18 września 2010

XV. Co ja mam teraz z tobą zrobić?

Shichi
    Coś się kroiło. W Akatsuki te trzy słowa miały znaczenie czegoś tak okropnego i nieprzyjemnego, że niekiedy sami członkowie mieli gęsią skórkę na plecach. Zazwyczaj ,,coś się krojenie” miało miejsce, gdy coraz rzadziej chodziliśmy na misje i lider miał wyjątkowo dobry humor. Obie te rzeczy się jak na razie sprawdzały. Oczywiście ku mojemu przerażeniu.
    – Coś się kroi – mruknęłam bardziej do siebie, niż do Hidana, Itachiego, Kisame i Zetsu, którzy siedzieli w kuchni, już piąty dzień z kolei. Nikt nie miał nic do roboty, bo lider miał chwilowy zastój z misjami.
    – No – przytaknął mi znudzony Hidan, przeciągając samogłoskę.
    – Coś czuję, że każdy zgarnie niezłą, przynajmniej tygodniową misję – wtrącił Kisame, smarując kanapki dżemem wiśniowym. Uchiha po raz osiemnasty w ciągu trzech godzin przeczesał palcami włosy. O dziwo ostatnimi czasy, ten pedant miał je rozpuszczone.
    Do pomieszczenia wszedł Deidara, rzucając pogardliwe spojrzenia w naszą stronę. Gdy zobaczył Itachiego, speszył się i podszedł do mnie, ciągnąc za ramię w stronę wyjścia. Pewnie chciał dać mi odpowiedź co do przeszczepu oka. Posłusznie za nim wyszłam, zamykając za sobą drzwi.
    – Nie chcę tych oczu – powiedział prosto z mostu, wprawiając mnie w osłupienie. Patrzyłam na niego, zupełnie nie wiedząc co powiedzieć.
    – Chyba żartujesz! – wrzasnęłam na niego, nie zważając już na to, że za kawałkiem drewna siedzą osoby, które nie powinny nic wiedzieć o mojej drugiej części tajnej misji.
    – Nie, po prostu ich nie chcę. – Wszedł do kuchni, zostawiając mnie na korytarzu samą. Nie wiedziałam co mam robić. Miałam misję do wykonania, a ją zawalę. Co prawda miałam nieograniczony czas na jej wypełnienie, ale czułam, że to kompletnie fiasko. Tylko Deidara mógł przyjąć jej oczy, tylko dla niego była przeznaczona ta moc. A on odmówił. Gdy on się uprze, nie ma bata, nie zmieni decyzji. Zrezygnowana poszłam do pokoju, z zamiarem przemyślenia wszystkiego najdokładniej jak się dało.
    Ostatnio moje życie stało się bardzo bezbarwne. Na nadmiar wrażeń nie mogę narzekać, ale wszystko jest przytłaczające, nieznośne, mam tego dość, najchętniej bym ze sobą skończyła.
    – Stój! – Chłodny ton marionetkarza przywrócił mnie do rzeczywistości. Zrobiłam tak jak mi kazał. Podszedł do mnie wolnym krokiem, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie spodni. Patrzył na mnie z wyższością, nonszalancko zarzucając głową. Położył mi dłonie na ramionach, przybliżając swoją twarz do mojej.
    – Co chcesz? – zapytałam, patrząc mu w oczy. On uśmiechnął się delikatnie na te słowa, przesuwając powoli dłonie na moją szyję.
    – Wiesz, że jestem bardzo nerwowy, prawda?
    – Tak – odparłam niepewnie, spuszczając wzrok.
    – Więc czemu próbowałaś mnie okłamać? Myślałaś, że nie wykryję tak skomplikowanej w swej prostocie trucizny? W dodatku zrobiłaś podstawowy błąd, bo wykryłem w jej flakach ostropest, aloes i korzeń mandragory. To tylko kilka z wielu składników.
    – Przestań – jęknęłam, a on przesunął dłonie na moje policzki, zmuszając mocnym szarpnięciem, żebym na niego spojrzała. Chwyciłam go za nadgarstki, ściskając lekko.
    – Co ja mam teraz z tobą zrobić, Shukketsu? Lider pewnie sam kazał ci ją zabić, więc powiedzenie mu tego, nie będzie miało najmniejszego sensu. Jest jedna osoba, która z pewnością będzie chciała się dowiedzieć, w jaki sposób zginęła Yoshiko. Trochę się boję, że przez długi czas, nie będzie mógł wyjść z szoku. Jak myślisz, Deidara będzie chciał wiedzieć, kto brutalnie zabił jego dziecko? – zapytał, opierając swoje czoło o moje i patrzył długo w moje oczy. – A może powiem wszystkim? Ciekawe jaka będzie ich reakcja…
    – Nie zrobisz tego! Nie masz prawa! Powiem Liderowi!
    – Och! A co powie Lider na to, że spierdoliłaś misję, bo nie zrobiłaś pukania żołądka Yoshiko? – Nie odezwałam się. Było mi strasznie głupio, że nie przyłożyłam się do zadania i zignorowałam Sasoriego, który był ode mnie o wiele bardziej w tych sprawach doświadczony. Czułam jak się rumienię, a on prychnął gniewnie, nakazując spojrzenie sobie w oczy. – Od teraz masz się ze mną bardziej liczyć i nie ignorować mojej osoby. Uważaj na siebie, bo w każdej chwili twoje potknięcie może się wydać. Aha! Nie radzę ci nikomu mówić o tej rozmowie, bo nie będę miał żadnych wyrzutów sumienia zabijając cię i przerabiając na kukłę – powiedział i obrócił się na pięcie, ruszając w stronę kuchni.
    Poniżona i przerażona, poszłam do pokoju, starając się zapomnieć o tym incydencie, Yoshiko i życiu, które utwierdzało mnie w fakcie, że jest beznadziejne.
Narrator
    Słyszał tę rozmowę, ale nie wyszedł jej pomóc. Wiedział, że jest zbyt dumna siebie, żeby jej pomagać. Poradzi sobie sama, nawet za cenę życia. Patrzył, jak powolnym krokiem wchodzi do pokoju, żeby po chwili zatrzasnąć głośno drzwi. Nagle lekko zakręciło mu się w głowie, a po chwili rozbrzmiał w niej niski głos Lidera:
    – Bierz Shukketsu i do mojego gabinetu za pięć minut – warknął, zrywając połączenie i przyprawiając go o lekki ból czaszki. Ruszył nieprędko, przeczesując włosy palcami. Gdy stał pod drzwiami, rozejrzał się badawczo i zapukał cicho, jak miał w nawyku.
    – Shukketsu, to ja, Itachi – powiedział, wchodząc do pomieszczenia. Zobaczył ją, leżącą na łóżku, osnutą dymem z papierosa. Wydmuchnęła szarą chmurę, znowu przybierając maskę osoby silnej i zdeterminowanej. On już wiedział, zdołał ją rozgryźć, była słaba.
    – Co? – burknęła, zaciągając się.
    – Idziemy do lidera i zgaś to gówno. – Obrócił się na pięcie i wyszedł, zostawiając ją znowu samą. Dogoniła go po chwili, dalej paląc papierosa i trzymając w dłoni popielniczkę. Tym razem nic nie powiedział, tylko otworzył jej drzwi i wpuścił pierwszą.
    Lider powitał ich z szerokim, demonicznym uśmiechem na ustach. Gestem ręki kazał zająć miejsca i uważnie słuchać każdego słowa. Shichi zaciągnęła się papierosem, ponownie tworząc wokół siebie szarą kurtynę dymu. Rudowłosy spojrzał na nią sceptyczne, nie zwracając już później na to uwagi.
    – Dawno nie było misji, prawda? Na dupach już pewnie macie odciski…- mruknął, przerzucając szybko kartki. Itachi wstał z krzesła i stanął demonstracyjnie daleko od dziewczyny. – Nie przedłużając. Idziecie razem na misję – odparł, składając dłonie w ,,wieżyczkę”. Shukketsu zapomniała przez chwilę o oddychaniu, a Uchiha przewrócił oczami, prezentując tym swoją niechęć.
    – Czy zawsze ciebie trzeba ciągnąć za język co do misji? – zapytała zgryźliwie dziewczyna, odpalając nowego już papierosa.
    – Oczywiście! Wtedy buduję napięcie i denerwuję takie niecierpliwie persony, jak ty, między innymi.
    – Więc proszę cię, o wielmożny Liderze, abyś zagłębił nas w szczegóły misji.
    – Doszukałem się ironii w twym głosie. – Uchiha zgromił spojrzeniem Lidera, który machnął na niego tylko dłonią. – Widzę, że nie tylko ty się niecierpliwisz. Dobra, która wiadomość najpierw? Zła, czy dobra?
    – Dobra – syknęła, dmuchając dymem w stronę Peina.
    – Więc najpierw zła. Idziecie do Konohy. – Lider spojrzał na zebranych, a oni przyjęli wiadomość z obojętnością. – A dobra jest taka, że musicie mieć ze sobą Kyuubiego, jeśli chcecie tu wrócić.
    – Żartujesz, prawda?! Tylko nasza dwójka?! – jęknęła, gwałtownie wstając i opierając się o biurko.
    – Nie żartuję. Jutro o 10 ruszacie, Itachi wie, kogo szukać, a ty wiesz co robić.
    – A jeśli…- Nie dane jej było dokończyć, bo Lider wszedł w słowo:
    – To od tego jest Itachi! – wrzasnął potężnie, aż powierzchnia wody w szklance zadrgała, a papieros Shukketsu upadł na stos kartek, tworząc wokół żaru czarną kropkę. – Czy to wszystko co chciałaś wiedzieć? – zapytał, ponownie wykrzywiając usta w uśmiechu.
    – Tak – burknęła, zgrzytając zębami i obracając się na pięcie, wyszła z gabinetu.
Madara
    Siedziałem na przeciwko Nagato, który uparcie wpatrywał się w butelkę wina. Nie wiedziałem co myśleć o misji. Z jednej strony cieszyłem się, że będę potrzebował tylko jednego demona, a z drugiej,  martwiłem się, że coś możne się stać Shichi. Przecież był z nią Itachi, ale on jest tak beznadziejnie słaby…Zaczyna ślepnąć, choroba wyniszcza mu organizm. Co z tego, że został okrzyknięty geniuszem klanu, kiedy to we mnie drzemie prawdziwa moc? Nie wspomnę już o Sasuke, który jest hańbą Uchiha. Irytujący gówniarz, który jest na łasce Orochimaru i myśli, że gdy uciekł z wioski, stał się najsilniejszy na świecie. Ach, błędne myślenie młodych…
    – I co? Dwa demony i będziemy u celu. Wtedy nie będzie nam potrzebna cała reszta – odparł Nagato, wzdychając głośno.
    – Najpierw chcę mieć te dwa demony, wtedy mogę porozmawiać z tobą o ewentualnym usunięciu kilku członków. Pamiętaj, że tacy zawsze sie przydadzą. Jesteśmy w plecy z jedną osobą, ale nic nie szkodzi, Yoshiko była nieprzydatna, za to mamy jej…- Nagato wskazał palcem na coś za moimi plecami. Obróciłem się powoli, a z tyłu stał Zetsu, szczerzący swoje kły w ohydnym uśmiechu. Skinąłem na niego dłonią, a on nachylił się nad moim uchem i zaczął konspiracyjnie szeptać:
    – Shukketsu nie poradziła sobie…Oj, nie. Sasori, Sasori! Sasori ją rozgryzł, ja słyszałem! My słyszeliśmy. – Miałem cierpliwość do paplaniny Zetsu, prędzej czy później i tak przejdzie do sedna. Nagato posłał mi pytające spojrzenie, a ja machnąłem dłonią w jego stronę. – Bardzo trudna sprawa, on jej groził, groził śmiercią bolesną, mękami! Nawet ja, my tak nie robimy. Powiedział, że nikt nie może się dowiedzieć o ich rozmowie, ale ja słyszałem, my słyszeliśmy. Sasori wie, że to Shichi zabiła Yoshiko i będzie ją szantażował, żeby mieć z tego korzyści. A Deidara, Deidara nie chce oczu – wymruczał, odsuwając się ode mnie i prostując jak struna. Wpatrywał się w moje plecy z uporem maniaka, a ja miałem ochotę przekląć.
    – Kurwa…Możesz już iść – mruknąłem, przesuwając dłonią po twarzy.
    – Mów – rozkazał mi Nagato, bliski już przeczesania mi umysłu.
    – Shichi nie poradziła sobie z misją, Sasori wie, że to ona zabiła. Po za tym, Deidara nie chce oczu. Chyba czas, bym zainterweniował. – Westchnąłem głośno, sama myśl o tym, napawała mnie przerażeniem.
    – Mam nadzieję, że nie chcesz się ujawnić? – zapytał z przestrachem, zatrzymując dłoń z kielichem w połowie drogi do ust. Wiedziałem, że chciał jeszcze trochę porządzić, pewnie obawiał się, że straci w oczach członków swój autorytet. Był silny, nie dawał sobie w kaszę dmuchać, więc teraz też nie da.
    – Tak, chcę się ujawnić – odparłem, a on spojrzał na mnie znacząco, wypijając wino do dna.
________
Macie rozdział. Nie uważam go za coś wspaniałego, jest średni.
Nadal nie mam ochoty na Shukketsu, czasami najdzie mnie chęć po jakimś na prawdę miłym komentarzu, albo fajnej rozmowie, ale tak – nic więcej. Czasami mam na sumieniu ten blog, otwieram worda i piszę coś na siłę, siedząc bite pół godziny nad jednym zdaniem…
Waszych blogów prawie nie komentuję, przepraszam bardzo, ale ja nie mam nawet ochoty tego czytać czasami…Wiecie, że przeniosłam się gdzie indziej i jest mi tam dobrze i jak na razie, nie zamierzam tego zmieniać.
Skasowałam nawet Osoku, wiedziałam doskonale, że tego nie skończę, ale chciałam spróbować…Nie udało się.
Ten na pewno skończę, wiele dla mnie znaczy, nie potrafiłabym go skasować, to by było równoznaczne z poddaniem się, a ja się nie poddam, obiecałam, ze go skończę, więc skończę! Małymi kroczkami, ale zawsze.
Pozdrawiam was, moi drodzy,
wasza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz