Ryuuki
Patrzyłem uważnie na Shichi. Co z tego, że dałbym się
za nią pociąć, podpalić i ugotować, jak była potrzebna do planu? Planu
ogólnego i planu Uchihy. Narażałem życie dla tej skretyniałej
organizacji, która i tak w najbliższych miesiącach przestanie istnieć.
– ANBU przekazało mi, że się zjawisz na dniach, ale nie spodziewałem
się, że tak szybko – rzekł Itachi, siedząc w jadalni. Shichi szykowała
nam prowizoryczne śniadanie z tego co mieliśmy w swoim ekwipunku
zdatnego do jedzenia. Pachniało gotowanymi jarzynami, najprawdopodobniej
był to bulion z makaronem lub ryżem.
– Przybyłem wtedy, kiedy
uznałem to za bezpieczne. Akurat nic wtedy mi nie groziło ze strony
pięcioogoniastego. – Shukketsu zatrzymała się na chwilę, ale powróciła
do nalewania wywaru do misek.
– Więc przejdźmy do konkretów –
odparł Uchiha, składając dłonie w wieżyczkę. Na stół wjechały trzy
garnuszki z parującą zupą o dość bladym kolorze. Rozgotowany por zawijał
się wokół łyżki, marchewka pokrojona w plasterki tak cienkie, że ledwo
było je widać (szkoła cięcia Uchihy), makaron był akurat normalny, choć
cały czas spadał z powrotem do wody.
– Nie grymaście, nie umiem
gotować – burknęła Shichi, ostrożnie jedząc makaron. Jak na zawołanie
Itachi i ja zaczęliśmy próbę konsumpcji.
– Sprawy mają się
dobrze…Jak na razie pięcioogoniaste zmierzają w stronę Akatsuki z pewnym
mężczyzną. Nie wiem kim on jest, ale postaram się dowiedzieć o nim jak
najwięcej w najbliższym czasie. Muszę się do czegoś przyznać. Słyszałem
kawałek waszej rozmowy, a naprowadzenie tej felernej trójki na Akatsuki
nie będzie złym pomysłem. To wiele by nam pomogło przy eliminacji
Brzasku. W zamian możemy im oddać pięcioogoniastego…
– Jak na razie nie ryzykujmy. Kiedy mogę atakować Madarę?
– Tydzień po jego ujawnieniu się. Nie wcześniej i nie później.
Członkowie będą nieufni, ale juz uwierzą w jego istnienie. A ktoś tak
potężny na pewno im nie na rękę. Ja będę w pobliżu, w razie ewentualnego
niepowiedzenia się planu. Szczerze wątpię, żeby coś się nie powiodło.
Plan jest prosty. Ty go uwiedziesz, a ty z Peinem go zabijecie.
– Twój plan jest kretyński – wtrąciła się Shichi, krzyżując ręce na piersiach.
– Fakt, jest trochę bez sensu, Nagato się tym zajmie, nasza trójka
będzie wsparciem – powiedział Uchiha, przeczesując włosy palcami.
– Och, skoro tak, to nie mam więcej informacji…
Shichi
– Jaki kretyn! – krzyknęłam, zrywając się z miejsca,
młócąc dym, który został po Ryuukim dłońmi. – Po co w ogóle tu się
zjawił, skoro nic konkretnego nie powiedział?
– Nic na to nie
poradzisz, sama powiedziałaś, że jest kompletnym kretynem. A teraz
słuchaj. Pójdziemy do wioski. Musimy stąd wyjść, przez otwór w murze i
wejść bramą. Masz coś, żeby zasłonić twarz? – zapytał, patrząc mi prosto
w oczy, mieszając wywar leniwie łyżeczką. W jednym momencie onieśmielił
mnie bardziej niż Madara, Pein, Ryuuki, Deidara i Hidan razem wzięci.
Nie zrobił nic, a ja stałam jak wryta, zdając sobie dopiero teraz
świadomość, że otaczają mnie sami przystojni faceci. Z jednym jestem sam
na sam w dośc przestronnej kuchni.
– Tak – wykrztusiłam w końcu
z siebie, wycierając dłonie w ścierkę. Ruszyłam do wyjścia z kuchni,
ale usłyszałam radosny głos Uchihy:
– Zjemy coś w wiosce? Twoją…zupą się nie najem…
– Jeśli tak bardzo ci na tym zależy…- rzuciłam od niechcenia, szukając w
torbie czegoś, czym mogłabym zasłonić twarz. Znalazłam czystą,
szpitalną maskę, którą założyłam w pośpiechu. – Ej, Uchiha, a ty nie
musisz się ukrywać? – zawołałam w głąb domu. Ciche kroki, wyraźnie było
słychać, że jest boso. Stanął za mną, czekając aż się obrócę.
–
Ja zrobię to w inny sposób. – Przyłożył do twarzy dłoń, zmieniając
całkowicie swoje rysy na bardziej ostre, stając się tak zwykłym i
beznadziejnie normalnym, że nie mogłam wydusić z siebie słowa. Jedynie
jego oczy były wyniosłe, szlachetne i tak bardzo charakterystyczne, że
nadawały całokształtowi straszną nowatorskość. – I jak? – spytał po
chwili, a ja przyłapałam się na tym, że uporczywie się w niego wgapiam.
Odwróciłam wzrok na ścianę, a potem na torbę, udając, ze czegoś szukam.
– Całkiem nieźle. Zrób coś z włosami – odparłam, zastanawiając się nad
tym, co będziemy robić w wiosce, oprócz bezsensownego szwendania się po
zatłoczonych uliczkach jednej z największych wiosek ninja.
Staliśmy przed bramą Konohy, czekając na swoją kolej do kontroli
przez osoby stojące na straży. Trzymałam Uchihę pod rękę, nie odzywając
się. Od godziny, gdy przyszliśmy stwarzaliśmy pozory pary, a ja
dodatkowo odgrywałam rolę człowieka, który jest wariatem. Niski chłopak z
dwiema katanami przewieszonymi przez plecy wszedł już do wioski,
zlewając się z ruchliwym otoczeniem. Nadeszła nasza kolej. Stał przed
nami potężnie zbudowany mężczyzna o twarzy niewinnego chłopca. Zmierzył
nas wzrokiem od stóp do głów, uśmiechając się ochydnie pod nosem.
– Czego tu szukacie? – zapytał opryskliwie, podpierając się jedną ręką
pod bok. Na usta cisnęło mi się parę wiązanek, ale powstrzymałam się,
wiedząc, że Uchiha o wszystko zadba.
– Pomocy,
schronienia…Jesteśmy wędrowcami, więc długo tu nie zabawimy. Dwa dni
starczą na ułożenie życia od nowa. – Itachi uśmiechnął się nieznacznie,
przechylając głowę w moją stronę, a ja na ten gest, poklepałam go po
dłoni. Strażnik spojrzał na mnie szybko, zauważając czuły gest.
–
A z tobą co? Mowę ci odebrało? – Popatrzyłam na bruneta błagalnym
wzrokiem, zaczynając wyć, a on szybkim ruchem przyciągnął mnie do
siebie, przytulając i głaszcząc. Uchiha nachylił się nad strażnikiem,
mówiąc do niego cicho:
– Nie zwracaj proszę na nią uwagi. Jest
szalona, ale taka kochana. Odzywa się do mnie, ale bardzo rzadko. Jeden z
Akatsuki zamordował na jej oczach całą wioskę. Cudem się wyratowała. –
Miękkie serce więzło górę nad rozumem chłopaka, jego rysy stały sie
łagodne i wpuścił nas do wioski, uśmiechając się smutno w moją stronę.
Przez pierwsze 20 minut miałam się nie odzywać do Uchihy, w razie,
gdybyśmy byli śledzeni. Dopiero teraz zauważyłam, jaka Konoha jest
wielka. Wśród labiryntu budynków, głowy Hokage nie były już widoczne, a
domy przypominające bardzo biedną dzielnicę nie miały końca. Pranie.
Wszędzie wisiało pranie. Sznurki łączyły dwa budynki na różnych
piętrach, wystawały z okien, balkonów, niewielkich tarasów. Cała ulica
powiewała kolorowymi szmatami. Wszędzie krzątały się zapracowane kobiety
z zakupami, biegnąc spod jednej markizy do drugiej, szukając
ładniejszych warzyw na przygotowanie ramen. Uliczka wydawała się nie
mieć końca, cała falowała. Od dachów domów, po ubita ziemię. I tak
najgorszą rzeczą był wszechogarniający smród zgnilizny, nawet tony
prania nie mogły uratować mojego nosa, który i tak schowany był pod
maską.
– Już możesz mówić. Znikniemy w tym tłumie i skierujemy się do centrum, gdzie zwykli ludzie nie mają wstępu.
– Do dzielnicy dla ninja? – zapytałam.
– Do dzielnicy dla ninja – odpowiedział Itachi, chwytając mnie za dłoń i
wciągając w ruchomy tłum. Zwinnie przemykaliśmy pomiędzy ludźmi, idąc
wzdłuż długiego budynku. Stopniowo tłum sie zmniejszał, jednak do końca
domu dalej było dużo ludzi. Przed nami pojawiła się ściana kolejnego
domu. Uchiha pociągnął mnie w lewo, gdzie stopniowo było coraz mniej
ludzi, a więcej ninja. Każdy mógł nas tu wylegitymować, czego obawiałam
się najbardziej.
W końcu weszliśmy do właściwej dzielnicy,
znacznie spokojniejszej i ładniejszej. Nadal musieliśmy iść za rękę, w
samym sercu Konohy, gdzie o godzinie 13 było pełno ninja na ulicach.
Uchiha szedł beztrosko, nie przejmując się ludźmi, a ja starałam się
ukryć twarz przed każdym z przechodniów.
– Teraz rozglądaj się,
szukaj chakry, rób wszystko, żeby go znaleźć. Jak go zobaczysz,
pociągnij mnie za rękę. – Kiwnęłam głową, przytakując. Tak zaczęły się
nasze poszukiwania Naruto Uzumakiego, a dokładniej tego, co miał w
sobie.
Po dwóch godzinach poszukiwań nadal niczego nie
mieliśmy, nawet najmniejszego tropu. Konoha była tak ogromna, że szybkim
marszem nie mieliśmy szans na przejście tego labiryntu w dwa dni.
Oboje zrobiliśmy się cholernie głodni, więc szukaliśmy jakiejś
jadłodajni. Niewielka biała budka, do której zaprowadził mnie Uchiha,
serwowała podobno najlepszy ramen w całym kraju Ognia. Faktycznie,
unoszący się zapach wodził za nos. Nagle jednak ogromna siła ugięła pode
mną nogi, wyraźnie poczułam Kyuubiego. Itachi chwycił mnie pod ramię i
już chciał wejść do środka, odsłaniając materiałową kotarę, ale złapałam
go w ostatniej chwili.
– Uchiha…- jęknęłam, a wesołe dźwięki w
jadłodajni ucichły, z obrotowego taboretu zeskoczył Kyuubi, stając na
wprost mnie. Dzieliła nas jedynie kotara.
– Pamiętaj, jesteś
wariatką – syknął mi do ucha Itachi. Ryknęłam głośno, upadając na
kolana, a Naruto wyskoczył przed bar, chwytając mnie za ramiona i
stawiając do pionu.
– Dlaczego jej nie pomożesz?! – wrzasnął do
czarnowłosego, próbując mnie podtrzymać. Za nim stała różowowłosa
dziewczyna, z cholernie zaciętą miną.
Itachi
Stałem na przeciwko Naruto, który patrzył mi wyzywająco
w oczy, za jego plecami Haruno Sakura, pierwsze zagrożenie. Wyrwałem
Shukketsu z rąk Uzumakiego, przytulając ją do siebie. Ona dalej
krzyczała, drżąc mi w rękach.
– Hej, młoda damo, mogłabyś zrobić
wachlarz z chusteczki? – Haruno spojrzała na mnie z idiotyczną miną, ale
zaraz cofnęła się do środka, pośpiesznie robiąc to, co jej kazałem.
Zaraz podała mi do ręki gotowy wachlarz, a ja odsunąłem od siebie
Shichi, podając jej gotowe dzieło. – Proszę, oto i on. – Shukketsu
szybko załapała o co chodzi i uspokoiła się, choć drgawki nie ustały. –
Przepraszam za to zamieszanie. Chyba COŚ was bardzo przeraziło –
odparłem, przyglądając się mimice obojga. Sakura spuściła wzrok, u
Naruto oczy nabrały dzikiego blasku.
– Uchiha to nazwisko naszego zaginionego przyjaciela – rzekł bez namysłu blondyn. – Myśleliśmy, ze wrócił.
– Och, bardzo mi przykro…Riruka jest…Szalona, lekko mówiąc…Ma częste
napady, przepraszam za nią. Pewnie narobiła wam nadziei…- Oboje
spojrzeli zdziwieni na Shichi, uśmiechając się.
– Nic nie
szkodzi. Jesteście tu chwilowo? – zapytał Naruto, wciągając nas do
środka i zajmując rozmową. Haruno patrzyła się na nas ukradkiem, nie
będąc do końca pewną co do wariactwa ,,Riruki”. Jako jedyna zagrażała
nam w tym momencie.
Po zjedzeniu sytego ramen, Naruto i Sakura
ruszyli do domu. Shukketsu zapomniała o jednym szczególe. Miała maskę,
więc nie mogła jeść. Siedziała na stołku, kuląc się z głodu, jęcząc do
tego co jakiś czas.
– Zawsze jak przychodzi pan Kakashi, obracamy
się plecami do niego. Wtedy on spokojnie je – wtrącił kucharz,
uśmiechając się szeroko.
– Więc musi być skończonym kretynem, gdy
na ścianie na przeciwko jest lustro i istnieje duże prawdopodobieństwo,
że ktoś go w nim zobaczy – Burknęła Shichi, a mężczyzna nic nie
powiedział.
Śledziliśmy Naruto tylko za pomocą wyszukiwania
chakry Kyuubiego. O dziwo, nasz lisek mieszkał niedaleko baru z ramen.
Bardzo nam to odpowiadało. Mogliśmy kręcić się wokół jego domu, nie
wzbudzając żadnych podejrzeń.
– Wracamy? – zapytała Shukketsu, trzymając mnie pod ramię.
– Tak, ale to trochę dłuższa droga. Musimy dostać się do pewnego miejsca, które nie będzie budziło podejrzeń.
_______
GOMENASAI!
Cholera, ale mnie długo nie było…Moja najdłuższa przerwa…Ale! Już mam
wenę, pomysł, gorzej ze stylem. Czuję, że przez te 6 miesięcy straciłam
jakąś zdolność opisywania. Muszę z powrotem się podciągnąć, bo jestem
zła na samą siebie.
Z tego tutaj nie jestem w ogóle zadowolona, jest
bo jest. Zdecydowanie następny rozdział będzie ciekawszy i lepiej
napisany. Mam nadzieję…
Ściskam,
wasza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz