1 czerwca 2010

XI. Jesteś na tajnym zebraniu.

Narrator
    Nad ciemnym, mrocznym gościńcem unosiła się mętna mgła. Wiatr przynosił pod jego nos odór zgnilizny. Nie czuł go, miał na twarzy maskę, spod której było widać tylko oczy. Szurał butami po ubitej drodze, choć doskonale wiedział, że zetrą mu się podeszwy, a to kolejny wydatek, na który już nie mógł sobie pozwolić. Przerzucił stary worek przez ramię, a zawartość znaczyła za nim czerwony, krwisty szlak. Nie obawiał się, że ktoś może na niego napaść, to raczej on był tym, którego się obawiano. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest już spóźniony, ale chciał zrobić mu na złość. Co prawda to pierwsza prośba Uchihy, ale po cholerę mu ręka i język? On nawet nie jest medykiem. To pewnie dla tej całej Shichi, a jej z pewnością nie spodoba się jego spóźnienie.
    Usłyszał trzepot skrzydeł, zobaczył czarny kontur ptaka, nieznacznie unosząc głowę. Kruk usiadł na jego ramieniu, a on zareagował błyskawicznie, lekko owijając nici wokół smukłej szyi przybysza. Nie musiał nawet mówić, żeby się ujawnił. Czarna postać zleciała z niego, zmieniając się. Kakuzu nie poruszył się nawet o krok. Uchiha był szanowanym członkiem organizacji, był tam od kiedy pamięta i jeszcze nigdy mu się nie naraził. Odwinął delikatnie nici, a Itachi stał przed nim dalej niewzruszony.
    - Ja się tym zajmę – mruknął czarno-włosy, wyciągając rękę w stronę worka. Kakuzu bez słowa oddał to czego chciał chłopak. – Świetnie się spisałeś – odparł Uchiha, z powrotem zamieniając się w kruka i odlatując w stronę organizacji.
Yoshiko
    Cisza w całej organizacji. Żadnego szmeru, pisku Tobiego, czy rozmowy na korytarzu. Zupełna pustka, która mnie przerażała. Oh, pewnie, że bym wyszła z pokoju, ale co bym powiedziała? Wszyscy już pewnie wiedzą od Lidera, bo on wspaniałomyślnie wszystkich poinformował. Ból w dłoni był lekki, w porównaniu do brzucha. On w dalszym ciągu niesamowicie mi doskwierał. A język…Język znowu krwawił.
    Shukketsu przyszła do mnie wczoraj z uśmiechem przylepionym do twarzy, jakby bawiło ją moje cierpienie. Ale nagle spostrzegłam, że uśmiech był nieszczery, a patrząc na mnie, krzywiła się nieznacznie, jakby mi współczuła. Ten widok był przerażający. Jeśli wszyscy tak na mnie patrzą i w dodatku tak myślą? Przecież ja od zawsze byłam twarda! Usiadła na moim łóżku i spytała jak się czuję. Po chwili dodała, że to głupie pytanie i zamilkła na chwilę.
    - Przyniosłam ci herbatę na uspokojenie. Mam nadzieję, że nic ci nie krwawi? – Mówiąc to, miała na myśli mój język. To niesamowite, jak ludzie potrafią się zmienić w obliczu tragedii. Wyszła pośpiesznie i więcej się już nie pojawiła tego wieczoru. Upiłam łyka z kubka. Nie było tam chyba żadnej trucizny, po za toną cukru, ale ja lubię słodkości.
    Ktoś zapukał do drzwi, odczekał trzy sekundy i wszedł do środka. Shukketsu…Doskoczyła do mojego łóżka dwoma susami. Wyglądała na szczęśliwą do granic możliwości. Było dość późno, bo około 22, więc na pewno nie cieszyła się z tego, że mnie odwiedza.
    - Musisz się zgodzić! – pisnęła podekscytowana, podając mi ołówek i kartki. Wzięłam je, a ona klasnęła w dłonie. – Mam dla ciebie propozycję. Załatwiłam rękę i język. – Zatrzymała się na chwilę, wyczekując mojej reakcji. Ja tylko kiwnęłam dłonią, aby mówiła dalej. – Operacja może być nawet jutro, tylko musisz się zgodzić. – Odpisałam jej:
    Co za to chcesz?
    - Czy muszę od razu coś chcieć?! Drugi Uchiha – burknęła, wstając gwałtownie. – Chyba nie podoba ci się takie życie, prawda? Chcemy ci pomóc z Liderem. – Nie spodziewałam się, że Shichi jest zdolna do takiego aktu miłosierdzia. A tym bardziej ten rudy palant.
    Wydaje mi się, że robicie to nie do końca bezinteresownie, ale myślę, że mogę się zgodzić. Później ‘odpracuję’ waszą ‘dobroczynność’.
    - Wspaniale! Wiedziałam, że się zgodzisz! Więc kiedy chcesz operację? – zapytała entuzjastycznie. Wyglądała jak psycholka. Szeroki uśmiech, przećpane oczy i to co mówiła, było takie nieprawdopodobne. Albo była najzwyczajniej w świecie szczęśliwa.
    To chyba zależy od ciebie, kiedy masz czas, prawda? Ja chciałabym za dwa, trzy dni.
    - OK, za trzy dni! – Zajrzała mi do kartki i wybiegła szybko z pokoju, machając mi jeszcze na odchodne. Odbierałam wrażenie, że było w niej coś nieszczerego. A może tylko mi się wydawało?
Shichi
    Poszło łatwo. Aż za. Aż się dziwię. Gdy przyszłam dzisiaj, kubek był opróżniony, więc wypiła to gówno. Tylko czekać, aż zacznie działać…Z pewnością trzy dni wystarczą, aby wszelkie ślady zniknęły, a misja dobiegła końca. Mam nadzieję, że oni wszyscy nie wiedzą o moim zadaniu. Inaczej Uchiha też będzie miał u mnie przejebane. Właśnie, Itachi. Świetnie się spisał, nie spodziewałam się, że załatwi tak szybko te kończyny. Ma dar przekonywania.
    Szłam do kuchni, gdy nagle zostałam wciągnięta przez Uchihę do jego pokoju. Obrócił mnie i z tą pierdoloną obojętną miną, chciał uderzyć mnie z całej siły w brzuch. Zablokowałam ten atak, po nim były jeszcze dwa następne. Chciałam kopnąć go w głowę, ale się uchylił. Szarpnęłam go za włosy, a on zrobił to samo i prawie mnie oskalpował.
    - Nie bądź głupia i daj mi zrobić to, co powinienem – powiedział i puścił moją głowę. Popatrzałam na niego zdziwiona. O czym on znowu mówi?! Chwila nieuwagi i trzasnął mnie w kark z całej siły.
    Znalazłam się w jakimś dziwnym pomieszczeniu bez okien. W ciemności widać było tylko dwie pary czerwonych tęczówek, które dziwnym sposobem było widać w zupełnej czerni. Któryś z nich pstryknął palcami, a świece rozbłysły jasnym światłem. W saloniku był Lider, Madara i Itachi. Lider miał przymknięte oczy i opierał głowę o dłoń. Madara siedział po mojej lewej stronie, wpatrując się we mnie z uśmiechem. Po prawej siedział Itachi, gapiąc się na Peina.
    - Jesteś na tajnym zebraniu, Shukketsu – mruknął Ten-Którego-Mam-Ochotę-Zabić.
    - Nie mogłeś po prostu powiedzieć o co chodzi?! – syknęłam, obracając się do niego plecami. – Masz przestarzałe, bolesne sposoby na obezwładnianie przeciwnika.
    - Skuteczne.
    - Moje też są skuteczne.
    - Cisza! – ryknął Lider – Shichi, może innym razem, co? – Uniósł rękę, dalej opierając ją na podłokietniku i podrapał się po czole. Myślałam, że trzeba się tutaj zgłaszać czy coś takiego, jeszcze większa dyscyplina niż na normalnych zebraniach, a tu był niesamowity luz. Pili sobie wino, na stoliku leżał półmisek z owocami. – Jak pewnie wiesz, Tobi to Madara. On jest właściwym Liderem organizacji. Ukrywał się przez wiele lat, z powodu Konohy. Akatsuki nie jest tylko po to, aby zbierać demony, bo źli mają taką zachciankę. Zebraliśmy pod jednym dachem najsilniejszych ninja tego świata, aby stworzyć najlepsze wojsko, a demony będą tylko dodatkiem. Mamy zamiar zapieczętować każdego z tych demonów po jednym w ciele danej osoby z organizacji.
    - Macie chyba świadomość, że pieczętowanie tego wszystkiego, zajmie mi przynajmniej dwa miesiące? Skoro każda osoba ma mieć w sobie demona, to wychodzi na to, że dwie osoby nie będą go w sobie posiadać. Ja widzę, że siedzą tu cztery osoby. – Jestem przerażona wizją świata dwóch Liderów. To jest przerażające! Pewnie wyjdzie jeszcze na to, że będę miała zapieczętowanego demona w swoim ciele. Na prawdę, oni miewają beznadziejne pomysły.
    - Naturalnie w tobie będzie Kyuubi, Shichi – odparł Pein, składając ręce, jak do modlitwy.
    - Nie zgadzam się! Skoro aktualnie jest 12 osób w organizacji, dwie odpadają. Pewnie ty i Madara. Odpadają kolejne dwie. Yoshiko i Sasori. Zostaje 8 osób. Odpadam ja, jestem ciekawa czy Itachiemu też podoba się ten pomysł. Zostaje 6. Albo przekabacicie na swoją stronę jinchuuriki, albo szukajcie równie utalentowanych ninja. – Pein patrzał się na mnie spod byka, Madara dalej się uśmiechał, a Itachi podparł brodę na dłoni i uważnie słuchał każdego naszego słowa.
    - Od początku wiedziałem, że nie spodoba się jej ten pomysł – mruknął Itachi. – Tak samo jak i mnie. Nie było w nim uwzględnionych żadnych niepowodzeń. Ile czasu miałaby nam zająć oswajać demony w naszym ciele? Dziesięć lat, dwadzieścia? I po co wtedy to wszystko? – Nagle przemowę Uchihy przerwał chichot Madary.
    - Głosujemy. Nagato ma podwójny głos, jako, że w tej sprawie tylko on miał odmienne zdanie. Więc kto jest przeciw? – Itachi i ja podnieśliśmy ręce. Spojrzałam na pozostałych i niemalże spadłam z fotela, gdy zobaczyłam, że nasz kochany Tobi też trzyma dłoń w górze, uśmiechając się słodko. – Przegłosowane, trzy do dwóch dla chomiczków! – wykrzyknął, klepiąc Peina po plecach. Tobi a Madara to na prawdę nie wielka różnica.
    - Więc jeśli mnie przegłosowaliście, to po cholerę nam demony?
    - Oh, to bardzo proste! Będziemy je wynajmować innym wioskom i krajom do prowadzenia wojen między sobą. – Madara ponownie się roześmiał, ale widząc, że nikt mu nie zawtórował, zakończył swoją salwę westchnieniem.
Pein
    Siedziała naprzeciw mnie i z zaciętą miną broniła swoich racji. Nie mogłem w to uwierzyć. Była na tajnym zebraniu, na które chodzą tylko zaufani ludzie Madary! Od czasu do czasu pojawiał się też Zetsu, który informował nas o wszystkim co zdołał wysłuchać podczas misji. Ale Shukketsu tu jest i może patrzeć na niego bez maski. Ciekawe, kiedy jej się ujawnił.
    Zastanawiałem się, co jemu podoba się w Shichi. Urodę miała pospolitą, ale błękitne oczy potrafiły zahipnotyzować bez żadnego genjutsu. Jej włosy były grube i długie (aż do 1/3 pośladków), a w świetle świecy miały rudawe odblaski. Schodząc wzrokiem niżej, mogłem utknąć tylko w jednej części ciała (nawet w dwóch). Jej cycki były najlepsze jakie widziałem, wykluczając dwie dziwki z Ame, które niestety musiały zginąć. Shichi miała talię osy i wydatne biodra (i pewnie bardzo fajny tyłek). Nogi jak na swój wzrost miała niesamowicie długie, ale trochę za chude. Dwoma jej innymi mankamentami była ta plama na prawej dłoni między palcami, która po każdym wyłowieniu demona stawała się bardziej wyraźna oraz blizna przechodząca przez całe plecy, o której nikomu nie mówiła. Co ciekawsze miała po 7 kolczyków w każdym uchu, ale przykrywała je włosami. Była ładna, ale mnie nie zachwycała (Chyba, że jej cycki. Gdy na nie patrzę, aż robi mi się gorąco).
    - Shukketsu, powiedz im o swojej misji – mruknąłem, przerywając całej trójce pogawędkę. Popatrzała na mnie, upewniając się, że może to powiedzieć i zaczęła mówić wszystko od początku. Madara, który jest wspaniałym rozmówcą i słuchaczem, cały czas zadawał jej pytania, podpowiadał jej, jak mogłaby jeszcze zabić Yoshiko i komu przekazać oczy owej dziewczyny. Itachi spojrzał na mnie w tym czasie ukradkiem i lekko kiwnął głową, co oznaczało, że po tajnym zebraniu, będziemy mieli jeszcze jedno, tym razem we dwóch.
    - Czas się zbierać, już późno. – Madara wstał z fotela, za nim Shichi i na końcu Uchiha. Wyszli z pomieszczenia, a po 20 minutach wrócił Itachi.
    - Dobrze się z nim dogaduje, prawda? – powiedział spokojnie, spoglądając na mnie, spod pół przymkniętych powiek.
    - Tak…Z pewnością to nam pomoże – odparłem, a on jakby już wiedział o co mi chodzi. – Będziemy musieli przekonać Shukketsu, że Madara jest zły. Wtedy z pewnością wesprze i nasze szeregi, i Ryuukiego. – Itachi pierwszy raz od bardzo dawna zaśmiał się serdecznie, zakrywając dłonią usta, już chyba z przyzwyczajenia, że zaraz zacznie kaszleć krwią. Co mnie zdziwiło, nie kaszlał, tylko śmiał się dalej.
    - Czasami nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie głupoty gadasz. Madara jest zły, a my to co? Może ci dobrzy? – Śmiał się jeszcze chwilę, ale przestał, bo chciałem coś powiedzieć.
    - Od kiedy nie kaszlesz? Wyzdrowiałeś? – zapytałem, przeszukując jego umysł.
    - Nie ważne. – Jego uśmiech zniknął, z powrotem przywdział maskę obojętności.
    - Wiesz, że i tak się dowiem.
    - Nie tym razem – uciął, uruchamiając sharingan i wbijając w moją osobę swoje wściekłe spojrzenie. – Przepraszam.
    - Nie ma za co. Pamiętaj, że mnie możesz zaufać.
    - Ile jeszcze będziesz to drążył?! Shukketsu wyleczyła mnie w zamian za pomoc w misji! Zadowolony?! – krzyknął, wstając z fotela i otwierając barek, wyjął z niego butelkę whisky. Odkręcił zakrętkę i nalał do szklanek sporą ilość trunku. Stuknęliśmy się naczyniami i jednym haustem wypiliśmy zawartość. Chyba wtedy koło na prawdę ruszyło i zaczęło się toczyć w zastraszającym tempie…
______________
Zasmarkane dzień dobry. Czuję się masakrycznie, z nosa leci mi jak z kranu, słucham Dir en Grey i nawet to mi nie pomaga. Wierzę, że nie obchodzi was mój marny los, muszę uczyć się matmy, żeby mieć tróję. Agrh, co za, co za wymyślił twierdzenie Talesa? No nic.
Mam dwa rozdziały do przodu, zaraz zaczynam trzeci :3 *taniec~zasmarkaniec* Nawet nie proście, żebym wstawiała wcześniej! Mam taki zapierdziel, że ledwo miałam czas wstawić to, tutaj. Przeziębienie zupełnie mnie zmasakrowało i wgniotło w poduchy, więc bądźcie wyrozumiali co do błędów (bo wyszukiwałam je teraz), do samej treści, nie zostawcie na niej suchej nitki, bo była pisana chyba miesiąc temu.
Ważna informacja! O następnym rozdziale nie informuję! Że tak powiem, nadobowiązkowy, bo jak to ładnie niektórzy nazywają, jest to flash back, mnie znacznie bardziej podoba się nazwa retrospekcja, która brzmi niesamowicie fachowo :3 Także jeśli interesuje was życie ‘przed Akatsuki’ kilku postaci, możecie zajrzeć. Nomś, to chyba wszystko.
AVE,
wasza
zasmarkana

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz