Narrator
Po jaką cholerę tam pukałeś, idioto?!
Huczał mu głos w głowie, odbijając się echem w umyśle, jak kamień
rzucony w studnię bez dna. Rzeczywistość nie kazała mu długo czekać na
zderzenie się z lodowatą taflą wody, w którą sam umyślnie wskoczył.
Chłodny głos zaprosił go do środka. Otwierając drzwi, czuł, że zaczyna
nerwowo oddychać i podświadomie się obawiać tego co nadejdzie, jakby
właśnie sam był kamieniem, rzuconym w ciemną otchłań, gdzie na końcu
czeka go nieprzyjemna kąpiel w królestwie Itachiego Uchihy. W jednej
chwili ochłonął, widząc zdziwioną twarz chłopaka, który leżał na łóżku.
O, tak! Był usatysfakcjonowany jego reakcją, nawet bardzo. Rzadko
widział jakąkolwiek zmianę w jego wyrazie twarzy, a teraz…Teraz znowu
przypomniał sobie powód w jakim tu przyszedł i Uchiha znów miał nad nim
wyższość. Jak zawsze. Skarcił się w myślach za to, że zniechęca samego siebie.
- Po co tu przyszedłeś? – Zamyślił się na chwilę, a twarz Itachiego
była tak blisko jego, że prawie stykali się nosami. Zobaczył jakby w
zwolnionym tempie, jak zmienia się tęczówka mężczyzny. Najpierw staje
się pusta, szarawa, jakby nieobecna, następnie bordowa, a z tej barwy
wyłaniają się czarne wzory, których tak nienawidził, które tak
skutecznie go obezwładniały, aż w końcu przybiera właściwy kolor –
krwisto-czerwony, bardzo pasujący do jego nastroju. Odwrócił wzrok,
unikając złapania w genjutsu. Poczuł za to, jak dłoń Uchihy zaciska mu
się na żuchwie, przyciągając jego głowę w stronę twarzy czarno-włosego.
Czuł jego oddech na ustach, zdecydowanie chciał przerwać tę całą
maskaradę. Zbierając w sobie resztki godności i odwagi, patrząc mu w
oczy, uśmiechnął się zawadiacko. Oczy Itachiego znowu przybrały ciemną
barwę. Znowu poczuł się pewniej. – Słucham, Deidara.
- Znowu to
robisz. – Powiedział, odtrącając jego dłoń. Spojrzał na niego rozeźlony,
cofając się o dość duży krok. – Znowu zachowujesz się, jakbyś
był…Pedałem. – Słowo użyte w opisie Itachiego, brzmiało przynajmniej
głupio. Chciało mu się śmiać i nie starał się nawet tego ukryć, bo kącik
ust powędrował niebezpiecznie do góry. Uchiha widząc reakcję chłopaka,
zmrużył oczy i podszedł do niego. Deidara odruchowo cofnął się lecz opór
stawiły mu drzwi. Zaraz je kurwa wysadzę.
Przemknęło mu przez myśl, ale ten drugi działał szybciej. Zakluczył
drzwi i oparł ręce po obu stronach jego głowy, wpatrując się uważnie w
jego twarz. W końcu zaczął mówić.
- Skoro jestem pedałem, to
powinieneś się mnie bać. Wytłumaczę ci jedną prostą rzecz. Aby każdy
pedał funkcjonował normalnie ze swoją drugą połówką, któryś z nich musi
być górą, trzymać wszystko i wszystkich za mordy. Jest po prostu
najprawdziwszym mężczyzną, z nieco innymi upodobaniami seksualnymi. Za
to druga połówka, jest tak zwaną babą. Wącha kwiatki, biega za motylkami
i to właśnie jego się pakuje. Zgadnij, którym z nich jesteś? – Zapytał,
patrząc się prosto w oczy blondynowi. Wziął jeden złoty kosmyk do dłoni
i musnął go wargami. Deidara widząc tę zniewagę, nie czekał nawet
sekundy, tylko uderzył Uchihę łokciem prosto w nos, słysząc ten
tryumfalny chrzęst. Chłopak zalał się krwią i chwilę poudawał dzieciaka z
podstawówki, jęcząc jakieś zrozumiałe tylko dla niego słowa, a gdy był
pewny, że na twarzy blondyna pojawił się wredny uśmieszek, błyskawicznie
się wyprostował, złapał oburącz jego głowę, uderzając twarzą chłopaka w
swoje wyjątkowo twarde kolano. Znowu dało się słyszeć tryumfalny
chrzęst łamanego nosa. – Lepiej żebyś już poszedł. – Odparł Itachi,
próbując jakoś zatamować krwotok.
Shichi
Dziwnie mi było leczyć tych dwóch. Nie pobili się, to
była raczej akcja typu: ‘Oko za oko, ząb za ząb’. Żaden nie chciał
powiedzieć o co poszło, ale nie byli już do siebie tak bardzo wrogo
nastawieni. Tak przynajmniej mi się wydawało. Siedzieli obok siebie, nic
nie mówiąc, tyle co ja powiedziałam, że za chwilę może zaboleć, chcesz
plaster, albo czy dobrze mu się oddycha. Itachi kiwał głową, a Deidara
mruczał pod nosem ‘ta’ lub ‘nie’, co u obydwóch bardzo mnie denerwowało.
Gdy skończyłam, burknęli od niechcenia ‘dzięki’ i wyszli z pokoju,
trzaskając drzwiami. Za nimi dało się słyszeć jeszcze kawałek kłótni,
którą kontynuowali sobie w najlepsze, zupełnie nie obawiając się, że
jeden przyleje drugiemu.
A ja znowu miałam zatracić się w
świecie przemyśleń, znowu miałam przeanalizować wszystkich z organizacji
i wyłonić typ, który będzie najbardziej pasował na tego całego Madarę.
Ostatnio o niczym innym nie myślałam, cały czas po głowie krążyły te
same myśli, a minęły niespełna dwa dni od wtedy, kiedy zapytałam o niego
Tobiego. I właśnie w tym momencie drzwi przy gwałtownym otwarciu prawie
wyleciały z zawiasów.
- Tobi, mówiłam ci, żebyś wchodził
ostrożniej…- Mruknęłam do niego, wstając z łóżka. Widać, że był czymś
bardzo podniecony, bo skakał w miejscu, klaskając w dłonie i chichocząc
przy tym jak szalony. – Coś się stało? – Zapytałam, a on stanął sztywno,
kręcąc przecząco głową. – Mów szybko! – Krzyknęłam, próbując zrobić
gniewną minę, co bardzo rozbawiło chłopaka.
- Nie umiesz się na
niego gniewać, prawda? – Odparł chłodny głos zza maski. Ciarki
podniecenia przeszły mi po całym ciele, a lodowata stróżka potu ściekła
między łopatkami. Jego głos, nie przypominał mi zupełnie nic, a jednak
wydawał się cholernie znajomy. Był zimny, a jednak dało się w nim
słyszeć tę nutkę ciepła i troski. Mruczący, wibrujący w uszach, zupełnie
hipnotyzujący i tak cholernie seksowny. Wiedziałam, że teraz nie mam
przed sobą Tobiego, tylko kogoś zupełnie innego, a imię które ostatnio
nerwowo powtarzałam w myślach, wydało mi się nadzwyczaj straszne i jakoś
nie miałam odwagi by wypowiedzieć je na głos. Zrobiłam moją starą
sztuczkę, która zawsze działała. Policzyłam do trzech a na trzy miałam
wypowiedzieć…Teraz przerażenie ustąpiło miejsce podnieceniu. Zła na
siebie, że nie udało się za pierwszym razem, podjęłam próbę jeszcze raz.
Raz, dwa, trzy!
- Madara? – Wyszeptałam niepewnie, a ktoś, kto
nie był Tobim odchylił maskę, tak że widziałam jego nos i usta.
Spodziewałam się, ujrzeć pryszczatego nastolatka, a znajdował się przede
mną mężczyzna, z różowymi pełnymi wargami. Nachylił się nade mną i
pocałował w czoło.
- Masz misję, idź do Lidera. – Moje serce
prawie rozrywało się ze strachu i podniecenia. Jak zaczarowana wyszłam z
pokoju, kierując się w stronę gabinetu Peina.
Deidara
Siedziałem na krześle w gabinecie Lidera i wpatrywałem
się w grzbiety książek. Zaraz miał przyjść mój partner w tej misji,
normalnie czułem się jak w ‘Randce w ciemno’. W myślach modliłem, żeby
to nie był Uchiha i Shukketsu. Jakoś nie mam zamiaru po ostatnich
zdarzeniach na nich patrzeć, a co dopiero walczyć u ich boku (jestem
niemalże pewny, że idziemy złapać demona). Nagle ktoś puknął raz w drzwi
i wleciał do pokoju jak strzała, siadając obok mnie. Shichi…O Boże, jak
się kurwa cieszę! Oddychała szybko, pewnie biegła. Całą twarz miała
czerwoną, tak jak kiedyś. Trzeba przyznać, wyglądała dobrze, jak zawsze.
- Dobra, już wszyscy. – Mruknął rudowłosy i wtedy obróciła głowę w
moją stronę. Zachłysnęła się powietrzem, otworzyła oczy szeroko, ale od
razu się uspokoiła, przeprosiła mnie za swoje zachowanie i wbiła wzrok w
Lidera. – Jesteście mi bardzo potrzebni. Musicie wyjść po Yoshiko w
stronę wioski Mayu, kraj Wiatru.
- Nie, no ogólnie świetnie, ale
mam kilka pytań na ten temat. Dlaczego mamy iść razem… – W tym momencie
Shukketsu wskazała na mnie palcem, jakbym był przedmiotem. -…na misję,
skoro szczerze się nie lubimy? Dlaczego ja mam uczestniczyć w wyprawie,
gdzie mam iść po mojego wroga, który nie odpuści sobie aby ze mną
walczyć? – Skończyła spokojnie, żeby nie wkurwiać dodatkowo Lidera. On
popatrzał na nią jak na coś, co jest wyjątkowo denerwujące, ale siłą
rzeczy musisz dalej to mieć.
- Dlaczego? Dlatego, że jesteś
medykiem, co pomoże wam w misji. A masz iść dlatego, że jesteś medykiem!
Właśnie dlatego! Za piętnaście minut macie być przed organizacją i
ruszać bez gadania. Chcę Yoshiko żywą! – Wykrzyknął rudy, jakby był na
stadionie i oglądał walki geninów, zagrzewając swojego faworyta do
dalszej walki. Bez słowa wstałem i wyszedłem z gabinetu.
- Ale
ja w tyle nie zdążę! – Usłyszałem jeszcze, nim drzwi potężnie trzasnęły i
minęła mnie burza brązowych włosów, wpadająca prosto do pokoju Tobiego.
Po niespełna trzech minutach spóźnienia, Shichi w końcu wbiegła
na plac, poprawiając przewieszoną przez ramię katanę i odbijające się
od jej biodra wakizashi. Włosy zaplotła w dwa dość grube warkocze,
układając je równolegle na swoich piersiach. Narzuciła na ramiona
płaszcz, a w dłoni trzymała sakkat. Zrobiła kilka wymachów ramionami,
podskoczyła pięć razy, podciągając wysoko kolana, wygięła się w łuk do
tyłu, oparła się na dłoniach i przerzuciła nad sobą nogi, stając prosto.
Zasrana atletka. W tym czasie, kiedy ona się powyginała, ja ulepiłem
sowę. Powiększyłem ją i już miałem na nią wskoczyć, kiedy odezwała się
do mnie.
- Deidara, słuchaj…- Zastanowiła się chwilę, jakby
szukając odpowiednich słów. – Może na czas misji, bądźmy dla siebie
normalni? – Zapytała, patrząc mi prosto w oczy. Wskoczyłem na ptaka i
usiadłem po turecku na jego grzbiecie.
- A czy tak nie może być zawsze? – Zmieszała się, odwracając wzrok w drugą stronę.
- Myślę, że wtedy przesadziłam…Shitsurei shimashita.* – Ukłoniła się nisko, zamiatając końcówkami włosów ziemię.
- Przyjęte. – Uśmiechnąłem się w jej stronę, a ona szybko się
wyprostowała. – Lecisz ze mną? – Zapytałem, klepiąc miejsce obok siebie.
- Nie, trzeba trochę pobiegać! – Krzyknęła, dając trzy wielkie susy i wskakując na drzewo.
Yoshiko
Wszechogarniająca ciemność przytłaczała, głos ginął w
otchłani mroku, punktem kulminacyjnym nicości był księżyc, który
wyglądał jak wygięty w półkolu włos. Światło było tak nikłe, że z
ledwością można było zaobserwować swoją rękę, nie wspominając już o
nadchodzącym wrogu. Swoje kekken genkai uruchomione miałam już od
zachodu słońca w razie potrzeby. Przystanęłam na chwilę, patrząc przed
siebie. Jakieś dwa kilometry przede mną błyskały światła wioski Mayu.
Obróciłam się o 90′ w lewo, a tam przez chwilę błysnęło mocne,
niebieskie światło. Równie szybko zniknęła jak i się pojawiła ogromna,
paraliżująca chakra. Była przynajmniej trzy razy większa niż moja i na
pewno nie należała do demona. Ich chakry, pachną słodko i nęcąco, tak
bardzo, że aż przybierają postać fioletowej, błyszczącej się smugi dymu.
Na dodatek chakra ma ohydny smak – zgniłych jabłek i winogron.
Zdecydowanie spróbowanie jej nie sprawiało żadnej przyjemności, a miałam
okazję skosztować mocy demona. Za to ta pachniała zimą i mrozem,
paraliżując przy tym wszystkie zmysły.
- Pokaż się. – Odparłam, a
jasne światło znowu mnie oślepiło. Gdy wzrok się przyzwyczaił,
doskonale widziałam dwie kobiety, ubrane w kimona i nie czekając ani
chwili dłużej, wbiłam się w ich obieg chakry, niczym strzykawka i
zasysałam lodowatą moc o smaku jagód. Obie zmrużyły oczy, zachwiały się
na nogach, tracąc tyle siły.
- Oh, cóż za denerwujące
umiejętności…Prawie jak tamtej idiotki, co ukradła Hakuri demona. –
Odparła blondynka tuż przy moim uchu. Obróciłam się gwałtownie, ale już
jej nie było. Połączenie się zerwało, sznurek ich słodkiej chakry zawisł
w powietrzu, opadając bezwładnie jak niebieska wstążka.
- Czy Hakuri może się z nią pobawić? – Wrzeszczała niebiesko-włosa dziewczyna, skacząc i klaskając w dłonie.
- Nie! – Ryknęła ta druga, kopiąc mnie w bok. Jej stopa była bardzo
twarda, a gdy upadłam na ziemię, okazało się, że nie było już tam
piasku, tylko srebrny lód. – Gdzie jest siedziba Akatsuki? – Zapytała,
trzymając stopę na mojej klatce piersiowej.
- Nie powiem. –
Znowu mnie kopnęła z niewyobrażalną siłą, tym razem w drugą stronę, tak,
że znalazłam się koło tej całej Hakuri. Błyskawicznie się podniosłam,
mylnie sądząc, że niebiesko-włosa jest nastawiona do mnie w pewnym
sensie przyjaźnie, gdy właśnie ona przyłożyła mi do gardła chłodne
ostrze katany.
- A teraz? – Zapytała blondynka, stojąc naprzeciwko mnie.
- Nie. – Wysyczałam przez zęby, wbijając kunai w bok Hakuri.
________
*Shitsurei shimashita – Przepraszam, przykro mi.
Wiem,
długo nic nie było. Ale było czyszczenie komputera, rozdział nie został
nigdzie zapisany, więc od teraz stosuję już wszystkie sposoby przeciw
straceniu rozdziału. Blog, karta pamięci, telefon XD.
Swoją drogą, dobrze, że się usunął. Był taki głupkowaty. Zdecydowanie bardziej podoba mi się ten :3
Wiem, jest dużo powtórzeń słowa ‘chakra’, gomene…
Pozdrawiam
wasza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz