1 lipca 2010

XIII. Pokaż mi, gdzie!

Narrator
    Yoshiko umierała długimi godzinami, jeszcze o tym nie wiedząc. Pierwsze objawy pojawiły się dość późno. Leżała w dalszym ciągu na łóżku, co jakiś czas wzdychając i wystukując na blacie rytm palcami. W pewnym momencie pociekła jej krew z nosa. Pomyślała, że to osłabienie, przecież ostatnio tak mało jadła…Wstała i udała się do toalety. Spojrzała w lustro zmęczonym wzrokiem. Czarny pasek od nosa do brody robił się coraz gęstszy. Ciecz mozolnie skapywała jej z brody do umywalki, prawie grudkami. Próbowała przekląć, ale wyszedł jej tylko gardłowy pomruk. Nachyliła się nad umywalką i obmyła twarz. Przyłożyła kawałek papieru do nosa, odchylając głowę do tyłu. Oddychała przez usta, aż zrobiło jej się sucho wewnątrz jamy ustnej. Napiła się trochę wody z kranu, ale nic jej to nie dało. Seria drgawek, która wstrząsnęła jej ciałem, przestraszyła ją nie na żarty. Poszła do pokoju i usiadła na podłodze, próbując się uspokoić – na marne. Konwulsyjne wzdrygnięcia jej ciałem, przypominały teraz bardziej atak epilepsji. Uderzyła głową w szafkę, która znajdowała się za nią. Pisnęła cicho, nie chcąc aby ktokolwiek przyszedł i zobaczył ją w takiej sytuacji. Dotknęła delikatnie bolącego miejsca, czując dość głębokie rozcięcie pod opuszkami palców. Spojrzała na dłoń, która była lekko ubrudzona jej prawie czarną krwią. Na nic zdało się już siedzenie na podłodze, teraz na prawdę zaczęła panikować. Pobiegła do łazienki, otwierając apteczkę i wyrzucając z niej wszystko na podłogę, próbowała powstrzymać się od płaczu. Nagle zrobiło jej się niedobrze. Nie wiedziała, czy to na widok krwi, czy ze stresu, a może wtedy na misji z Deidarą…Zwymiotowała do umywalki samą żółcią, płacząc przy tym niesłyszalnie. Zsunęła się na kolana, w akcie bezsilności, akcentując tym swoją bezradność. Znowu zwymiotowała, jeszcze raz, jeszcze, kolejny i następny. Kaszlała przy tym, zdzierając sobie gardło, nie mogąc złapać oddechu i odklepując w podłogę, jakby chciała zrezygnować z walki. Panie Sędzio, już dość, dobrze?
    Przez kolejne pół godziny sytuacja prawie się nie zmieniała. Krew z nosa i głowy nadal mozolnie leciała, drgawki nie ustały, kaszel tylko się nasilił. Yoshiko modliła się tylko o szybką śmierć, nie chciała już dłużej cierpieć. Bez zastanowienia podniosła się na nogi, szukając czegoś w pokoju. Kabura z bronią leżała jak zawsze na stoliku nocnym. Hideki należała do osób lekkomyślnych, ale w tym przypadku, zastanawiała się przez moment, czy dokonała właściwego wyboru. Po chwili była pewna swego, chwyciła kaburę i jak prawdziwy samuraj, wbiła sporych rozmiarów kunai w swój brzuch. Jeszcze bardziej przekonana, że to wspaniały pomysł, przekręciła kilkakrotnie broń w trzewiach. W pewnym momencie stwierdziła, że to za mało, żeby umarła. Zaczęła brutalnie wywijać w swoim ciele stalą, rozcinając żołądek, jelita i wątrobę. Czarna krew wypłynęła z dziury niczym smoła, lepka, o nieprzyjemnym zapachu. Yoshiko szybko, resztkami sił chwyciła jasny blok z długopisem i poczęła kreślić niewyraźne litery na papierze. Kocham cię, Deida…Niepełne wyznanie zostało zakończone długą, prostą kreską, świadczącą o zgonie pacjenta.
Shichi
    - Liderze, no niech tam ktoś pójdzie! – jęknęłam, opierając się dłońmi o biurko. – Najlepiej Uchiha, bo ma blisko, jest w spółce i mam na niego haka.
    - Ale po co ten pośpiech? – Pein uśmiechnął się wrednie, wskazując ręką na krzesło. Posłusznie usiadłam, chcąc mówić dalej, ale rudy chciał teraz po wygłaszać swoje mądrości. – Skąd masz pewność, że ona nie żyje?
    - Ta trucizna nigdy mnie jeszcze nie zawiodła. Od godziny powinna już być na tamtym świecie. Jeśli mi nie wierzysz, sprawdź jej umysł, cokolwiek. Po za tym, muszę mieć jakieś alibi. Nie było mnie u niej w pokoju od trzech dni, dziś powinnam ją poskładać. Nawet Sasori o tym wie, więc jeśli ktoś inny tam pójdzie, będę czysta.
    - A jak Sasori znajdzie tę truciznę w ciele? – powiedział, opierając głowę na prawej ręce, a lewą przekładał monetę między palcami. Robił to niesamowicie szybko, pewnie za pomocą rinneganu.
    - Nie wykryje jej, jestem tego pewna. No to co, wyślesz kogoś? – Wzruszył ramionami i dalej bawił się pieniążkiem. – Bo powiem Kakuzu! – krzyknęłam, wskazując na bilon. Pein tylko zaśmiał się przez chwilę, a potem zrobił się poważny.
    - On mi może – odparł, kładąc monetę na kciuk i strzelił nią w górę. Zawirowała kilkanaście razy i gdy miał ją złapać, do gabinetu ktoś zapukał. Itachi wszedł powoli, patrząc na mnie dziwnym wzrokiem.
    - Co ty jej zrobiłaś? To wygląda gorzej niż… – nie dokończył, tylko przeczesał palcami włosy, wzdychając głośno. – Lepiej wszystkim powiedzieć teraz, niż robić z tego tajemnicę i wzbudzać jakiekolwiek podejrzenia. Myślę, że do przekazania tej informacji najlepszy będzie Tobi. – Uchiha spojrzał na nas, czekając na jakąś reakcję, a ja zastanawiałam się tylko, co mogło go aż tak…przerazić?
    - Tak, za 20 minut zebranie. – mruknął Lider, uśmiechając się w moją stronę. – A teraz pójdziemy zobaczyć ciało. – Ruszyliśmy do jej pokoju, po drodze zahaczając o kuchnię, bo Pein chciał kawy. Korytarze były zupełnie puste, jak na razie żaden Tobi się nie darł. Drzwi od pokoju Yoshiko były przymknięte, a i tak czułam smród wymiocin. Lider wszedł do pomieszczenia pierwszy, zaraz po nim ja, ale nie spodziewałam się ujrzeć takiego widoku. Leżała obok szafki, z paskudnie rozciętym brzuchem i zakrwawionym nosem. Wymioty były tylko na podłodze w łazience, ale całe mieszkanko przeszło już tym okropnym smrodem.
    - Szczerze powiedziawszy, trucizna miała ją wykończyć fizycznie, ale jak widać, nie wytrzymała tego bólu – wyszeptałam do Lidera, a on upił łyk kawy. Patrzał na to bez cienia wzruszenia, doszukując się jakiś mankamentów w mojej pracy, niedociągnięć. Przecież ona nie żyje, to co tutaj ma być zepsute? Nie byłam u niej trzy dni, w dodatku może to potwierdzić każdy, bo starałam się siedzieć prawie ze wszystkimi, aby mieć jakieś alibi.
    - Jestem pod wrażeniem – odparł Pein, patrząc mi prosto w oczy. – Na prawdę. Jestem tylko ciekaw komu dasz jej kekkei genkai. – Uśmiechnął się cwaniacko, wychodząc z pokoju. Szliśmy na zebranie, do którego zostało już dziesięć minut.
    Po wrzaskach Tobiego, że Yoshiko nie żyje, wszyscy poszli do sali zebrań. Tobi z pewnością nie ma nic wspólnego z Madarą, chyba tylko maskę. Jest subtelny jak fura gnoju, upierdliwy i ma dziecięcy głos. Nie było wyjątków, pojawił się nawet Zetsu, który zazwyczaj zebrania spędza w pokoju. Deidara wyglądał normalnie, na misji strasznie przeżył to, co się stało, teraz był jakby wyprany z uczuć. Wszyscy usiedli na miejscach, ja siedziałam koło Tobiego i Itachiego. Ostatni przyszedł Sasori, mierząc mnie morderczym wzrokiem, dając mi do zrozumienia, że dojdzie do tego, jak ona umarła.
Pein
    Widziałem wzrok Sasoriego, widziałem jak nerwowo poruszał palcami, widziałem jak unosi się wokół niego aura nienawiści. To oczywiste, że w międzyczasie był jeszcze w pokoju Yoshiko. Spojrzał na mnie oskarżycielsko, a w jego umyśle mogłem wyczytać transparent, bardzo długi z resztą, z napisem: CO TO MA BYĆ, DEIDARA SIĘ PO TYM NIE POZBIERA I BĘDZIE FLAKIEM NA MISJACH! A więc tylko o to mu chodziło? Blondyn nie jest aż taką ciotą…
    - Sasori, proszę cię o spokój. Jak pewnie słyszeliście, Yoshiko Hideki, nie żyje. Popełniła samobójstwo. Chciałbym, abyście uczcili tę tragedię chwilą ciszy. – Wtedy Akasuna już nie wytrzymał, widziałem to. Odsunął gwałtownie krzesło, oparł się dłońmi o biurko i patrzał co rusz, to na mnie, to na Shichi.
    - I ja niby mam uwierzyć w to, że ona się zabiła? Wszyscy wiedzieli o tym, że jej nienawidzisz, najchętniej byś się jej pozbył, a doskonałą osobą do zrobienia tego, była Shukketsu. Nie trawiła jej tak samo, jak i ty, dlatego ją wybrałeś! – ryknął, patrząc na mnie jednak zupełnie spokojnie. – Dlaczego tylko ty i Shukketsu byliście u niej w pokoju? W dodatku jako pierwsi?
    - Pozwolę się wtrącić w tym momencie. Pierwszą osobą jaka tam weszła, byłem ja – wtrącił się Itachi, przybierając pozycję, która strasznie mnie denerwowała, bo wiedziałem, że zaraz zacznie się czynnie udzielać w rozmowie. Przeczesał palcami swoje włosy, ale nic więcej już nie powiedział. Czekał co teraz powie Sasori, albo ja.
    - Czyżbyś twierdził, że nie mam prawa, jako Lider tej organizacji, zaglądać do pokoju nieżyjącej członkini? Nie ważne, czy ją lubiłem, czy nie, miałem prawo tam wejść. Nie widzę też problemu w tym, że weszła tam Shichi. Jest medykiem i miała sprawdzić jej stan. Czy to takie złe? – zapytałem z przekąsem, a on nieco się zmieszał.
    - Nie, oczywiście, że nie, ale zastanawia mnie jedno. Dlaczego pojawiły się tam wymioty? – Triumfalny uśmiech pojawił się na jego twarzy, teraz na prawdę zaczął sprawiać problemy.
    - Yoshiko miała przypuszczenia, że jest ze mną w ciąży – odezwał się w końcu Deidara, a wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na niego z rozdziawionymi ustami. Nie wiem dlaczego, ale Itachi wyglądał jakby ktoś kopnął go porządnie w dupę.
    - Zrobimy więc sekcję zwłok – podsunął Sasori, patrząc na Shichi.
    - Dobrze, zgadzam się. Możemy nawet za chwilę – powiedziała Shukketsu, uśmiechając się szeroko. Odsunęła krzesło i wyszła z sali. Za nią Sasori, Deidara i ja. Pociągnąłem za rękaw Uchihę, który dołączył do nas po chwili.
    - A my nie możemy? – jęknął Hidan.
    - Nie – uciąłem krótko, znikając za zakrętem.
Sasori
    Deidara dorwał się do wiadomości, którą zostawiła mu Yoshiko, padł na kolana i płakał jak dziecko, przykładając do twarzy kartkę. Popatrzyłem na Shukketsu, a w jej wyrazie twarzy jakby pojawiło się przez chwilę współczucie. Uchiha w tym czasie poszedł po nosze. Mało kto wiedział, ale mieliśmy za toaletami dla więźniów, za niewielkimi celami, które od lat były puste, małe pomieszczenie w którym można było leczyć ewentualne rany. Lider stał nad ciałem blondynki z obojętną miną, jakby zupełnie nie przejmował się jej śmiercią. Ja też nie przepadałem za Hideki. Była głośna, ordynarna, fałszywa, dużo piła, nigdy nie miała pieniędzy, farbowała włosy, żuła gumę, uwielbiała gówniane żarcie i za wszelką cenę chciała dorównać Shukketsu, ale znaczyła bardzo dużo dla Deidary. Był moim partnerem na misjach i gdy wpłynęły na niego jakieś silniejsze uczucia, nie ważne czy pozytywne, czy nie, ale zawsze był wtedy flakiem na misjach i nic mu się nie udawało. Uchiha wszedł do pokoju, pchając nosze. Unieśliśmy ją lekko w czwórkę, Shichi trzymała jej głowę.
    - Hej, ona ma rozcięcie na głowie – odparła, gdy położyliśmy ją. Przerzuciła jej jasne włosy na twarz i patrzała na ranę. – Jest dość głęboka, ale dużo krwi z niej nie straciła – mruknęła, dając nam znak, że możemy iść.
    Czarno-biały pochód przemierzał ciemne korytarze organizacji jako pogrzebowy kondukt. Na czele wózek z martwą, tuż za nią Uchiha, Deidara, Lider i ja z Shichi na samym końcu, zamykając go uroczyście. Brakowało tylko lamentów starych dewotek.
Itachi
    Nasza trójka stała pod ścianą, Sasori i Shichi wspólnie przygotowywali się do sekcji, zbierając skalpele, piłki, szczypce, waciki, spirytusy i tym podobne rzeczy. Czerwonowłosy wybiegł na chwilę po coś do pokoju, a Shukketsu chwyciła spirytus, odkręciła zakrętkę i wypiła jeden niewielki łyk, kaszląc głośno i wykrzywiając twarz w grymasie. Zdjęła gumkę z nadgarstka i związała ciasno włosy, tak, aby nie przeszkadzały jej w pracy. Drzwi otworzyły się gwałtownie, Akasuna położył jakieś ampułki na stalowej tacce. Oboje poszli umyć ręce, robili to dość długo i dokładnie. Z szafki, która na pozór wyglądała na zapuszczoną, wyjęli nieskazitelnie białe kitle. Sasori, jak przystało na dżentelmena, pomógł włożyć dziewczynie fartuch. Związał go na ładne kokardki, a ona odwdzięczyła mu się tym samym. Nawzajem założyli sobie gumowe rękawiczki i pozapalali wszystkie możliwe lampy w pomieszczeniu.
    Teraz zabrali się za ciało. Zdjęli z niej ubrania, kładąc je na blat i przykryli Yoshiko do połowy jasnym prześcieradłem. W końcu przyszedł czas na część właściwą. Popatrzyłem na Lidera i Deidarę. Ten pierwszy, wydał się zupełnie obojętny, za to Deidara był roztrzęsiony, nadal nie mógł się pogodzić z myślą, że ona umarła.
    - Myślę, że najlepiej nie bawić się w jakieś kółka. Popatrz, ma tu ładną, świeżą ranę, pociągnijmy ją lekko w prawo i potem od splotu trzewnego do podbrzusza – powiedziała, kreśląc w powietrzu linię cięcia. Sasori skinął głową, chwycił spirytus i waciki, przemywając jej ciało, jakby była żywa. Wydało mi się to bez sensu, skoro i tak jest martwa, ale jak tak robią, to tak musi być.
    Czerwonowłosy zanurzył skalpel w chłodnym ciele Yoshiko i jednym zgrabnym cięciem rozpruł jej brzuch. Teraz zrobiła to samo Shukketsu, tnąc równie gładko, co mężczyzna, tyle, że od splotu do podbrzusza. ,,Odrzucili” jej skórę i chwilę patrzeli w jej trzewia.
    - Jak myślisz, to niewielkie zgrubienie, o tutaj, to może być płód? – zapytał Akasuna, a Deidara chwiejnym krokiem podszedł bliżej stołu i bez żadnych ceregieli odepchnął Shichi, nachylając się nad ciałem.
    - Gdzie? – wyłkał, przełykając łzy. – Pokaż mi, gdzie! – Sasori bez słowa wskazał palcem coś dziwnego. Z tego co pamiętam z biologi, powinna to być macica. Chyba nigdy nie miałem okazji oglądać ludzkich wnętrzności z taką dokładnością.
    - Rozcinamy? – zapytał się czerwonowłosy. Shukketsu wzruszyła ramionami, wskazując głową na Deidarę. Podszedłem do niego powoli, chwyciłem pewnie za ramiona i wyprowadziłem z pomieszczenia. Nie stawiał się, gdy zamknąłem drzwi, on obrócił się, a łzy spływały po jego twarzy. Złapał mnie za koszulkę i szarpnął dość mocno.
    - Kurwa! – wrzasnął. – To było moje dziecko…Moje i jej – wyszeptał, a ja nie miałem zamiaru na razie się odzywać. – Byłbym dobrym ojcem – jęknął, patrząc mi się w oczy. Po chwili zrobił coś, czego najmniej się spodziewałem. Zarzucił mi ręce na szyję i łkał nieco ciszej, tuż nad moim uchem. Teraz już zupełnie nie wiedziałem co zrobić. Poklepałem go lekko po plecach, chcąc dodać mu otuchy.
    - Uspokój się – mruknąłem, a on parzył wręcz, moją szyję swoim oddechem.
    - Wiem, że ona była suką, że mnie zdradzała. Słyszałem, jak nawet ty mówiłeś, że nie wiem co ja w niej widzę. Ja nic w niej nie widziałem, ale szkoda mi było z nią zrywać. Shichi odeszła i zostawiła niesamowitą pustkę w moim sercu. Yoshiko wtedy się koło mnie kręciła. Pomyślałem, czemu by nie? I ciągnęło się przez trzy lata. Jakiś miesiąc, półtora temu przyszła do mnie, bardzo przejęta. Powiedziała, że chyba jest ze mną w ciąży. Wtedy coś do niej poczułem. Tak, ona była pojemnikiem na moje dziecko. Miałem mieć syna, albo córkę! Kurwa i to szybciej niż ty, Uchiha. Wtedy ten napad na nią, jak zobaczyłem tę ranę na brzuchu. Podłamałem się, ale Shichi ją wyleczyła. A dzisiaj, ta idiotka, zabiła się. Zabiła się razem z moim dzieckiem! – wyszeptał, a mnie przypomniał się Sasuke, gdy był młodszy, gdy podbiegał do mnie i szeptał do ucha, że jest mu smutno, kiedy mnie nie ma i mam rzadziej chodzić na misje.
    - Nie wiem co ci powiedzieć. Zawsze w takich momentach mówiłem do Sasuke, że na pewno będzie dobrze i ma więcej nie płakać. Teraz idź do pokoju i prześpij się z tym – powiedziałem, klepiąc go dwa razy po plecach.
    - Przepraszam – wyszeptał, patrząc mi w oczy. Ruszył chwiejnym krokiem do pokoju, więcej się już nie odzywając.
______
W poprzednim rozdziale obiecałam, że notka będzie pierwszego i proszę bardzo.
Wiecie co? Czuję się źle, zaglądając na tego bloga. Mam znowu objawy choroby anty-naruto, albo raczej anty-pisać-o-naruto. Nie mam ochoty, pomysłu i weny, ale tylko na Naruto. Mam zamiar ruszyć z blogiem o the GazettE, ale sama nie wiem, czy to dobry pomysł. Obiecałam skończyć to opowiadanie i skończę na pewno i tak zaraz mi przejdzie chwilowa wena na ,,coś innego”. Było tak już dwa razy, trzeci też przeżyję!
Cholera, mam wenę, napiszę XV rozdział <3
Po za tym jutro idę sprawdzić, czy dostałam się do liceum. Tak na prawdę, to jestem złej myśli. Nvm, proszę o szczere opinie.
Wasza
nostalgiczna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz