Shizuka
Patrzał się na mnie wystraszonym wzrokiem, ocierając
krew z nosa. Nie było mi do śmiechu, widząc mężczyznę, który leży przede
mną, płaszcząc się u moich stóp. To był najbardziej żałosny widok w
moim życiu. Kopnęłam go w żebra, a Hakuri zaśmiała się głośno, klaszcząc
w dłonie.
- Jesteś ich szpiegiem, więc powiedz, gdzie jest
siedziba Akatsuki! – Wrzasnęłam, nachylając się nad nim. Złapałam go za
szyję, ściskając ją coraz mocniej. Nadal nie udało mi się nic z niego
wyciągnąć, był twardszy niż myślałam. Jego twarz zrobiła się purpurowa,
usta sine i wtedy zaczął odklepywać dłonią w podłogę.
- Mówiłem
już, że nie wiem gdzie jest organizacja! Oni na takich jak ja mają
zawsze haka. Wiedzą gdzie jestem, w każdej chwili może tu pojawić się
ktoś z nich! Trzeciego dnia, każdego miesiąca spotykam się z taką jedną
blondynką, jakieś 80 kilometrów na północ od Suna-gakure. Więcej nic nie
wiem! – Wykrzyknął ostatnie słowa, zasłaniając twarz przed ciosem.
- Hakuri, jest twój. – Odparłam i po chwili już słyszałam wrzask
szpiega. Czyli za dwa dni czeka mnie spotkanie z członkiem Akatsuki? –
Pospiesz się, musimy ruszać! Kawał drogi przed nami. – Niebiesko-włosa
uśmiechnęła się do mnie, wycierając zakrwawione policzki.
Shichi
Nie wiem o której Tobi wrócił do pokoju, ale przez cały
ten czas spał w fotelu. Wiedziałam, że nigdy nie zdejmuje maski przy
członkach i tym razem tez jej nie zdjął. Wstałam z łóżka, żeby go
obudzić. Szturchnęłam go lekko w ramię, a on mruknął coś niewyraźnie,
łapiąc mnie za nadgarstek. Wyrwałam rękę i popukałam w maskę. Teraz
zaczął się przebudzać.
- Tobi, połóż się na łóżku, pewnie jest
ci tu niewygodnie. – Powiedziałam, pomagając mu się podnieść. Wstał i
bez opierania się, przeszedł przez pokój, kładąc się na łóżku. Chyba
wszystko robił na śpiącego, bo obrócił się do mnie plecami, gadając
jakieś zupełnie niezrozumiałe dla mnie rzeczy.
Poszłam do
toalety, aby się umyć. Zamknęłam drzwi, rozebrałam się i wskoczyłam
szybko pod prysznic. Skąd w ogóle przyszedł mi do głowy pomysł, żeby
wypytywać Tobiego na temat Madary? Co ten biedny dzieciak może wiedzieć?
Co gorsza, zawsze może iść na skargę do Lidera, a wtedy jestem udupiona
na wieki. Po prostu wypytam się tak, aby nie wspominać o nieszczęsnej
przesyłce.
Wyskoczyłam spod wody jak oparzona. Narzuciłam na
siebie czarny szlafrok należący do Tobiego i nawet nie wycierając
włosów, wyszłam z łazienki. Chłopak siedział na łóżku, machając do mnie
energicznie, a w odpowiedzi uśmiechnęłam się.
- Już wstałeś? Prawie całą noc spałeś w fotelu, pewnie było ci niewygodnie. – Powiedziałam, siadając obok niego.
- Tobi zawsze śpi w fotelu. Tam jest wygodnie. – Zdziwiłam się. Zawsze gdy tak spałam, budziłam się z ogromnym bólem pleców.
- Słuchaj…Chcę, żebyśmy mieli tajemnicę, ale muszę wiedzieć kilka
rzeczy od ciebie, dobrze? – Chłopak klasnął w dłonie, kiwając głową jak
szalony. – Więc dobrze. Znasz Madarę? – Spytałam, a on jakby stał się
nagle bardzo spięty i odległy. Oddychał głośno, musiał się zdenerwować
tym pytaniem. Popatrzałam na niego ze współczuciem i roześmiałam się
głośno. – A może ty nim jesteś? – Pogłaskałam go po głowie, prawie tak
jak Kisame. – Nie ważne, odpowiesz kiedy będziesz chciał. – Uśmiechnęłam
się wstając i idąc się ubrać. Jego zachowanie było niesamowicie dziwne.
Na pewno coś wie o Madarze i stara się to ukryć, ale nie na długo. W
końcu przyjdzie i wszystko mi powie. Właśnie tacy są ludzie.
Pein
Madara wbiegł do mojego gabinetu cholernie zdenerwowany,
zdejmując w międzyczasie maskę. Bez pytania wszedł do pokoju, siadając w
fotelu. Zamknąłem za sobą drzwi na klucz, jakby właśnie miał za chwilę
wbiec Tobi. Nie ukrywam, przyzwyczaiłem się do tej barwnej postaci.
Siedział roztrzęsiony z dłonią przy ustach, wyglądał jakby miał zaraz
się rozpłakać. Rozbawiło mnie to, a on tylko wrzasnął:
- Czego się kurwa śmiejesz? Nie jesteś świadom tego co może się stać! – Usiadłem na łóżku, a on patrzał się na mnie uważnie.
- Mów! – Tym razem ja krzyknąłem. Widok roztrzęsionego chłopca,
chłopca! Bo był nadal chłopcem. Zachował swoje młodzieńcze ciało, a jego
twarz wyglądała jak dziewiętnastolatka. Gdy na niego patrzyłem, nie
widziałem stanowczego mężczyzny którego znałem dość dobrze, tylko
Tobiego bez maski, co cholernie mnie przerażało.
- Ona się chyba
domyśla kim jestem. – Rzekł, a mnie zmartwił raczej fakt, skąd ona to
wie i zacząłem winić tym faktem tylko jedną osobę…Ryuuki…
- Co dokładnie powiedziała? – Mruknąłem, a on jeszcze bardziej się zmartwił.
- Spytała, czy chcę, żebyśmy mieli wspólną tajemnicę, ale najpierw mi
musi zadać kilka pytań. Zgodziłem się, a ona mówi, czy wiem kto to
Madara. Popatrzała na mnie, zaśmiała się głośno i powiedziała: A może ty
nim jesteś? – Westchnął głośno. On nie miał się czym przejmować, a ja –
wręcz przeciwnie.
- Nie możesz jej się po prostu ujawnić? Co
złego może się stać? – Zapytałem, czekając na jego reakcję. Spojrzał na
mnie cholernie przenikliwym wzrokiem, jakby chciał nim przeczesać cały
mój umysł.
- Nie chcę jej zbytnio zaszokować…- Odparł,
potulniejąc jak baranek. Znowu miałem przed sobą tego dzieciaka w
dodatku zupełnie zakochanego, co wydało mi się po prostu głupie.
Chciałem na niego wrzasnąć, ale w tym momencie wszystko wydało mi się
bezcelowe. Cała organizacja, zbieranie członków, demonów, snucie intryg
wokół mężczyzny, który siedział naprzeciwko mnie. A przecież mogłem go
zabić jednym ruchem. Jestem najsilniejszy w tym pierdolonym półświatku
pseudo-ninja! 3/4 mi nie dorównuje, a pozostała 1/4 jest w pewien sposób
zmutowana. Jestem bogiem całej słabej części ludzkości! A on należy do
najsłabszych, bo sam przyznał, że na razie nie jest na siłach i
całkowicie polega na mnie! Właśnie na mnie! Na swoim jedynym bogu w
którego może wierzyć i modlić się, a on łaskawie wysłucha jego jebanych
smętów!
- Nagato, coś się stało? – Powiedział to takim
zatroskanym głosem, że przeszła mi moja chwila szaleństwa. Czułem, że to
jeszcze nie koniec moich przemyśleń. Uśmiechnąłem się niemrawo w jego
stronę, ignorując zupełnie pytanie. I właśnie teraz rozległo się pukanie
do drzwi. Ktoś wszedł bez pytania do mojego gabinetu, czego strasznie
nie lubiłem.
- Liderku, gdzie to się chowamy? – Yoshiko. Jedynie
ona mówiła do mnie ‘Liderku’ i potrafiła tak krótkie zdanie przerwać
sześcioma puszczonymi balonami z różowej gumy.
- Porozmawiamy
później i nic nie mów Itachiemu, nie warto go martwić. – Wyszeptałem, a
dziewczyna zaczęła pukać do drzwi od pokoju. Madara w końcu zniknął, a
ja mogłem spokojnie wyjść.
- W końcu! Ileż można czekać?! – Krzyknęła wzburzona, puszczając trzy balony.
- Chyba nigdy nie oduczę cię tak robić przy mnie! Słucham. – Odparłem,
siadając za biurkiem. Patrzała na mnie chwilę, uważnie lustrując moją
twarz.
- Idę do mojego szpiega. – Zdecydowanie jej człowiek był
zawsze świetnie poinformowany i bardzo lojalny wobec niej. Spotykała się
z nim dość daleko od organizacji. Informował ją o tym co się dzieje z
moim Shukaku uwięzionym w ciele tamtejszego Kazekage. Jego imię nawet
nie było warte zapamiętania.
- Więc ruszaj. Odparłem znudzony, chwytają stertę papierów, która wymagała bym je uważnie przejrzał.
- Chciałabym kogoś do towarzystwa. – Powiedziała, a ja spojrzałem na nią spod rzęs.
- Jedyna osoba, którą mogę ci zaproponować to Shichi. – Mrugnęła kilkakrotnie oczami, robiąc przy tym zdziwioną minę.
- Obejdzie się. – Zaśmiała się, odrzucając głowę do tyłu. – Wrócę za
cztery dni, jeśli nie, znaczy, że coś się stało i wyślij kogoś po mnie. –
Puściła na odchodne dwanaście balonów, różową, lepką, słodko-owocową
gumą.
Yoshiko
Miałam zdecydowanie złe przeczucia co do tej misji.
Coś z pewnością się nie powiedzie i mogłabym nawet iść z Shukketsu, ale
to było takie poniżające, to by było jak przyznanie się do winy, a ja
tego z pewnością nie zrobię. Miałam dwa dni drogi do wioski w kraju
Wiatru, a wyprawa tam, wydawała mi się wieczna. Najchętniej zamknęłabym
się w pokoju z butelką sake i przeczekała te cztery nieszczęsne dni.
Spojrzałam ostatni raz za siebie, widząc zarys organizacji, która
znikała za drzewami. Czy właśnie tak czuła się Shichi uciekając? Jakby
ktoś wyrwał jakiś niezbędny narząd, który odpowiadał za zapomnienie, a
ty jak na złość, cały czas musisz pamiętać i tęsknić. Nie wiem dlaczego
tak się czułam, przecież ja nie uciekam, ja wrócę! Chyba, bo przeczucie
mówiło zupełnie co innego.
Było już po południu, słońce chyliło
się ku zachodowi, z każdą minutą wydłużając mój cień. Nie czekając
chwili dłużej, wskoczyłam na gałąź drzewa, odbijając się od niej w
zastraszającym tempie. Ame-gakure zniknęło już za moimi plecami, przede
mną rozciągała się dróżka, której prawie nie było widać spomiędzy
poplątanych ze sobą chwastów. Był to tylko wydeptany szlak przez
członków Akatsuki, po którym zgodnie nie chodziliśmy. Las nagle gęstniał
tak bardzo, że trzeba było poruszać się slalomem między pniami. Sama na
początku nie wiedziałam którędy iść, dopiero Uchiha pokazał mi, jak
trzeba przejść ten labirynt. Była to świetna ochrona przed nieproszonymi
gośćmi. Gdyby patrzało się na to z lotu ptaka, wyglądałoby to jak
pierścień z drzew wokół szarawej kropki wewnątrz okręgu. To była
organizacja. Miejsce, gdzie drzewa rosły ‘najciaśniej’, znajdowało się
10 kilometrów od siedziby. Ja właśnie miałam je za sobą, teraz las
zaczął się przerzedzać. Gdy się przystanęło i przypatrzyło się okolicy,
można było dostrzec niewielką wioskę, którą okalały ogromne, bijące w
oczy soczystą zielenią pastwiska. Tak blisko ogromnego skupiska chakry i
wszelkiego zła. Ale jednak to wszystko było mi niezmiernie drogie i
bliskie. Tutaj się wychowałam, dorastałam z wiecznie rozradowaną Konan,
która nienawidziła wychodzić z pokoju i z Peinem, który poświęcał mi
chyba wszystkie wolne godziny na treningi. Aż w końcu przyszedł w pewną
niedzielę, do mojego niewielkiego mieszkania w Ame mówiąc, że jestem mu
potrzebna jak nigdy i mam w końcu przestać puszczać te pierdolone balony
bo wkurwiam go tylko. Zdecydowanie wtedy zaczęła odpowiadać mi spokojna
okolica w której miałam okazję się znaleźć. Zbyt duży hałas w Akatsuki i
za spokojny teren okalający mnie, tworzyły nadzwyczaj wspaniałą
harmonię między sobą.
Mój cień zaczął ginąć wśród ciemnych
konturów drzew. Zaczęło się ściemniać, a to oznaczało tylko jedno – moja
podróż zaczęła się na dobre. Mój cel – dotrzeć do wioski w dwa dni. To
osiągnę z pewnością, ale bałam się powrotu. Ukryty strach paraliżował
mięśnie i odmawiał dalszego racjonalnego myślenia. Tak, bałam się wracać
do Akatsuki. Jeszcze nie wiem dlaczego, ale wiem, że ten powrót będzie
jednym z najgorszych.
_________
Że tak epicko to nazwę, tymczasowo
jestem udupiona, bo klawiatura zepsuła się już zupełnie. Teraz
powiecie: Aha, kłamie, bo jednak pisze!
Tak, piszę, ale na ekranowej,
sprawa jest skomplikowana, nie będę tłumaczyć, próbowałam Kimi, ale nie
wyszło xD. Rozdział i tak pojawi się w normalnym terminie tj. nie wiem
kiedy. Czyli termin jak najbardziej na miejscu xD
A z tego tutaj?
Jestem w sumie zadowolona. Nie popędziłam z akcją, jak to mam w nawyku,
tylko poczekam do następnego rozdziału, a myślę, że wyjdzie lepszy, o
ile klawiatura będzie współgrać z tym tutaj *wskazuje na laptopa*.
Pozostaje i wam i mi tylko się modlić~!
Słuchajcie D’espairs Ray i łączcie się ze mną w bólu
wasza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz