19 grudnia 2009

IV. Co za to chcesz?

Smacznego ;d
Shizuka
    Znowu obudziłam się przedwcześnie, mam nadzieję, że nie podziała to źle na moją skórę. Hakuri spała rozwalona na łóżku, mówiąc coś przez sen. Byłyśmy w Yuuki-gakure od dwóch dni, a złodzieja demonów jak nie było, tak nie ma. Dzięki niewielkiej pomocy siły i uroku osobistego, zdążyłam już dowiedzieć się, gdzie jeszcze może być przetrzymywany demon. Kto go ma, mniej więcej się domyślam, ale miejsce…Może być dosłownie wszędzie. Szkoda, że Hakuri jest tak bardzo dziecinna, a co za tym idzie, nieprzydatna.
    – Dzieciaku, obudź się, musimy zahaczyć o kilka hoteli miłości, przed opuszczeniem tej dziury! – Ryknęłam, szykując się do naszej wyprawy.
Shichi
    Obudziły mnie głośnie przekleństwa Itachiego, nic nie było by w tym dziwnego, ale Uchiha nie przeklina! Zawsze mówił bardzo spokojnie, a teraz wykrzykiwał różne słowa wniebogłosy. Wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam szybko do łazienki. Stał odwrócony do mnie plecami, schylając się nad umywalką i coś przepłukując w bieżącej wodzie. Starałam się być jak najciszej i chyba mi to wyszło, bo gdy wyprostował się i spojrzał w lustro, a potem na mnie, był cholernie zmieszany. Mogłam po prostu wyjść, ale jego policzki były zalane krwią z oczu.
    – Itachi, ja myślę…
    – Po prostu stąd wyjdź. – Przerwał mi wypowiedź, przecierając twarz wierzchem dłoni. Głos mu się trząsł, pierwszy raz widziałam go takiego bezsilnego.
    – Wiem jak ci pomóc. – Odparłam szeptem, podchodząc do niego powoli.
    – Poradzę sobie. – Odwarknął, a przed oczy przytoczył mi się obraz małego dziecka, które jest zarazem bezbronne, ale nadal próbuje się odszczeknąć, za wyrządzoną mu krzywdę. Patrzał na mnie wyzywającym wzrokiem, a ja podniosłam rękę i uderzyłam go w policzek, tak jak udało mi się w tej chwili najmocniej. On szybko złapał mnie za nadgarstki, przygważdżając do ściany.
    – Uspokój się, kurwa! Chcę ci pomóc, a ty szalejesz bez powodu! – Ryknęłam na niego, a Itachi ścisnął mocniej moje kostki. – Dlaczego nie pozwalasz sobie pomóc Uchiha? Chwila upokorzenia, a potem będziesz mógł bawić się swoim sharinganem przez kilka tygodni. Wiem, że potrzebny ci ktoś z takimi oczami jak twoje. Wiem na jakiej zasadzie polega cała potęga sharinganu. Chcesz skorzystać z mojej pomocy? – Spytałam się, a on dalej trzymał mnie za nadgarstki. Myślał jakiś czas, w końcu wydusił z siebie pytanie:
    – Co za to chcesz?
    – Będziesz mnie krył przez cały tydzień, kiedy ja będę w Yuuki-gakure. Nie piśniesz słówkiem, gdy ktoś odkryje, że nie ma mnie w Akatsuki, a na dodatek, będziesz mnie w tej sprawie bronił w razie zdemaskowania. – Jego oczy krwawiły jeszcze bardziej, zapewne gdyby mógł, złapałby mnie w swoje jutsu…
    – Mogę nad tym pomyśleć.
Narrator
    Las który rozciągał się kilkanaście kilometrów za Yuuki-gakure, nie był zwykły. Nie dość, że miał swoją specyficzną atmosferę i roztaczał wokół siebie przedziwną aurę, na dodatek był umiejscowiony w terenie bagiennym. Wieczna mgła, spowijająca tamte rejony, ukrywała w sobie wiele tajemnic. Nie omieszkało to również przyciągnąć dość sporej grupy ludzi, która postanawiała ukryć tam swoje istnienia, zbrodnie lub skarby, co było niemalże tak skuteczne, jak zniszczenie danej rzeczy.
    Puszcza ta, miała dobrze znaną nazwę wśród wszystkich ninja – mianowicie Lasy Hayashine. Większość dobrze znała legendę o człowieku, który zapuszczając się w tamte rejony, zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, a jego ciało znaleziono na samym czubku drzewa, przebite ciężkim, mosiężnym prętem, co wykluczało dzieło zarówno człowieka, jak i zwierzęcia.
    Shichi skakała z gałęzi na gałąź, strasząc wrony które odpoczywały na bezlistnych drzewach. Nie stresowała się ani trochę, choć doskonale znała straszną legendę. Zaczęła nucić piosenkę, udając, że nie zauważyła czarnej peleryny, która mignęła między łysymi drzewami.
    – Na prawdę myślicie, że jestem taka głupia? – Szepnęła do siebie, nie zwalniając tempa. Myślała intensywnie, kto to mógł być, a co gorsza, dlaczego pojawił się już drugi raz właśnie jej? A może pojawiał się każdemu?
    Próbowała wyjaśnić to sobie naukowo, ale wpajanie nieprawdy samej sobie, wychodziło jej naprawdę marnie. Była doskonałym kłamcą, umiała komuś nieźle namieszać w głowie lecz nie sobie.
    Nagle cień prawie na nią wpadł, zwalając dziewczynę z nóg. Mężczyzna przyodziany w czarny materiał stał nad nią, a czas nagle zaczął się niemiłosiernie wydłużać. Zobaczyła wszystko w zwolnionym tempie. Kucnął przy niej, wyciągając dłoń i głaszcząc jej policzek, zaczął zdejmować obszerny kaptur.
    Serce wyrywało się z piersi, oddychała nierówno i zdecydowanie za szybko. Zesztywniały jej kończyny, policzek przyjemnie zamrowił, mimowolnie się uśmiechnęła, widząc talizmany, które wysuwały się przy zdejmowaniu kaptura.
    – Jak mogłaś się mnie wystraszyć? – Skrawek materiału opadł na ramiona, ukazując roześmianą twarz dwudziestoparoletniego mężczyzny.
    – Zdurniałeś! Nikt mnie tak nie wystraszył jak ty, Ryuuki! – Wykrzyczała jego imię, a on natychmiast zasłonił jej usta dłonią.
    – Nie wypowiadaj mojego imienia. Z resztą, dobrze, że przyszłaś, wiele dziwnych rzeczy się wydarzyło gdy poszłaś z powrotem do tej hołoty i hałastry. Jak mogłem cię tam puścić? Sodoma i Gomora. Mordercy zasrani. A co by było, gdybym ciebie stracił? Wyobrażasz sobie, jakbym miał nie istnieć? Wiem, że byś tego nie przeżyła. Zbyt wiele dla ciebie zrobiłem, ale ty nigdy tego oczywiście nie docenisz. Nigdy. Pewnie już proponowali ci jakieś narkotyki albo…
    – Ryuuki, nie przyszłam wysłuchiwać twoich słowotoków oraz kłótni z samym sobą, tylko w sprawach bardziej osobistych i mniej osobistych. Rozumiesz? – Pokiwał twierdząco głową, siadając po turecku na grubej gałęzi drzewa i uśmiechając się jak idiota, przyciągnął ją do siebie, wtulając twarz w brązowo-czarne włosy dziewczyny. Objęła go ramieniem, przyciskając policzek do jego głowy.
    – Zbyt długo cię nie widziałem, by tylko na ciebie patrzeć. – Wyszeptał i od razu został brutalnie wyszarpnięty z uścisku.
    – Na prawdę myślisz, że tydzień beze mnie to coś strasznego? – Uśmiechnęła się, przechylając głowę na prawą stronę.
    – Na prawdę. – Odparł, wstając i pociągając ją za rękę, przeskoczyli na następny pień, i kolejny, i jeszcze dalej położony niż poprzedni.
    – Gdzie idziemy?! – Krzyknęła Shichi, dopiero łapiąc równowagę.
    – Pokażę ci coś, co zapiera dech w piersiach. – Las się nagle kończył, tuż za nim płynął potok, od którego rozciągała się bezkresna, ośnieżona łąka, zwana Wielką Polaną. Warto zauważyć, że ten teren w koło obrośnięty był drzewami należącymi do lasu Hayashine.
    – Co tu takiego niezwykłego? Kupa śniegu i tyle. – Dziewczynie przeszedł drzesz po plecach, gdy Ryuuki odgarnął wierzchnią warstwę puchu, ukazując martwe ciało mężczyzny.
    – Tu dopiero się zaczyna. Około dwustu metrów w głąb, leży ciało na ciele. Wszyscy są z ANBU Yuuki-gakure. – Dziewczyna zakryła usta dłonią. Przerażony wzrok, błądził wzdłuż linii niemalże niewidocznego horyzontu. Zachichotała jednak mimowolnie, szturchając nogą martwego.
    – Leży tu jakieś dwa, trzy tygodnie. Ciekawe, kto to zrobił. Wiesz coś na ten temat? – Zapytała, uśmiechając się od ucha do ucha.
    – Domyślam się, choć nic nie jest pewne. Chodźmy na razie do jakiegoś hoteliku. Mój dom już nie jest bezpieczny jak wcześniej.
Pein
    Uchiha siedział na krześle, wystukując palcami na blacie biurka jakąś nieznaną mi melodię. Popatrzał na mnie spod pół przymkniętych powiek. Dawno tak się nie zachowywał. Coś go trapiło i domyślałem się tylko o co może mu chodzić. Otwierał już usta, żeby coś powiedzieć, ale zacząłem mówić pierwszy:
    – Od ilu dni już jej nie ma? – Rzekłem, próbując mówić obojętnym tonem, ale wyszedł mi tylko żałosny jęk.
    – Trzech…- Westchnął głośno, przeciągając palcami wzdłuż swoich włosów.
    – Wiesz coś więcej, prawda? Powiedz mi Uchiha. – Odwrócił wzrok na ścianę, a potem popatrzał znowu na mnie.
    – Jest w Yuuki-Gakure, u Ryoutaro. – Czyżby chciała mi się ponownie wywinąć? Nie mogę na to pozwolić!
    – Ty i Deidara natychmiast po nią wyruszacie. – Powiedziałem, odprowadzając go wzrokiem do drzwi.
Ryuuki
    Całkowita konspiracja wymagała poświęcenia siebie oraz swojego budżetu. W sumie to nie poświęcałem się żadnej konspiracji, tylko tej niewielkiej osóbce przyczepionej do mojego prawego ramienia.
    – Już nie mogę się doczekać, aż zobaczę się nagą. – Szepnąłem do jej ucha, a ona zaczerwieniła się cała, chowając twarz w zwojach ciemnego materiału.
    Staliśmy w holu jednego z licznych hoteli Yuuki-gakure, gdzie mieliśmy wynająć pokój na kilka nocy. Dokładniej na dwie. Oczywiście jeden z droższych hoteli, kobietę trzeba rozpieszczać. Zwłaszcza TAKĄ kobietę.
    Po dość długiej chwili, gdy zdążyłem już wszystkich pogrupować na złych i mniej złych, odezwała się cicho:
    – Od kiedy pamiętam, mówiłeś to co myślałeś, ale czasami na prawdę przesadzasz. – Jej twarz nabrała normalnych kolorów, za to brwi ściągnęła tak mocno, że pojawiła jej się pionowa zmarszczka między nimi.
    W recepcji w końcu pojawił się ktoś z obsługi, wręczając mi klucz od pokoju 532, który zażyczyła sobie Shichi. Złapałem klucz ustami, chwyciłem ją pewniej na wysokości łopatek, drugą rękę wsunąłem pod kolana, unosząc jej lekkie ciało w powietrze.
    Schody przeskakiwałem co dwa stopnie, a ona śmiała się głośno, zwracając uwagę każdego, kogo mijaliśmy. Widziałem, jak mężczyźni zatrzymują na niej dłużej wzrok, wszyscy pochłaniali ją swoim spojrzeniem, a ja tylko mogłem cieszyć się w duchu, że właśnie ona znajduje się w moich ramionach.
    Pokonywałem kolejne kondygnacje w zawrotnym tempie, czarny płaszcz tylko trzepał w powietrzu, zlewając jej słowa w niewyraźną całość.
    W końcu na ostatnim piętrze, gdzie znajdowały się apartamenty, musiałem zwolnić, inaczej minął bym pokój. Skręciliśmy w prawy korytarz, a na jego końcu błyszczała się tabliczka z wygrawerowaną liczbą naszego tymczasowego lokum. Shichi wyskoczyła jak sprężyna z moich ramion, wyrywając mi klucz z ust i idąc pospiesznie do drzwi, żeby jak najszybciej je otworzyć i zatrzasnąć przed nosami ciekawskich.
    Kilkoma susami przeskoczyła pokój, dopadając się od razu do swojego plecaka i wygrzebując wszystko na pościel, odetchnęła z ulgą.
    – Mogłam sama zanieść rzeczy, na szczęście nikt w nich nie grzebał, inaczej z pewnością wezwano by ANBU. – Padła plecami na łóżko pełne poduszek, uśmiechając się łobuzersko. Przymknęła powieki, aby zaraz je otworzyć i znowu coś powiedzieć. – Idę się myć. – Odparła, wstając i zdejmując pośpiesznie koszulkę, weszła do łazienki, nawet nie zamykając drzwi.
    Sam zrzuciłem z siebie czarny, gruby płaszcz, rozwiązałem czerwoną wstęgę w pasie, kopertowa koszula rozsunęła połacie materiału, ukazując mój blady tors. Odrzuciłem ją na fotel, spodnie poleciały następne i takim sposobem zostałem w samej bieliźnie.
    Bez pytania wślizgnąłem się do łazienki, spuszczając bokserki w dół i wchodząc bez słowa do wanny, która spokojnie pomieściłaby jeszcze dwie osoby. Shichi poruszyła się niespokojnie, pewnie wystraszyła się, że woda zaczęła inaczej się ruszać. Po chwili na jej twarz wpłynął uśmiech, złapała mnie za dłoń, sadzając przy sobie.
    – Nie zgadniesz, z kim dzielę pokój. – Powiedziała, całując mnie w bark.
    – Z Deidarą? – Strzeliłem, a jej palce jakby nagle straciły władzę. – Oh, czyli nie zgadłem? – Nie musiała odpowiadać, po jej reakcji, wiedziałem, że to ktoś inny. – Jeśli nie chcesz, nie dokańczaj. – Wtrąciłem szybko.
    – Mieszkam z Uchihą. Nic mu nie mówiłam, że widziałam jego brata, Sasuke. Starałby się wyciągnąć ze mnie wszystko…Nawet nie wiesz jak ciekawie się ostatnio między nami zrobiło.
    – Wolę nie znać szczegółów. – Odparłem na wydechu, a ona tylko zaśmiała się głośno, z powrotem ściskając mocniej moją dłoń. Teraz ucałowała mnie w obojczyk, a ja zupełnie spontanicznie, złapałem jej twarz w dłonie, całując zachłannie jej wargi, z obawy, jakby ktoś inny miał robić coś podobnego. Położyła dłonie na moje nadgarstki, ściskając je mocniej, gdy prawie nie mogła oddychać. Przesunąłem ręce na szyję, obdarowując drobnymi pocałunkami jej całą twarz. Przysunęła się bliżej mnie, uśmiechając się, a potem zupełnie niespodziewanie obróciła głowę.
    – Powiedz lepiej, kto zabił tych ludzi. – Patrzała mi w oczy wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu. Znowu chwyciła moją rękę, przyciągając mnie bliżej siebie i opierając się o ścianę wanny.
    – Pamiętasz te dwie kobiety? Jedna z nich miała demona. Chyba Hoko, o ile się nie mylę. Kręcą się tutaj od tygodnia. Znają moje nazwisko, ale z wyglądu mnie nie poznały. To one zabiły tych ludzi, bo szukają ogoniastego. Musisz ostrzec swoich. Jak na razie ze mną jesteś bezpieczna, ale Bóg jeden wie, co stanie się, jak będziesz wracać…- W tym momencie przygryzła wargę i wyszła z wanny, ciągnąc mnie za rękę w stronę łóżka.
    – Skoro mam umrzeć, to z uśmiechem na twarzy.
_________
Proszę bardzo x2
Rozdziały pojawiają się coraz częściej, mam nadzieję, że dotrzymam obietnicy i będę wstawiać dwa rozdziały miesięcznie ;3
Mam fazę na Billy’ego Idola <3 A zwłaszcza na Rebel Yell i Flesh For Fantasy <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz