Shichi
Po prostu miałam ochotę krzyczeć ze szczęścia. Był tu
Ryuuki, pewnie Uchiha ma mi coś do powiedzenia, w dodatku całe
współczucie spłynęło ze mnie, gdy usłyszałam, że mam zabić tę idiotkę.
Stałam pod drzwiami pokoju Itachiego, tak jak kiedyś. Teraz nie bałam
się jego reakcji, ani jego samego. Świadomość, że nic mi nie może
zrobić, była wspaniała. Zapukałam energicznie, a on widząc mnie, w
zupełnym nieładzie, umorusaną krwią, zdziwił się, co jest rzadkim
widokiem. Wpuścił mnie bez słowa, zapewne wiedząc po co do niego
przyszłam. Nie powiedział, żebym usiadła, sam też stał.
-
Podobno był Ryuuki, mówił coś? – Zaczęłam entuzjastyczne, a on chyba się
zmieszał, trudno było cokolwiek po nim stwierdzić.
- Był. –
Odparł krótko, siadając na łóżku. Szczęście zupełnie przysłoniło mi
oczy, dopiero teraz zauważyłam, że Uchiha jest w samej bieliźnie i mógł
nieco się krępować. Już miałam mu powiedzieć coś, co pewnie by go
niesamowicie zdenerwowało, ale on zaczął pierwszy, ukrywając twarz w
dłoniach. – Kurwa. – Skończył równie szybko co zaczął. Przeczesał
palcami swoje długie, czarne włosy i padł na poduszki, znajdujące się za
jego plecami. Teraz zupełnie zniknęła moja euforia, słysząc jak Itachi
zaczyna przeklinać. Uklękłam przy nim, a on popatrzał na mnie
beznamiętnie.
- To nie będzie przyjemne, prawda? – Wyszeptałam,
siadając przy nim. Wydał mi się niesamowicie przystojny, gdyby nie ta
jego pieprzona obojętność i jebana duma. Miał po prostu beznadziejny
charakter.
- Ryuuki powiedział, że już ciebie nie kocha. –
Powiedział to spokojnie, patrząc mi prosto w oczy, wykluczając możliwość
durnego żartu. Poszłam jego śladem i opadłam na poduchy, przytulając
się do jego boku. Nie objął mnie, nawet się nie poruszył. Zaczęłam
bezgłośnie płakać, zostawiając słone krople łez na jego jasnej skórze. –
Wstawaj, nie pierwszy, nie ostatni. – Pocieszył mnie nieumiejętnie, na
co jeszcze bardziej się rozbeczałam.
- Pierwszy…który zrobił…to w
taki sposób! – Wyjąkałam, odsuwając się od niego. – Głupi, beznadziejny
frajeeeer! – Wyjęczałam i wytarłam łzy. Itachi poklepał mnie po głowie,
mrucząc coś pod nosem. – Pomożesz mi w misji? – Zapytałam, a on
popatrzał na mnie, unosząc jedną brew do góry.
- O ile pamiętam,
jesteśmy kwita. – Odparł, a ja pociągnęłam głośno nosem, akcentując tym
samym to, że jeszcze nie doszłam do siebie i w każdej chwili mogę zacząć
beczeć.
- O ile pamiętam, nikt miał się nie dowiedzieć o mojej
wycieczce. – Zamyśliłam się na chwilę, pewnie Lider nic mu nie powie o
tej misji. Muszę go sama namówić…- Podobno byliście z Kisame w Konoha.
Słyszałam, że była niezła walka na sharingany. Ciekawe ile jeszcze
pociągniesz, bez tych swoich oczu. Wiem, że nie tylko z tym masz
problem. Leki już nie działają tak jak dawniej, prawda? – Zapytałam,
uśmiechając się w myślach przebiegle. – Ty mi pomożesz w misji, ja
przedłużę twoją datę ważności. Uczciwe? – Siedział bez słowa obok mnie, z
uruchomionym sharinganem. Wyciągnęłam do niego rękę. – Nie musisz nic
mówić, wystarczy, że uściśniemy sobie dłonie. Wiem, że to zbyt
uwłaczające twoją godność, Uchiha. – Byłam z siebie dumna, że po raz
drugi udało mi się znaleźć słabość Itachiego i wykorzystać ją przeciwko
niemu. Uścisnął moją dłoń bez słowa, spuszczając wzrok, jak mała,
zawstydzona dziewczynka. Brakowało mu jeszcze słodkich, różowych
rumieńców.
- Więc zaczniesz leczenie jutro. – Odparł. Tym razem
on uśmiechnął się cwaniacko, a mnie wcale nie odpowiadała ta opcja.
Miałam co innego do roboty! Musze przygotować się do zabicia Yoshiko!
Zasrany Uchiha. Między nami był stan wojny, zupełna sprzeczność
charakterów. Jedno chciało jak najbardziej dopiec drugiemu, co było
pewnie niesamowicie ciekawe dla osoby trzeciej.
- Muszę zabić
Yoshiko, a ty mi w tym pomożesz. Namówisz Kakuzu, żeby znalazł mi ładną,
kobiecą lewą rękę i język, ale nie kawałek, tylko cały. Ma być ładnie
wycięty i mieć maksymalnie jeden dzień. No i wszystkie nerwy. Powiedz mu
najlepiej, że taki do przeszczepu, on będzie już wiedział. Liczę na
ciebie Uchiha i mam nadzieję, że zachowasz to w tajemnicy. Masz na to
tydzień. Pamiętaj też, że jeśli twoja praca nie będzie mi się podobać,
mogę ją odpowiednio ocenić. – Powiedziałam, wysyłając chakrę do prawej
ręki, wokół której pojawiła się zielona poświata, po chwili zamieniając
się na czerwoną. – Tego nie chcemy, prawda? – Zaśmiałam się głośno,
otwierając drzwi.
- Jutro o 12. Ty też pamiętaj, że jeśli coś
zepsujesz, nagle o twojej tajnej misji, mogą dowiedzieć się wszyscy. –
Podświadomie zrobiłam minę naburmuszonego dzieciaka. Zamknęłam drzwi,
opierając się o nie pośladkami i wpatrując się wściekle w Itachiego.
- Kto jak kto, ale ty powinieneś grać uczciwie. Tu nie chodzi o moją
zachciankę, żeby zniszczyć ci wzrok. Pamiętaj, że ja będę wobec ciebie
uczciwa i tego samego wymagam od ciebie. – Odparłam, wychodząc z pokoju i
zostawiając go sam na sam z myślami.
Narrator
Przez tą całą Yoshiko zupełnie zapomniała o tym, z
kim ostatnio miała do czynienia w swoim pokoju. Nie była pewna czy to
Madara, nie przyznał się do tego, ale irracjonalny strach towarzyszący
jej przy całej drodze do tego pomieszczenia, utwierdzał ją tylko w
przekonaniu, że to jak najbardziej on i jest straszniejszy, niż jej się
wydawało. Tylko dlaczego miałby ukrywać się pod maską i udawać tego
idiotę Tobiego? Do niego nic nie miała, nawet lubiła tego dzieciaka,
który wyrywał jej drzwi z zawiasów (trzeba dopowiedzieć, że nasza droga
Shichi, zupełnie zadomowiła się w lokum Tobiego, najzwyczajniej w
świecie je sobie przywłaszczając). Wracając do tego co ważne, Shichi
przemierzała korytarze, niczym cień, sunąc powoli do swojego pokoju.
Misja niesamowicie ją wyczerpała, w dodatku od razu dostała następną i
to jeszcze trudniejszą. Bonusem uzupełniającym było leczenie Uchihy.
Weszła wolnym krokiem do pomieszczenia, nawet nie patrząc czy ktoś tam
jest. Wczołgała się wręcz do toalety, zamykając się na blisko godzinę.
Orzeźwiający, zimny prysznic przywrócił ją do żywych, jak i do
myślących. Zapomniała zabrać ubrań z szafy. Na Tobim nagość nie zrobi
wrażenia, ale co pomyśli potencjalny Madara? W końcu zebrała się w sobie
i wyszła. Jaka nieopisana radość ją nawiedziła, gdy okazało się, że
nikogo tam nie ma. Otworzyła szafę i zaczęła momentalnie w niej grzebać.
Nawet nie usłyszała pukania i otwierana drzwi, a gdy owy osobnik płci
męskiej, widząc wypięte dwa dorodne pośladki w jego stronę, nie
omieszkał zagwizdać, zdradzając tym samym swoją obecność.
-
Śliczna pupcia. – Rzekł, narażając się na spotkanie z jedną z
najtwardszych pięści organizacji. Oczywiście zapoznał się z nią bardzo
dobrze, nawet dwa razy.
- Hidan, zapukaj następnym razem! – Wrzasnęła Shichi, rumieniąc się teraz niewinnie.
- Oczywiście. Sasori chciał się z tobą widzieć. – Powiedział, masując policzek i starając nie patrzeć się na jej krągłości.
- Powiedz, że dziś nie dam rady. – Burknęła, wypychając chłopaka z
pokoju. Ostatni raz spojrzał na jej piersi, wychodząc z pomieszczenia.
- One też są fajne. – Zaśmiał się głośno, co doprowadziło Shichi do
szału. Ubrała się, nie zważając na to, że w każdej chwili może tu ktoś
wejść. Na szczęście nikt nie przeszkodził jej w tej czynności, z czego
była bardzo rada. Upadła twarzą na poduszki, prawie zasypiając w locie,
jednak ktoś znowu miał zamiar jej przeszkodzić, otwierając cicho drzwi.
Spojrzała jednym okiem na osobnika i o mały włos, a wrzasnęłaby z
przerażenia. Właśnie jego się obawiała. Tobi zamknął drzwi na klucz i
siadając w fotelu, począł zdejmować maskę. Dziewczyna przyglądała mu się
teraz z nieukrywaną ciekawością, z tego powodu nawet usiadła. Zgarnął
wszystkie włosy na prawą stronę, chyląc się ku podłodze i zsunął czarny
materiał z głowy, jednak nadal trzymając pomarańczową pokrywę przy
twarzy.
- Chcesz mnie zobaczyć i poznać kim na prawdę jestem? –
Pokiwała twierdząco głową, a on roześmiał się szczerze. Odsuwał ją
powoli, a Shichi z narastającym podnieceniem krzyczała w myślach szybciej, szybciej, szybciej, szybciej!
W końcu odłożył maskę na blat. Dziewczyna jęknęła głośno, zakrywając
usta dłonią. Chłopak opuścił wzrok na ziemię i już chwytał za czarny
materiał, aby go z powrotem nałożyć, gdy ona złapała go za nadgarstek.
- Teraz nie możesz się wycofać, musisz mi powiedzieć kim jesteś. –
Odparła z przekonaniem, wbijając błękitne spojrzenie w jego oczy. –
Jesteś z Uchiha?! – Zapytała z niedowierzaniem i nutką irytacji.
Ostatnimi czasy odbierała wrażenie, że klan Uchiha jest jeszcze większy
niż przed masakrą. Sasuke, Itachi, Tobi, gdy była w Konoha z Ryuukim
mówił coś o jakimś Danzo, no i o słynnym Hatake Kakashim.
- Tak, jestem. Uchiha Madara. Nie przeraża cię to? – Przechylił głowę na prawą stronę, patrząc się na nią smutnym wzrokiem.
- Nie, choć miałam do czynienia z sharinganem i wiem o nim dość sporo.
– Uśmiechnęła się, dotykając jego dłoni. Czy było mu ciężko mówić o
sobie? Wyglądał jakby sprawiało mu to niesamowitą trudność, może jest
kimś na prawdę bardzo złym? Popatrzała na jego wręcz anielską urodę.
Długie, puszyste włosy okalały jego lico, czerwone oczy o smutnym
odbiciu, w głębi wydawały się niesamowicie dobre. Ładny, prosty nos i
pełne, różowe usta, były dopełnieniem całości prawie idealnej.
-
Ja jestem tu liderem. – Szepnął prawie niesłyszalnie. Shichi poprosiła
go, aby powtórzył, a on jako dżentelmen, oczywiście to zrobił.
Popatrzała na niego jak na idiotę i już miała zacząć na niego krzyczeć,
że nie ma czego ukrywać, właściwie po co to robił, skoro jest liderem?
Że jest głupi, że nie wie co robi i, że ma przestać robić takie smutne
oczy, bo zaraz pęknie jej serce, gdy on usiadł koło niej i zaczął
wszystko jej szeptać na ucho.
- Kto usłyszy? – Zapytała zdziwiona.
- Ci co chcą, usłyszą wszystko. – Odgarnął jej włosy za ucho,
nachylając się i łaskocząc jej skórę swoim oddechem. – Co chcesz
wiedzieć? – Wypowiedział to niskim, wibrującym głosem, a Shichi o mało
co, a zemdlałaby, wpadając prosto w jego ramiona.
- Jak przeżyłeś masakrę. – Rzekła krótko, a on zabrał się za opowiadanie historii swojego życia, bardzo długiego życia.
Gdy mówił o tym, jak pierwszy raz spotkał Itachiego, poczuł ciężar na
swoim barku. Przestał mówić i położył się obok śpiącej dziewczyny,
głaszcząc jej ciemne włosy.
- Mój mały skarb. – Szeptał, mogąc teraz w spokoju jej się poprzyglądać.
Itachi
Wstałem dość późno, bo zostało mi tylko pół godziny do
przyjścia Shichi. Wygrzebałem się z łóżka, wlekąc się na pół śpiąco do
toalety. Chwyciłem pastę do zębów i szczoteczkę, po czym zabrałem się do
morderczego wyścigu z czasem. Z białą, pieniącą się obwódką wokół ust,
wskoczyłem pod prysznic, lejąc na głowę litry szamponu do włosów.
Namydliłem całe ciało, spłukując je po chwili i wychodząc z przewiązanym
na biodrach ręcznikiem. Rozczesałem mokre włosy, wyjąłem suszarkę,
męcząc się 15 minut, żeby wyglądać jak należy. Spokojnie wyszedłem z
łazienki, patrząc ukradkiem na zegarek i stwierdzając z przykrością, że
na ubranie się, zostały mi 2 minuty. Doskoczyłem do szafy, wyjąłem
ubrania, myląc się dwa razy przy zakładaniu koszulki, a ta idiotka i tak
spóźniła się półgodziny…
Wbiegła do pokoju bez pukania,
uśmiechając się męczeńsko, robiąc ‘słodkie oczka’ i recytując na wydechu
potok słów, że nie spała najlepiej, coś naprawdę wielkiego stało się w
jej życiu, i czy widzę jej sińce pod oczami (oczywiście, że nie
widziałem, bo sobie to wymyśliła. Tryskała energią jak na osobę, która
zawaliła nockę).
- Rozmawiałeś z Kakuzu? – Zapytała, stając naprzeciw mnie.
- Tak. To wszystko będzie dziś o 20. – Odparłem, a ona wskazała dłonią łóżko.
- No to zaczynamy, panie Uchiha. – Zaśmiała się szaleńczo, a ja już wiedziałem, że całe te leczenie nie będzie przyjemne.
________
Wróciłam.
Konkurs z historii poszedł mi świetnie, mam nieoficjalne I miejsce
[pomylili się przy liczeniu punktów]. Testy humanistyczne i językowe
były wręcz głupie w swej prostocie, ale matematyczny…O mamo. Na serio
trzeba mieć coś nie tak w głowie, żeby wymyślać zadania o radioaktywnych
biedronkach…
Po za tym denerwuje mnie moja nowa klawiatura, bo czasami szwankuje mi ‘i’, więc muszę poprawiać tekst kilka razy…
Życzę fajnej majówki <3
Pozdrawiam
wasza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz