kiedykolwiek ktoś wątpił w potęgę klanu Uchiha, powinien teraz paść na kolana i błagać o wybaczenie. Shichi i Itachi szli ciemnym korytarzem prowadzącym prosto do dzielnicy klanu. Podziemna sieć nadal była czynna, pomimo upływu lat. Policji potrzebne były takie przejścia w razie, gdyby ktoś atakował wioskę, albo była potrzeba szybkiego przemieszczenia się na drugi koniec wioski.
    - Już niedaleko – szepnął Uchiha, prowadząc przerażoną dziewczynę. Było tam sucho, ale i tak swąd stęchlizny był silny, że zdążył przesiąknąć ich ubrania. Co jakiś czas po stopie Shichi przebiegł szczur, ale zakrywała usta dłonią, ściskając mocniej ramię Itachiego. Szli szybko, starając się być jak najciszej. Akurat przechodzili pod dzielnicą nocną, więc przebiegli korytarzem najszybciej jak się dało. Nigdy nie wiadomo, kto mógł się wgapiać w studzienkę kanalizacyjną. Zrobili kilka zakrętów, a przed nimi pojawiły się schody.
    - Tak szybko? – zapytała zdziwiona Shukketsu, głośno oddychając. Uchiha wykonał pieczęć, a zamek cicho zachrzęścił, po chwili puszczając. Uchylił drzwi, wchodząc pierwszy i rozglądając się uważnie.
    - Cholera, jesteśmy w innym skrzydle…Bezpieczniej będzie przejść się dzielnicą, niż korytarzem – odparł brunet, wciągając dziewczynę do środka. Wyszli ze spiżarni, wchodząc wprost do opustoszałej kuchni. Shukketsu nagle złapała Itachiego za ramię, ciągnąc do pokoiku.
    - Tam ktoś jest. Nawet dwójka. Czujesz ich chakrę? – szepnęła, szukając w ciemnościach jego dłoni.
    - Czuję. Nie bój się, jesteśmy silniejsi.
    - Nie boję się ich, to miejsce napawa mnie strachem. W każdej chwili mam wrażenie, że wyskoczy tu oprawca klanu, chociaż stoję z nim i trzymam go za rękę – odparła, śmiejąc się nerwowo. Nagle usłyszeli głosy wyraźniej, intruzi weszli do domu.
    - Jeżeli od tego zależy to, że zostanę przyjęty do grupy Satoru, to zrobię to! Przyniosę mu tę pierdoloną firankę z Uchihowskiej kuchni! – Kroki były już w kuchni, jedna z osób stanęła przed niepozornymi drzwiami prowadzącymi do ukrytego pomieszczenia. – Kurwa! Cała zakrwawiona…- stęknął odważny jegomość. Itachi Uchiha, który od dwudziestu sekund nie kontrolował swojego wyglądu, zaciskał pięści, miażdżąc paliczki Shichi, która próbowała go uspokoić.
    - Rozejrzyjmy się jeszcze po tym domku i wracajmy – odparł drugi głos, chwytając za klamkę od pokoiku. Szarpnął ją do siebie, wchodząc beztrosko do pomieszczenia.
    - Och, pełno tu sztućców i zastaw! Może to coś wartościowego? – Zajrzał mu przez ramię jasnowłosy chłopak, ściskający w dłoni zakrwawioną firankę. Odszedł do tyłu, gdy nagle wystraszył go głośny wrzask kumpla.
    - To głupio zabrzmi, ale…Łaskotałeś mnie włosami po karku? – zapytał przerażonym głosem, nieruchomo stojąc w pomieszczeniu.
    - Yuji, powaliło cię do reszty…
    - Kurwa, jesteśmy w dzielnicy wybitego klanu Uchiha, w jednym z domów martwej rodziny i w sumie to go okradamy! Jak mogło mnie powalić, skoro czułem, że coś mnie dotknęło po plecach. Nie rób sobie żartów, bo tutaj wcale nie są śmieszne!
    - Ale ja na prawdę nic nie zrobiłem – szepnął blondyn, czując jak rośnie w nim poziom przerażenia. Po chwili zalał się ciepłym moczem, gdy zobaczył za plecami swojego przyjaciela najprawdziwszego Itachiego Uchihę.
    - Co jest? – zapytał Yuji, powoli obracając się twarzą do Itachiego. Shukketsu, przyczepiona do sufitu za pomocą chakry, zdradziła ich oboje. To jej włosy połaskotały kark chłopca, a Itachi to wykorzystał. Stał teraz twarzą w twarz z ciemnookim Yujim, którego fascynacja Akatsuki trwała już dobre dwa lata, a najskrytszym marzeniem było właśnie zobaczenie Uchihy.
    - O kurwa! – jęknął chłopak, bo na nic więcej nie było go w tej chwili stać.
    - Zejdź, zajmiesz się tym drugim – mruknął Itachi do Shukketsu, która posłusznie wykonała polecenie, odbijając się od ramienia Itachiego. Podeszła do blondyna, który był bliski omdlenia. Yuji powędrował wzrokiem za Shichi i pomyślał, a raczej stwierdził, że Uchiha ma powodzenie u zgrabnych kobiet.
    - Lepiej zainteresuj się mną – powiedział Itachi, obracając ciemnookiego w swoją stronę. Chłopak padł na kolana przed brunetem, który był równie osłupiały co dwaj chłopcy na początku.
    - Nie śmiałbym, Itachi-sama…Nie, panie! Mistrzu! – Wymieniałby dalej, gdyby nie dziki rechot Shichi i wyjątkowo durna mina Itachiego.
    - Itachi, proszę, zabierzmy ich ze sobą, pośmiejemy się dziś w nocy – powiedziała Shichi,  trzymając wiotkie ciało blondyna.
    - Nie żebym nalegał, ale błagam! Mistrzu! – Yuji został uciszony kopniakiem w brzuch.
    - Po co? Nie widzisz, że on może dużo wiedzieć? Ten budynek jest jednym z trudniej dostępnych z głównego gościńca! Musi znać dzielnicę, a tym bardziej mnie!
    - Uchiha…Na prawdę ciężko o tobie mało wiedzieć, uwierz mi. Weźmy go, tego drugiego możemy zabić. W tym rudzielcu czuję coś ciekawego. Obiecuję, że się należycie odpłacę. Proszę Itachi, nie bądź taki jak kiedyś…- jęknęła, a Uchiha westchnął głośno, przeczesując włosy palcami.
    - Ej ty, ten drugi jest godny zaufania? – zapytał Itachi.
    - Nie wiem, znam go od tygodnia, mistrzu – odparł raźnie Yuji.
    - Więc go zabij – syknęła Shukketsu, kiwając głową do Itachiego.
    - N…nie mogę – jęknął.
    - Więc ja zabiję ciebie – mruknął obojętnie Uchiha, klękając przy chłopaku.
    - NIE! Nie! Nie, zrobię to. Zrobię to, panie. – Rudy dźwignął się, wyjął z kabury kunai i zbliżył go do serca chłopaka. Shichi zatrzymała jego dłoń.  
    - Nie tu, będzie się męczył przez chwilę. Po za tym, nie brudź rąk. Zabijając, poczuj ofiarę, nie zrzucaj winy na broń, bo to ty zabijasz. Skręć mu kark – szepnęła, a Yuji nie czekając dłużej, złapał blondyna za głowę, przekręcając ją energicznie o 180′.
    - Zabiłem go – rzekł, jakby uradowany z siebie, patrząc prosto w oczy Shichi.
    - Świetnie. Teraz chodź z nami – powiedziała, a gdy chłopak zrobił krok do drzwi, dziewczyna dotknęła czuły punkt na szyi rudego, który momentalnie padł na ziemię. – Bierz go, mistrzu. – Roześmiała się, a Itachi przerzucił go przez ramię.
Itachi
    Siedzieliśmy w salonie przeglądając dokumenty Yujiego Okabe. Chunnin, niczym nie wyróżniający się spośród wielu innych. Ale tylko pod tym względem. Jego kluczem do bramy mojego uznania były starannie wypisane kopie akt, które nosił przy sobie. Przeczytałem je głośno:
    - Oskarżony o liczne rozboje, przynależenie do grupy przestępczej ,,Ringo” jako zastępca bossa, podpalenie dzielnicy biedoty i najważniejsze! Przypuszczenia do próby kontaktu z Akatsuki, współpraca z członkami Akatsuki lub przynależność do tej grupy. Niezły jest. Wyraźnie pracuje na missin ninnja rangi S. – Spojrzałem na Shichi, która przyglądała się teraz chłopaki z zaciekawieniem, ale i zacięciem. Przeczesałem włosy palcami, wzdychając głośno.
    - Coś mi tu śmierdzi…- mruknęła.
    - Czyżby fakt, że są przypuszczenia ze współpracą z Akatsuki?
    - Dokładnie tak. Inaczej skąd by tyle o tobie wiedział? Nie powiedziałeś mi wszystkiego, Uchiha? – zapytała, mrużąc oczy jak senna kotka. Atmosfera nagle zrobiła się napięta, jakbym na prawdę coś zrobił.
    - Wybij sobie z głowy takie przypuszczenia, Shukketsu – powiedziałem wyjątkowo chłodno, przyłapując się na tym, że zaciskam mocno pięści i jestem bliski aktywowania sharingana.
    - Lepiej się uspokój, chyba nie chcesz, żeby nasz chłoptaś nagle się obudził i usłyszał cały twój misterny plan? – Miała rację, nie chciałem. Dlatego skrzyżowałem ręce na torsie, gapiąc się tępo na jego akta. – Może spróbujemy coś z niego wyciągnąć? – Zaproponowała Shichi, uśmiechając się szaleńczo. Nie lubiłem tego uśmiechu. Nie oznaczał nic dobrego.
    - Spróbuj – odparłem, przypatrując się jej działaniom. Ostrożnie, na kolanach przysunęła się bliżej chłopaka, prawą ręką podpierając się na udzie, a lewą zbliżyła do jego szyi, wahając się przez chwilę: obudzić go czy nie? Wypięła się w moją stronę pośladkami opiętymi w czarne spodnie. Stopy skrzyżowała, pocierając jedną o drugą, jakby było jej w nie zimno.
    - Strasznie spięty jest ten gnojek. Raczej nie ocknie się normalnie, tylko gwałtownie – szepnęła, a ja odruchowo uruchomiłem sharingan. Shichi tknęła w czuły punkt na szyi, a chłopak przestraszony otworzył oczy, w akcie obrony próbując chwycić Shukketsu za ręce. Ona zareagowała błyskawicznie, łapiąc go za nadgarstki i boleśnie je wykręcając razem z ramionami na plecy. Yuji padł na brzuch, a Shichi wbiła mu kolano w kark, sprawiając, że rudy zaczął się dusić. – Lepiej się uspokój, bo inaczej zrobię to dwa razy mocniej. – Jęknął cicho, co miało znaczyć, że się poddaje. Brunetka puściła go, siadając na miejsce przy mnie. Chłopak usiadł po turecku przed nami, nagle wgapiając się z fascynacją w Shichi.
    - Ty jesteś wyławiaczką demonów?! Jesteś jeszcze…seksowniejsza niż mówili! – jęknął podniecony, a Shukketsu spojrzała na mnie jednoznacznie, wypowiadając beznamiętnie dwa słowa:
    - Zabijmy go.
    - Nie, nie, błagam! Tylko nie to! Najpiękniejsza rzecz w całym moim życiu, chwila na którą czekałem od lat! Odwdzięczę się, tylko zostawcie mnie przy życiu! – jęczał, a ja spojrzałem na Shukketsu, która wrzasnęła tak głośno, że prawie rozerwało mi bębenki:
    - Jesteś skończonym idiotą! Jeszcze mi powiedz, że chwila na którą czekałeś, to spotkanie Uchihy! – Wtedy wstałem i poszedłem do łazienki. Musiałem to sprawdzić. Przechodząc przez pokój nie śpieszyłem się, gdy wszedłem na korytarz, pognałem do toalety jak błyskawica, zasuwając za sobą drzwi z trzaskiem. Podszedłem do lustra, patrząc na swoją twarz. Moja mina wyrażała dokładnie to, co powiedziała Shukketsu: ,,żartujesz, koleś?”. Dokładnie to. Uniesione do góry brwi wyrażające zdziwienie, ciemne, senne spojrzenie i zaciśnięte usta. Ja przerażałem twarzą, Shichi słowami. Dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę, że z nią tworzyłem na prawdę zgrany duet. Ona złośliwa i porywcza, ja spokojny i chłodny. Ona myślała bardzo powierzchownie, ja musiałem wszystko dokładnie przekalkulować. Ona usłyszała coś raz i była święcie przekonana o racji i wiarygodności tego, ja długo doszukiwałem się haczyków. Ona nie pierdoląca sie z odpowiedzią, ja skrywający to w sobie. Ona gorąca, ja lodowaty. Ekstrawertyk i introwertyk. Przeciwieństwa w najczystszej postaci.
    Nie patrzyłem już na swoje odbicie w lustrze, tylko w odpływ umywalki. Na ramieniu poczułem dotyk gorącej dłoni Shichi. Odruchowo spiąłem łopatki, nie spodziewając się jej wejścia w takim momencie. Ta rozpalona dłoń zupełnie wytrąciła mnie z równowagi. Od dawna nikt mnie tak nie chwycił, tak, że z przepełnienia emocjami, cały się spiąłem.
    - Itachi…Co z tobą? – zapytała, opierając czoło o moje plecy i zaciskając mocno palce w miejscu, które chwyciła.
    - Nic…- Chwila ciszy, Shukketsu spojrzała na mnie badawczo ponad ramieniem, po chwili pytając:
    - Na pewno?
    - Wiesz, jest teraz jesień, a ja jestem tak cholernie przerażony…- Nie wiem dlaczego to powiedziałem. Przypomniały mi się ciepłe noce, a raczej noc, gdy krew ciekła litrami po ulicach klanu. Jestem tu, jestem tu ponownie. To co zrobiłeś, było dobre, tego się trzymaj, pamiętaj ratowałeś wioskę, świat. Te chore myśli…Tylko nie teraz…
    - Uspokój się. Co się stało? Mów!
    - Nie wiem, mam strasznie dużo myśli pod kopułą. Szukają ujścia, ale ja im nie pozwalam…Shichi, ja duszę się w tym świecie, chcę być wolny.
    - Będziesz, będziemy oboje, ale musimy załatwić kilka spraw, pamiętasz? Uspokój się i wracamy, chwilowo go ogłuszyłam. – Wiedziałem, że Shukketsu uwierzy w utopijną wizję życia w spokoju po skończeniu z Akatsuki. Była taka…dziwna. Miała te same ideały co ja, ale zupełnie inny styl bycia. Była tak naiwnie wspaniała. Taka osoba zdarzała się bardzo rzadko. I nie chodzi tu o negatywny wydźwięk naiwności, tylko ten pozytywny. Naiwna Shichi była słodka, niewinna i cholernie szczera.
    Nagle jednak poczułem na policzkach potok łez. Szybko wytarłem oczy przegubem, a gdy opuszczałem rękę, zobaczyłem, że cała jest zakrwawiona.
    - Kurwa…- stęknąłem, patrząc w lustro. Nie wzruszyłem się, nawet nie płakałem, a jednak we znaki dało się nadużywanie sharingana. Nie chciałem jednak pomocy Shichi, co uwłaczało mej godności w znaczący sposób. Dziewczyna spojrzała na mnie ponownie i już wiedziała o co chodzi. Zaraz skumulowała chakrę w dłoniach i przyłożyła mi je do oczu. Przymknąłem powieki, odczuwając powoli wspaniałą moc, aż po same czubki palców. Czułem, że nawet w absolutnej ciemności widzę lepiej.
    Błogi stan jednak nie trwał długo, ból zaczął się nasilać w okolicach oczu. Czułem, że zatoki zaraz mi wybuchną. Po chwili przeszło, jednak poczułem, że pod powiekami jest wyjątkowo sucho. Poruszenie okiem graniczyło z cudem.
    - Starczy, nie mam więcej siły – odparła Shukketsu, zabierając ręce, a cały dyskomfort nagle zniknął.
_______
O jeeeeeeeny, ale denne. Poważnie, wstyd mi za to.
Nie wiem kiedy zacznę czytać wasze blogi…Jak na razie, nadrabiam tylko treść u Kimi. Przepraszam wszystkich innych ;>
Nie mam czasu i niech nikt mi nie próbuje mówić, że są wakacje. Ja doskonale o tym wiem, ale pomimo tego, nie mam czasu na komputer. Mam parę problemów, muszę pozałatwiać kilka spraw (cholera, to zabrzmiało tak ckliwie, jak Shukketsu xDDD). W następnym rozdziale postaram się umieścić trochę nasze panie, tj. Shizukę i Hakuri. Dawno ich nie było i nie wiem czy nadal je pamiętacie :D
A ROŹDZIAŁ, to taka zapchajdziura. Aha, bądźcie łaskawi, trochę się wypaliłam :c
Pozdrawiam,
wasza trochę wypalona

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz