22 lipca 2010

XIV. Oczy Samsary.

Shichi
    Źle zrobiłam, wszystko źle zrobiłam. Weszłam do pokoju, nieco oszołomiona. Po łyku spirytusu huczało mi w głowie, w końcu to gówno nie ma siedmiu, tylko dziewięćdziesiąt siedem procent. Nie rozglądałam się, nie wiedziałam czy jest Madara. Usiadłam w jego fotelu i próbowałam się uspokoić. Gdy tylko w miarę ustabilizowałam swój oddech, popatrzałam przed siebie. Chłopak siedział na przeciwko mnie i trzymał za ręce.
    - Piłaś? – zapytał, klękając przede mną.
    - Profilaktycznie, żeby nie zwymiotować – odparłam, zaciskając dłonie na jego nadgarstkach. – To był głupi pomysł – jęknęłam, patrząc w jego hipnotyzujące, czerwone tęczówki.
    - Co było głupim pomysłem?
    - Nie mów do mnie, jak do pijanej. Cała misja z zabiciem Yoshiko, była durnym pomysłem – wysyczałam, ledwo powstrzymując się od łez. Madara widząc to, spojrzał na mnie smutno i czekał aż coś powiem. – Ona była w ciąży, a ja ją zabiłam. Wiedzieliście o tym, prawda? Wiedzieliście, że Deidara się załamie, po co wam to było? – mówiłam jak nakręcona, a on tylko słuchał uważnie i przyglądał mi się, co jakiś czas wycierając mi łzy.
    - Pein chciał się jej pozbyć, ja tylko to zaakceptowałem. Nie pytałem kto ma to zrobić, ważne, żeby nie żyła. Owszem, wiedziałem o jej ciąży, były przypuszczenia, że Deidara jest ojcem. Cholera wie, z kim ta gęś się szlajała – podkreślił słowo ,,przypuszczenia” – ale nie wiedziałem, że ciebie aż tak dotknie jej śmierć. Spodziewałem się, że ty jako jedyna zrobisz to bez jakichkolwiek skrupułów – powiedział, gładząc moje kolano, a ja dalej trzymałam go za jeden z nadgarstków. Wstałam i poszłam do szafy. Otworzyłam ją na oścież i zagłębiłam się w jej wnętrzu, przeszukując mój plecak. W końcu wyjęłam moją srebrną zapalniczkę, wraz ze skórzaną papierośnicą. Nie paliłam od tygodnia. U Madary robiłam to w toalecie, Itachi, gdy kiedyś zobaczył papierosa w moich ustach, wyrwał go i połamał, a Deidara palił ze mną.
    Włożyłam papierosa do ust i odpaliłam go, wznosząc w górę niewielką chmurę dymu. Madara patrzył na mnie zdziwiony, a ja nerwowo zaciągałam się. Trzęsły mi się ręce, miałam wielką chcicę na nikotynę. Cholera, głupi nałóg. On dalej mi się badawczo przyglądał smutnym wzrokiem.
    - Papierosa? – zapytałam podsuwając mu je pod nos, a on wziął jednego i tak jak ja, wsadził do ust, tyle, że odpalił go tak jakby swoim palcem. Po prostu nagle nad nim znalazł się niewielki ogień.
    - Nie wiedziałem, że palisz – mruknął, znowu tym głosem, który wibrował mi w uszach i doprowadzał wręcz do szaleństwa. Momentalnie zrobiło mi się gorąco, jakby ktoś postawił mnie nad ogromnym wulkanem. On, Madara Uchiha, lider Akatsuki, siedział ze mną w jednym pokoju, patrząc na mnie ze swojego rodzaju uwielbieniem i obdarowywał mnie co jakiś czas, swoim najpiękniejszym z uśmiechów.
    - I vice versa – ledwo wyjąkałam, chodząc po pokoju i szukając popielniczki. Chwycił mnie za nadgarstek, ciągnąc w swoją stronę. Wystraszyłam się nieco, po chwili już się mu nie opierając. Na stoliku była szklana popielniczka. Madara wyjął mi papierosa z ust i zgasił w naczyniu. Popatrzyłam na niego zdziwiona i odpaliłam kolejnego, denerwując się jeszcze bardziej pod jego spojrzeniem. Czułam, że przewiercał mnie wzrokiem, badał nim moje ramiona, szyję, dłonie, nogi. Coraz bardziej mnie onieśmielał, nie tyle jako lider, ale jako mężczyzna. Obróciłam głowę i dalej paliłam, szybko się zaciągając. Ciągnęłam tak długo, że filtr palił mnie w usta i wyrzucałam go z głośnym sykiem. Delikatnie chwycił mnie za dłoń i wyjął z niej papierośnicę.
    - Nie powinnaś tyle palić – wyszeptał i chyba zrobił to specjalnie. Nie wiedziałam już, co do niego mówić, czy w ogóle coś mówić. Dalej trzymał mnie za rękę, masując mi delikatnie palcem wystającą kość w nadgarstku.
    - Przestań – jęknęłam, wychodząc z pokoju i zostawiając go samego.
Narrator
    Teleportował się tam, gdzie nikt go nie miał prawa widzieć. Przed nim rozciągał się Las Śmierci, na który bardzo lubił patrzeć, ale w podziwianiu, przeszkadzała mu morda tego idioty. Mógł ją zniszczyć, ale w jakiś sposób ją lubił i nie zrównałby z ziemią kolejnej ,,bardzo ważnej pamiątki” tym konoszańskim psom. Nie przyznał tego przed sobą, ale to jedyna pamiątka po Senju jaka mu została. Siedział na swojej głowie, w Dolinie Końca. Sam się dziwił, że został wyrzeźbiony! Był prawie jak zastępczy Hokage, dzieci uczyły się o nim na historii, wszyscy wiedzą kim jest Madara Uchiha. Wtedy to nazwisko budziło taki respekt i szacunek, że widziałeś zazdrość przeciwnika w oczach. Nawet przy rinneganie ludzie nie mają takiej reakcji jak przy sharinganie. A teraz? Wiedział z jakiego powodu Itachi wymordował klan, wiedział, że jego sumienie nigdy już nie będzie czyste i będzie się starał, żeby zginąć z ręki Sasuke. Nie będzie mu przy tym przeszkadzał i tak planował go zabić. Tak, jak on zabił potęgę klanu Uchiha.
    Teraz jednak nie interesowało go to, czym kierował się Itachi, zabijając klan, ale ona, jego ostatni obiekt westchnień, niebieskooka lokatorka, dzieląca z nim toaletę, łóżko, szafę i jeden fotel. Mógł jej zrobić co chciał, widział, jak mu ulegała, jak pod wpływem jego dotyku zmieniał się jej oddech, jak lekko różowieją jej policzki. Za nic jej by nie skrzywdziłby, ale najwidoczniej wysyłał złe sygnały. Przestraszyła się go! Zaśmiał się cicho, przypominając sobie jej zabawną reakcję, lecz po chwili, żałował, że tak z nią postąpił.
    - Cholera – zaklął, patrząc w gniewne oczy Senju. – I co się gapisz? – zawołał. Odpowiedziała mu cisza. Chociaż coraz bardziej pragnął do niej wrócić, twardo siedział na swojej głowie, nie poruszając się choćby o milimetr.
  
Deidara
    Siedziałem i piłem. Cały czas, od wczoraj. Whisky powoli się kończyła, a ja o dziwo dalej byłem trzeźwy, pewnie dlatego, że ją sączyłem, a nie wypiłem duszkiem. Mogłem tak zrobić, pewnie nikt by się nie zdziwił, gdyby znaleźli mnie zalanego. Chciałem zapalić, ale nie miałem siły żeby wstać i przejść się do Hidana.
    Sam już nie wiedziałem o czym myśleć. O tym, że Yoshiko się zabiła z moim dzieckiem? Chyba już się pogodziłem z tą myślą. A może o moim idiotycznym zachowaniu wobec Uchihy? Rzuciłem mu się na szyję i wszystko powiedziałem. Wszystko! Na dodatek płakałem…Co on mógł o mnie pomyśleć? Zrobił sobie nadzieję? Przecież raz mnie pocałował, potem ta rozmowa w pokoju, teraz to. Do trzech razy sztuka, prawda? To co będzie następnym razem? W sumie teraz wszystko mi wisi. Mogę zostać nawet gejem. Pociągnąłem spory łyk z butelki, opróżniając ją całkowicie. Zakręciłem i rzuciłem na łóżko. Nagle rozległo się pukanie do pokoju. A co jeśli to Uchiha? Deidara, proszę cię, przestań z tymi durnymi myślami!
    - Wchodzę! – Shukketsu. Weszła i zamknęła za sobą drzwi kopnięciem. Uśmiechnęła się, trzymając w ręku dwie szklane butelki piwa. Podała mi jedną i skrzywiła się. – Człowieku, kiedy w końcu nauczysz się, że alkohol śmierdzi? – mruknęła, podchodząc do okna i otwierając je na oścież.
    - Nie przyszłaś chyba mnie pocieszać? – zapytałem, a ona popukała się w czoło, siadając na łóżku.
    - Myślisz, że fatygowałabym się po takie pierdoły? Przecież wiem, że i tak byś mnie wygonił, gdybym miała to robić. Jestem tu z innego powodu – powiedziała, patrząc na mnie znacząco.
    - Dobra, mów.
    - Nie wiem jak zacząć – zaśmiała się – Potrzebuję ciebie. – Widząc moją reakcję na te słowa, zaczęła machać rękoma i wszystkiemu zaprzeczać. Rzeczywiście nie wiedziała jak zacząć. – Chcę przeszczepić ci jedno z oczu Yoshiko – odparła poważnie. Sam nie wiedziałem co powiedzieć. Miałem już swoje urządzenie namierzające, które było w miarę przydatne, ale moc blondynki zawsze mnie fascynowała, była taka inna, artystyczna. Ta brokatowa chakra była trochę kiczowata, ale podobała mi się. No i pamiętam walkę Uchihy z Hideki. Wtedy pokazała co umie.
    - Nie wiem – mruknąłem, pijąc piwo jak oranżadę. Może chciałem się podroczyć, a może na prawdę nie chciałem tego oka?
    - Zastanów się, proszę i nie zważaj na wspomnienia z nią związane. – Wstała i wyszła z pokoju, nawet się nie obracając. Miałem ochotę znowu przytulić się do Uchihy.
Shizuka
    Byłyśmy w Sunie, gdzie trop się właściwie urywa. Pojedyncze osoby słyszały o Akatsuki różne rzeczy, ale najbardziej przekonywującą opowieść miał pewien mężczyzna, na oko trzydziestoletni. Blond włosy sięgające do pasa miał zaczesane do tyłu, nieco ulizane, ale bardzo mu było w nich do twarzy. Na oczach miał przepaskę z materiału, pewnie był ślepy, ale jego ruchy były bardzo precyzyjne. W palcach obracał małą czarkę po sake, co jakiś czas prosząc o dolewkę. Ciężko było z nim rozmawiać, widocznie dużo przeszedł i niechętnie mówił o Akatsuki. Hakuri została w pokoju, na wszelki wypadek, zaraz zaczęłaby gadać zbyt dużo.
    - Chcesz się czegoś dowiedzieć, a nie wiesz jak zapytać – mruknął, przysuwając się nieco w moją stronę.
    - Wiem jak zapytać! – krzyknęłam, uderzając dłonią w blat, a on nawet się nie poruszył. – Chcę byś coś powiedział mi o Akatsuki. Ja wtedy odpowiednio ocenię twoją pracę.
    - Jesteś szczera. Mogę ci powiedzieć co nieco – odparł, przechylając się jeszcze bardziej w moją stronę. – Zacznijmy od członków. Jest ich około dziesięciu. Szpieg, dziecko, dwoje nieśmiertelnych, dwóch artystów, władca mieczy, posiadacz sharingana, yuramegana, anioł i bóg. O szpiegu, dziecku i yurameganie, nie wiem zbyt wiele. Tylko to, że są. Dwoje nieśmiertelnych, porusza się w parze. Jeden ma skłonności do zabijania swoich partnerów, w sumie nie jest do końca nieśmiertelny, ale nie wiem na czym to polega, a drugi na prawdę jest nieśmiertelny. Para artystów, też porusza się razem. Jednym z nich jest słynny Sasori Akasuna, wiesz, ten marionetkarz – powiedział, a ja przytaknęłam posłusznie. – Władca mieczy to Kisame Hoshigaki, niesamowicie dziwny typ, a z nim jest Itachi Uchiha, cholernie silny skurwiel, który na pewno jest jednym z najsilniejszych w organizacji. Anioł, jest to prawa ręka boga. Tylko o niej słyszałem, nigdy nie miałem okazji widzieć. No i tajemniczy bóg. Ma oczy Samsary – wyszeptał, a ja zachłysnęłam się sake, prawie wypluwając je na mężczyznę.
    - To niemożlwe! Nie ma ich, tak samo jak wyławiaczy demonów, sharinganów, yurameganów i słynnego Satetsu Trzeciego Kazekage! – znowu niepotrzebnie uniosłam głos, bo blondyn wyraźnie się speszył, ale po chwili zaczął mówić dalej.
    - Skoro nie ma rinnegana, to dlaczego wymieniłaś kekken genkai, które istnieją w pojedynczych osobach? Moc Uchiha trwa do dziś, nieprzerwanie! W dwóch osobach, ale trwa i jak na razie, nie zapowiada się aby linia krwi została zniszczona – zakończył, patrząc na mnie znacząco. – Wracając do boga, jest on Liderem Akatsuki. Nie wiem co ma w planach, ale na pewno nic dobrego, skoro kradną po kolei wszystkim wioskom demony – urwał. – Widzę, że się niecierpliwisz. Chcesz konkretów, prawda? Dzieciaki z jakiejś wioski, ułożyły o nich wierszyk:
Na północ od lasu, na południe od rzeki, na środku świata, stoi wielka chata.
W chacie, przy blacie, siedzi pan w krawacie.
Zbiera demony, chowa je w wory, ogromne zmory.
Z nim jedenastka, duża to garstka, za potworami się ugania – wyrecytował, uśmiechając się nieznacznie.
    - Co to ma do rzeczy? Sam powiedziałeś, że chcę konkretów! – syknęłam, już nieźle podirytowana jego durną gadką.
    - Moja droga, nie dajesz mi dokończyć…W tym durnym wierszyku jest dużo prawdy. Zbierają demony? Zbierają. Tu jest mowa o jedenastce, ale ja słyszałem o dziesiątce. Zależy jak to się zinterpretuje. No i pierwszy wers, który mały geograf źle sklecił. Nie przypominam sobie żadnych rzek ani lasów naprzeciwko siebie, nawet w bardzo dalekich odległościach, ale za to środek świata. Świat jest nieograniczenie wielki. Pojęcie środek, dla dziecka jest nieco inne. Może być to ulubione miejsce zabaw, rodzinna wioska, albo ono samo. Rozumiesz? – pokiwałam twierdząco głową. – Co jeśli ograniczymy się tylko do najpotężniejszych wiosek? Kiri, Konoha, Suna, Iwa i Kumo. – Począł kreślić kunaiem na blacie mapkę, potem przeciął ją pionową i poziomą kreską. Przyłożył palce do miejsca, gdzie nacięcia łączyły się w jednym punkcie. – Nie jest to może dzieło, ale za to bardzo łatwo się domyślić, że punkt przecięcia jest na terenie kraju Ognia. Ich tam na pewno nie ma, dam sobie uciąć rękę. ANBU z Konohy od razu by ich wywęszyło. I trzy niewielkie, mało znane wioski ninja. Ame, Kusa i Oto. Nikt ich o nic nie podejrzewa. Oto, ostatnio zrobiło dość duże zamieszanie w Konoha, ale ponownie się uspokoiło. Kusa, po ciężkich wojnach nie ma siły na nowe wybryki. No i tajemnicze Ame, spokojne od dziesięciu lat, mogłoby coś w końcu wywinąć, ale powoli w wioski ninja, robi się małym miastem przemysłowo-rozrywkowym. A ty? Gdzie byś się ukryła? – zapytał, nadymając wargi.
    - W Kusie. Teraz zapłata, mów cenę – mruknęłam, podciągając połacie materiału i wyjmując sporych rozmiarów sakwę, którą miałam przywiązaną do uda. Spojrzał na mnie zdziwiony, roześmiał się i położył swoją dłoń na moim kolanie.
    - Mam nietypową prośbę. Za to co powiedziałem, chciałbym ruszyć z tobą na poszukiwania Akatsuki.
________
Taa, pierwszy raz od dwóch lat przekroczyłam trzynaście rozdziałów. Nie wiem co myśleć o tej notce. Jest dziwna. Niby mi się podoba, ale ma w sobie coś takiego…Nie ważne.
Pomimo wielu komentarzy pokrzepiających, dalej nie mam ochoty na pisanie tego bloga. Obiecuję dalej pisać, nie chcę was zawieść. Ten rozdział był ostatnim, który miałam w zanadrzu. Teraz nie mam żadnego, muszę coś napisać, źle się z tym czuję, że zaniedbuję tego bloga. Piszę teraz gdzie indziej, co innego i czuję się spełniona. Chyba już tak zostanie.
Chcę zadedykować ten rozdział (wiem, że nie jest najlepszy) dwóm osobom, które wróciły:
Dawnej Sennej, aktualnie Ballaad i dawnej Chibi, aktualnie Delilah. Dzięki wam, mam kawałek rozdziału piętnastego ; )
Zebrało mi się na smęcenie, więc czas kończyć.
Chcę tylko podziękować wam wszystkim i każdemu z osobna, ale najbardziej Strażniczce Kluczy, której komentarze dla mnie bardzo wiele znaczą, a jej opinia jest dla mnie jedną z najważniejszych. Bardzo dla mnie liczy się też zdanie niezastąpionej Kimi, która nie raz mnie rozśmieszyła swoim komentarzem. Wielkie dzięki Madachan3, która pojawia się i znika, ale jest ze mną praktycznie od początku. Nadmienię też, że ma wkład w tym opowiadaniu, nieco męczący i nielubiany, ale jakże urozmaicający opowiadanie! Dzięki niej powstała Yoshiko.
Pozdrawiam i tak, możecie to odebrać jako pożegnanie, bo nie wiem, kiedy pojawi się nowy rozdział.
[EDYTOWANE] 27 lipca blog będzie obchodził dwa lata. Cholera, dużo, nie?
Wasza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz