Narrator
Yoshiko umierała długimi godzinami, jeszcze o tym nie
wiedząc. Pierwsze objawy pojawiły się dość późno. Leżała w dalszym
ciągu na łóżku, co jakiś czas wzdychając i wystukując na blacie rytm
palcami. W pewnym momencie pociekła jej krew z nosa. Pomyślała, że to
osłabienie, przecież ostatnio tak mało jadła…Wstała i udała się do
toalety. Spojrzała w lustro zmęczonym wzrokiem. Czarny pasek od nosa do
brody robił się coraz gęstszy. Ciecz mozolnie skapywała jej z brody do
umywalki, prawie grudkami. Próbowała przekląć, ale wyszedł jej tylko
gardłowy pomruk. Nachyliła się nad umywalką i obmyła twarz. Przyłożyła
kawałek papieru do nosa, odchylając głowę do tyłu. Oddychała przez usta,
aż zrobiło jej się sucho wewnątrz jamy ustnej. Napiła się trochę wody z
kranu, ale nic jej to nie dało. Seria drgawek, która wstrząsnęła jej
ciałem, przestraszyła ją nie na żarty. Poszła do pokoju i usiadła na
podłodze, próbując się uspokoić – na marne. Konwulsyjne wzdrygnięcia jej
ciałem, przypominały teraz bardziej atak epilepsji. Uderzyła głową w
szafkę, która znajdowała się za nią. Pisnęła cicho, nie chcąc aby
ktokolwiek przyszedł i zobaczył ją w takiej sytuacji. Dotknęła
delikatnie bolącego miejsca, czując dość głębokie rozcięcie pod
opuszkami palców. Spojrzała na dłoń, która była lekko ubrudzona jej
prawie czarną krwią. Na nic zdało się już siedzenie na podłodze, teraz
na prawdę zaczęła panikować. Pobiegła do łazienki, otwierając apteczkę i
wyrzucając z niej wszystko na podłogę, próbowała powstrzymać się od
płaczu. Nagle zrobiło jej się niedobrze. Nie wiedziała, czy to na widok
krwi, czy ze stresu, a może wtedy na misji z Deidarą…Zwymiotowała do
umywalki samą żółcią, płacząc przy tym niesłyszalnie. Zsunęła się na
kolana, w akcie bezsilności, akcentując tym swoją bezradność. Znowu
zwymiotowała, jeszcze raz, jeszcze, kolejny i następny. Kaszlała przy
tym, zdzierając sobie gardło, nie mogąc złapać oddechu i odklepując w
podłogę, jakby chciała zrezygnować z walki. Panie Sędzio, już dość,
dobrze?
Przez kolejne pół godziny sytuacja prawie się nie
zmieniała. Krew z nosa i głowy nadal mozolnie leciała, drgawki nie
ustały, kaszel tylko się nasilił. Yoshiko modliła się tylko o szybką
śmierć, nie chciała już dłużej cierpieć. Bez zastanowienia podniosła się
na nogi, szukając czegoś w pokoju. Kabura z bronią leżała jak zawsze na
stoliku nocnym. Hideki należała do osób lekkomyślnych, ale w tym
przypadku, zastanawiała się przez moment, czy dokonała właściwego
wyboru. Po chwili była pewna swego, chwyciła kaburę i jak prawdziwy
samuraj, wbiła sporych rozmiarów kunai w swój brzuch. Jeszcze bardziej
przekonana, że to wspaniały pomysł, przekręciła kilkakrotnie broń w
trzewiach. W pewnym momencie stwierdziła, że to za mało, żeby umarła.
Zaczęła brutalnie wywijać w swoim ciele stalą, rozcinając żołądek,
jelita i wątrobę. Czarna krew wypłynęła z dziury niczym smoła, lepka, o
nieprzyjemnym zapachu. Yoshiko szybko, resztkami sił chwyciła jasny blok
z długopisem i poczęła kreślić niewyraźne litery na papierze. Kocham
cię, Deida…Niepełne wyznanie zostało zakończone długą, prostą kreską,
świadczącą o zgonie pacjenta.
Shichi
- Liderze, no niech tam ktoś pójdzie! – jęknęłam,
opierając się dłońmi o biurko. – Najlepiej Uchiha, bo ma blisko, jest w
spółce i mam na niego haka.
- Ale po co ten pośpiech? – Pein
uśmiechnął się wrednie, wskazując ręką na krzesło. Posłusznie usiadłam,
chcąc mówić dalej, ale rudy chciał teraz po wygłaszać swoje mądrości. –
Skąd masz pewność, że ona nie żyje?
- Ta trucizna nigdy mnie
jeszcze nie zawiodła. Od godziny powinna już być na tamtym świecie.
Jeśli mi nie wierzysz, sprawdź jej umysł, cokolwiek. Po za tym, muszę
mieć jakieś alibi. Nie było mnie u niej w pokoju od trzech dni, dziś
powinnam ją poskładać. Nawet Sasori o tym wie, więc jeśli ktoś inny tam
pójdzie, będę czysta.
- A jak Sasori znajdzie tę truciznę w
ciele? – powiedział, opierając głowę na prawej ręce, a lewą przekładał
monetę między palcami. Robił to niesamowicie szybko, pewnie za pomocą
rinneganu.
- Nie wykryje jej, jestem tego pewna. No to co,
wyślesz kogoś? – Wzruszył ramionami i dalej bawił się pieniążkiem. – Bo
powiem Kakuzu! – krzyknęłam, wskazując na bilon. Pein tylko zaśmiał się
przez chwilę, a potem zrobił się poważny.
- On mi może – odparł,
kładąc monetę na kciuk i strzelił nią w górę. Zawirowała kilkanaście
razy i gdy miał ją złapać, do gabinetu ktoś zapukał. Itachi wszedł
powoli, patrząc na mnie dziwnym wzrokiem.
- Co ty jej zrobiłaś?
To wygląda gorzej niż… – nie dokończył, tylko przeczesał palcami włosy,
wzdychając głośno. – Lepiej wszystkim powiedzieć teraz, niż robić z tego
tajemnicę i wzbudzać jakiekolwiek podejrzenia. Myślę, że do przekazania
tej informacji najlepszy będzie Tobi. – Uchiha spojrzał na nas,
czekając na jakąś reakcję, a ja zastanawiałam się tylko, co mogło go aż
tak…przerazić?
- Tak, za 20 minut zebranie. – mruknął Lider,
uśmiechając się w moją stronę. – A teraz pójdziemy zobaczyć ciało. –
Ruszyliśmy do jej pokoju, po drodze zahaczając o kuchnię, bo Pein chciał
kawy. Korytarze były zupełnie puste, jak na razie żaden Tobi się nie
darł. Drzwi od pokoju Yoshiko były przymknięte, a i tak czułam smród
wymiocin. Lider wszedł do pomieszczenia pierwszy, zaraz po nim ja, ale
nie spodziewałam się ujrzeć takiego widoku. Leżała obok szafki, z
paskudnie rozciętym brzuchem i zakrwawionym nosem. Wymioty były tylko na
podłodze w łazience, ale całe mieszkanko przeszło już tym okropnym
smrodem.
- Szczerze powiedziawszy, trucizna miała ją wykończyć
fizycznie, ale jak widać, nie wytrzymała tego bólu – wyszeptałam do
Lidera, a on upił łyk kawy. Patrzał na to bez cienia wzruszenia,
doszukując się jakiś mankamentów w mojej pracy, niedociągnięć. Przecież
ona nie żyje, to co tutaj ma być zepsute? Nie byłam u niej trzy dni, w
dodatku może to potwierdzić każdy, bo starałam się siedzieć prawie ze
wszystkimi, aby mieć jakieś alibi.
- Jestem pod wrażeniem –
odparł Pein, patrząc mi prosto w oczy. – Na prawdę. Jestem tylko ciekaw
komu dasz jej kekkei genkai. – Uśmiechnął się cwaniacko, wychodząc z
pokoju. Szliśmy na zebranie, do którego zostało już dziesięć minut.
Po wrzaskach Tobiego, że Yoshiko nie żyje, wszyscy poszli do sali
zebrań. Tobi z pewnością nie ma nic wspólnego z Madarą, chyba tylko
maskę. Jest subtelny jak fura gnoju, upierdliwy i ma dziecięcy głos. Nie
było wyjątków, pojawił się nawet Zetsu, który zazwyczaj zebrania spędza
w pokoju. Deidara wyglądał normalnie, na misji strasznie przeżył to, co
się stało, teraz był jakby wyprany z uczuć. Wszyscy usiedli na
miejscach, ja siedziałam koło Tobiego i Itachiego. Ostatni przyszedł
Sasori, mierząc mnie morderczym wzrokiem, dając mi do zrozumienia, że
dojdzie do tego, jak ona umarła.
Pein
Widziałem wzrok Sasoriego, widziałem jak nerwowo poruszał
palcami, widziałem jak unosi się wokół niego aura nienawiści. To
oczywiste, że w międzyczasie był jeszcze w pokoju Yoshiko. Spojrzał na
mnie oskarżycielsko, a w jego umyśle mogłem wyczytać transparent, bardzo
długi z resztą, z napisem: CO TO MA BYĆ, DEIDARA SIĘ PO TYM NIE
POZBIERA I BĘDZIE FLAKIEM NA MISJACH! A więc tylko o to mu chodziło?
Blondyn nie jest aż taką ciotą…
- Sasori, proszę cię o spokój.
Jak pewnie słyszeliście, Yoshiko Hideki, nie żyje. Popełniła
samobójstwo. Chciałbym, abyście uczcili tę tragedię chwilą ciszy. –
Wtedy Akasuna już nie wytrzymał, widziałem to. Odsunął gwałtownie
krzesło, oparł się dłońmi o biurko i patrzał co rusz, to na mnie, to na
Shichi.
- I ja niby mam uwierzyć w to, że ona się zabiła? Wszyscy
wiedzieli o tym, że jej nienawidzisz, najchętniej byś się jej pozbył, a
doskonałą osobą do zrobienia tego, była Shukketsu. Nie trawiła jej tak
samo, jak i ty, dlatego ją wybrałeś! – ryknął, patrząc na mnie jednak
zupełnie spokojnie. – Dlaczego tylko ty i Shukketsu byliście u niej w
pokoju? W dodatku jako pierwsi?
- Pozwolę się wtrącić w tym
momencie. Pierwszą osobą jaka tam weszła, byłem ja – wtrącił się Itachi,
przybierając pozycję, która strasznie mnie denerwowała, bo wiedziałem,
że zaraz zacznie się czynnie udzielać w rozmowie. Przeczesał palcami
swoje włosy, ale nic więcej już nie powiedział. Czekał co teraz powie
Sasori, albo ja.
- Czyżbyś twierdził, że nie mam prawa, jako
Lider tej organizacji, zaglądać do pokoju nieżyjącej członkini? Nie
ważne, czy ją lubiłem, czy nie, miałem prawo tam wejść. Nie widzę też
problemu w tym, że weszła tam Shichi. Jest medykiem i miała sprawdzić
jej stan. Czy to takie złe? – zapytałem z przekąsem, a on nieco się
zmieszał.
- Nie, oczywiście, że nie, ale zastanawia mnie jedno.
Dlaczego pojawiły się tam wymioty? – Triumfalny uśmiech pojawił się na
jego twarzy, teraz na prawdę zaczął sprawiać problemy.
- Yoshiko
miała przypuszczenia, że jest ze mną w ciąży – odezwał się w końcu
Deidara, a wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na niego z rozdziawionymi
ustami. Nie wiem dlaczego, ale Itachi wyglądał jakby ktoś kopnął go
porządnie w dupę.
- Zrobimy więc sekcję zwłok – podsunął Sasori, patrząc na Shichi.
- Dobrze, zgadzam się. Możemy nawet za chwilę – powiedziała Shukketsu,
uśmiechając się szeroko. Odsunęła krzesło i wyszła z sali. Za nią
Sasori, Deidara i ja. Pociągnąłem za rękaw Uchihę, który dołączył do nas
po chwili.
- A my nie możemy? – jęknął Hidan.
- Nie – uciąłem krótko, znikając za zakrętem.
Sasori
Deidara dorwał się do wiadomości, którą zostawiła mu
Yoshiko, padł na kolana i płakał jak dziecko, przykładając do twarzy
kartkę. Popatrzyłem na Shukketsu, a w jej wyrazie twarzy jakby pojawiło
się przez chwilę współczucie. Uchiha w tym czasie poszedł po nosze. Mało
kto wiedział, ale mieliśmy za toaletami dla więźniów, za niewielkimi
celami, które od lat były puste, małe pomieszczenie w którym można było
leczyć ewentualne rany. Lider stał nad ciałem blondynki z obojętną miną,
jakby zupełnie nie przejmował się jej śmiercią. Ja też nie przepadałem
za Hideki. Była głośna, ordynarna, fałszywa, dużo piła, nigdy nie miała
pieniędzy, farbowała włosy, żuła gumę, uwielbiała gówniane żarcie i za
wszelką cenę chciała dorównać Shukketsu, ale znaczyła bardzo dużo dla
Deidary. Był moim partnerem na misjach i gdy wpłynęły na niego jakieś
silniejsze uczucia, nie ważne czy pozytywne, czy nie, ale zawsze był
wtedy flakiem na misjach i nic mu się nie udawało. Uchiha wszedł do
pokoju, pchając nosze. Unieśliśmy ją lekko w czwórkę, Shichi trzymała
jej głowę.
- Hej, ona ma rozcięcie na głowie – odparła, gdy
położyliśmy ją. Przerzuciła jej jasne włosy na twarz i patrzała na ranę.
– Jest dość głęboka, ale dużo krwi z niej nie straciła – mruknęła,
dając nam znak, że możemy iść.
Czarno-biały pochód przemierzał
ciemne korytarze organizacji jako pogrzebowy kondukt. Na czele wózek z
martwą, tuż za nią Uchiha, Deidara, Lider i ja z Shichi na samym końcu,
zamykając go uroczyście. Brakowało tylko lamentów starych dewotek.
Itachi
Nasza trójka stała pod ścianą, Sasori i Shichi wspólnie
przygotowywali się do sekcji, zbierając skalpele, piłki, szczypce,
waciki, spirytusy i tym podobne rzeczy. Czerwonowłosy wybiegł na chwilę
po coś do pokoju, a Shukketsu chwyciła spirytus, odkręciła zakrętkę i
wypiła jeden niewielki łyk, kaszląc głośno i wykrzywiając twarz w
grymasie. Zdjęła gumkę z nadgarstka i związała ciasno włosy, tak, aby
nie przeszkadzały jej w pracy. Drzwi otworzyły się gwałtownie, Akasuna
położył jakieś ampułki na stalowej tacce. Oboje poszli umyć ręce, robili
to dość długo i dokładnie. Z szafki, która na pozór wyglądała na
zapuszczoną, wyjęli nieskazitelnie białe kitle. Sasori, jak przystało na
dżentelmena, pomógł włożyć dziewczynie fartuch. Związał go na ładne
kokardki, a ona odwdzięczyła mu się tym samym. Nawzajem założyli sobie
gumowe rękawiczki i pozapalali wszystkie możliwe lampy w pomieszczeniu.
Teraz zabrali się za ciało. Zdjęli z niej ubrania, kładąc je na blat i
przykryli Yoshiko do połowy jasnym prześcieradłem. W końcu przyszedł
czas na część właściwą. Popatrzyłem na Lidera i Deidarę. Ten pierwszy,
wydał się zupełnie obojętny, za to Deidara był roztrzęsiony, nadal nie
mógł się pogodzić z myślą, że ona umarła.
- Myślę, że najlepiej
nie bawić się w jakieś kółka. Popatrz, ma tu ładną, świeżą ranę,
pociągnijmy ją lekko w prawo i potem od splotu trzewnego do podbrzusza –
powiedziała, kreśląc w powietrzu linię cięcia. Sasori skinął głową,
chwycił spirytus i waciki, przemywając jej ciało, jakby była żywa.
Wydało mi się to bez sensu, skoro i tak jest martwa, ale jak tak robią,
to tak musi być.
Czerwonowłosy zanurzył skalpel w chłodnym ciele
Yoshiko i jednym zgrabnym cięciem rozpruł jej brzuch. Teraz zrobiła to
samo Shukketsu, tnąc równie gładko, co mężczyzna, tyle, że od splotu do
podbrzusza. ,,Odrzucili” jej skórę i chwilę patrzeli w jej trzewia.
- Jak myślisz, to niewielkie zgrubienie, o tutaj, to może być płód? –
zapytał Akasuna, a Deidara chwiejnym krokiem podszedł bliżej stołu i bez
żadnych ceregieli odepchnął Shichi, nachylając się nad ciałem.
-
Gdzie? – wyłkał, przełykając łzy. – Pokaż mi, gdzie! – Sasori bez słowa
wskazał palcem coś dziwnego. Z tego co pamiętam z biologi, powinna to
być macica. Chyba nigdy nie miałem okazji oglądać ludzkich wnętrzności z
taką dokładnością.
- Rozcinamy? – zapytał się czerwonowłosy.
Shukketsu wzruszyła ramionami, wskazując głową na Deidarę. Podszedłem do
niego powoli, chwyciłem pewnie za ramiona i wyprowadziłem z
pomieszczenia. Nie stawiał się, gdy zamknąłem drzwi, on obrócił się, a
łzy spływały po jego twarzy. Złapał mnie za koszulkę i szarpnął dość
mocno.
- Kurwa! – wrzasnął. – To było moje dziecko…Moje i jej –
wyszeptał, a ja nie miałem zamiaru na razie się odzywać. – Byłbym dobrym
ojcem – jęknął, patrząc mi się w oczy. Po chwili zrobił coś, czego
najmniej się spodziewałem. Zarzucił mi ręce na szyję i łkał nieco
ciszej, tuż nad moim uchem. Teraz już zupełnie nie wiedziałem co zrobić.
Poklepałem go lekko po plecach, chcąc dodać mu otuchy.
- Uspokój się – mruknąłem, a on parzył wręcz, moją szyję swoim oddechem.
- Wiem, że ona była suką, że mnie zdradzała. Słyszałem, jak nawet ty
mówiłeś, że nie wiem co ja w niej widzę. Ja nic w niej nie widziałem,
ale szkoda mi było z nią zrywać. Shichi odeszła i zostawiła niesamowitą
pustkę w moim sercu. Yoshiko wtedy się koło mnie kręciła. Pomyślałem,
czemu by nie? I ciągnęło się przez trzy lata. Jakiś miesiąc, półtora
temu przyszła do mnie, bardzo przejęta. Powiedziała, że chyba jest ze
mną w ciąży. Wtedy coś do niej poczułem. Tak, ona była pojemnikiem na
moje dziecko. Miałem mieć syna, albo córkę! Kurwa i to szybciej niż ty,
Uchiha. Wtedy ten napad na nią, jak zobaczyłem tę ranę na brzuchu.
Podłamałem się, ale Shichi ją wyleczyła. A dzisiaj, ta idiotka, zabiła
się. Zabiła się razem z moim dzieckiem! – wyszeptał, a mnie przypomniał
się Sasuke, gdy był młodszy, gdy podbiegał do mnie i szeptał do ucha, że
jest mu smutno, kiedy mnie nie ma i mam rzadziej chodzić na misje.
- Nie wiem co ci powiedzieć. Zawsze w takich momentach mówiłem do
Sasuke, że na pewno będzie dobrze i ma więcej nie płakać. Teraz idź do
pokoju i prześpij się z tym – powiedziałem, klepiąc go dwa razy po
plecach.
- Przepraszam – wyszeptał, patrząc mi w oczy. Ruszył chwiejnym krokiem do pokoju, więcej się już nie odzywając.
______
W poprzednim rozdziale obiecałam, że notka będzie pierwszego i proszę bardzo.
Wiecie
co? Czuję się źle, zaglądając na tego bloga. Mam znowu objawy choroby
anty-naruto, albo raczej anty-pisać-o-naruto. Nie mam ochoty, pomysłu i
weny, ale tylko na Naruto. Mam zamiar ruszyć z blogiem o the GazettE,
ale sama nie wiem, czy to dobry pomysł. Obiecałam skończyć to
opowiadanie i skończę na pewno i tak zaraz mi przejdzie chwilowa wena na
,,coś innego”. Było tak już dwa razy, trzeci też przeżyję!
Cholera, mam wenę, napiszę XV rozdział <3
Po za tym jutro idę sprawdzić, czy dostałam się do liceum. Tak na prawdę, to jestem złej myśli. Nvm, proszę o szczere opinie.
Wasza
nostalgiczna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz