27 listopada 2009

III. Ale ja...

Narrator
    Yoshiko odskoczyła do tyłu, czując jak jakaś dziwna chakra zaczyna wypełniać jej ciało. Mgła zaszła jej oczy, zachwiała się na nogach, nie mogła dalej kontynuować tego jutsu. Upadła na ziemię, łapiąc łapczywie powietrze ustami.
    - Kisame, oddaj mi część swojej chakry…- Wycharczała Shichi, opierając się o ścianę. Oni doskonale wiedzieli, że kekken genkai blondynki jest śmiercionośne, a teraz i Shukketsu poznała jego siłę.
    - Jak chcesz… – Odparł przelewając na nią część swojej chakry. Czuła jak powoli wypełnia jej ciało, ujarzmiając narwanego demona. Przyjemne ciepło w skroniach, działało na nią usypiająco, nogi uginały się pod nią, jakby były z gumy, całe jej wnętrze regenerowało się w zaskakującym tempie.
    - Dobra, starczy. – Podeszła do Yoshiko i szarpiąc za włosy, zaprowadziła do pokoju. – Widzisz? Nic dobrego z tego nie wyszło, idiotko.
    Zapukała do drzwi, uchylając je trochę. Gdy usłyszała pozwolenie, weszła wolnym krokiem, ostrożnie stąpając. Odruchowo sięgnęła do kieszeni. Po pomieszczeniu rozszedł się zapach papierosa. Rzuciła w jego stronę paczkę, którą złapałby z zamkniętymi oczami.
    - Dawno się nie widzieliśmy… – Zaczął Deidara, rozsiadając się w fotelu. Dziewczyna popatrzała na niego, uśmiechając się pogodnie.
    - Masz rację, nawet nie miałam zamiaru ciebie szukać i spotkać się choćby na chwilę. – Odparła szczerze, opierając się o parapet.
    - Za to my wręcz przeciwnie. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak musiałem się dla ciebie poświęcić… – Uniósł w górę włosy, które miał zgarnięte na lewe oko.
    - O Boże…- Podeszła do niego, wkładając sobie papierosa w usta i uważnie oglądając ustrojstwo. – Kto ci to tu wpakował? – Spytała, dotykając urządzenia palcem.
    - Sasori…A czy to ma w ogóle jakieś znaczenie? Nie rozmawiamy tu o mnie, tylko o tobie. Ja nie zniknąłem na trzy lata, cały czas czekałem.
    - To chyba coś ci nie wyszło z tym czekaniem! – Odkrzyknęła Shichi nerwowo, wciągając dym do płuc.
    - A tobie z ucieczką. – Odszczeknął, mierząc ją wzrokiem.
    - Jeżeli tobie pasuje rozmowa na zasadzie pyskówki, to idź do Yoshiko i z nią takie podwórkowe gadki! – Nie wiedzieli nawet kiedy zaczęli się kłócić i wypominać wszystko co już dawno było, i zostało przez nich zapomniane. Byli dwójką zupełnie innych, obcych sobie ludzi. Teraz nie łączyło ich nic, prócz wspólnej pracy. Każde słowo było wypowiadane z niesamowitą pogardą, powstrzymywali się tylko przed tym, aby nie doszło do bójki.
    - Nie wiem jak mogłam mieć jakąś nadzieję, że nadal będziesz normalny… Skończmy już to, nie odzywaj się do mnie, ja zrobię to samo, dla nas obojga będzie to lepsze. – Odparła wychodząc i trzaskając drzwiami, pędem pobiegła do tymczasowego pokoju, który dzieliła z Itachim.
Shichi
    Wpadłam do pomieszczenia jak burza, znikając za drzwiami łazienki. Uchiha szczególnie się nie przejął, bo był pochłonięty czytaniem jakiejś książki. Zamknęłam się na klucz i usiadłam w rogu brodzika.
    Jak on mógł się tak bardzo zmienić? Na pewno oboje wydorośleliśmy, ale żeby nazywać mnie zgorzkniałą babą? Nie jest jeszcze ze mną tak źle. Chyba wiązałam z nim jakieś nadzieje. Żądałam od niego wierności, a sama go zdradziłam, chciałam bezinteresownej miłości, a my tylko zaspokajaliśmy siebie nawzajem. To był nieudany eksperyment, który miał dodatkowe efekty uboczne. Powinnam szybko posprzątać, póki nie zrobi się większy bałagan. Wyszłam z łazienki, postanawiając, że zaraz pójdę pojednać się z Deidarą. Itachi teraz uparcie wgapiał się w moje oczy, pewnie zaraz włączy sharingan.
    - Nie przepraszaj go. – Odparł, dalej czytając.
    - Niby dlaczego?
    - Zawsze zadajesz tak oczywiste i niepoważne pytania… – Westchnął, przeczesując rozpuszczone włosy smukłymi palcami. – Irytujesz mnie tym. – Prychnęłam, czekając na wyjaśnienia z jego strony.
    - Nie odpowiesz mi, prawda?
    - Jeśli dasz mi w końcu przeczytać tę książkę w spokoju, to być może się nad tobą zlituję.
    - Więc zlituj się, do cholery! – Ryknęłam na niego, łapiąc się odruchowo za usta. Łypnął na mnie wzrokiem nie wróżącym nic dobrego, niczym Lider, gdy jest zdenerwowany.
    - Nie tym tonem. – Powiedział spokojnie, robiąc głośny wdech. – Chcesz, żeby nad tobą górował za każdym razem? Jeśli go przeprosisz, pomyśli, że nadal coś do niego czujesz… Naprawdę jesteś bardzo głupia. – Chciałam mu coś odpowiedzieć, ale przypomniałam sobie, jaki ostatnio zadał mi ból swoim zasranym sharinganem, a to skutecznie zamknęło mi usta.
Pein
    Wiedziałem, że przyjdzie do mnie szybko, bo noszenie w sobie dwóch demonów jest okropnie męczące. Zapukała pod wieczór, weszła strasznie zmarnowana, jakby nie spała całą noc. Usiadła na krześle, wpatrując się we mnie uparcie.
    - Oddam demony, jeśli dostanę własny pokój, albo będę mieszkać z kimś mniej chamskim i zarozumiałym niż Itachi. – Nie wiedziałem, czy śmiać się, a może zostać poważnym. Żądała czegoś, a to ja powinienem to robić. W końcu kto uciekł?
    - Proponuję, abyś przeniosła się do Tobiego. Mało wymagający, sam się odżywia, załatwia swoje potrzeby błyskawicznie, nie będzie ci przeszkadzał. – Zastanawiała się chwilę patrząc mi w oczy, doszukując się haczyka.
    - Nie będę mieszkać z kimś jeszcze gorszym. Otwieraj salę… – Rzekła zmarnowanym tonem, myśląc pewnie, że dobrze zrobiła, nie zgadzając się na przyjęcie mojej propozycji.
    Przez moje plecy przeszedł dreszcz podniecenia. Gdy miałem ponownie zobaczyć tę technikę, miałem ochotę głośno jęknąć z zachwytu. Ściana podnosiła się powoli, ukazując ogromny posąg boga śmierci z wyciągniętymi dłońmi. Pięć złotych oczu wpatrywało się w dal nad naszymi głowami.
    Ona doskonale wiedziała co ma robić. Stanęła na środku sali, składając pieczęcie i czekając na dalszy ciąg szatańskiej operacji. Z jej brzucha wyłoniła się powoli dłoń człowieka, wyglądała jakby była z marmuru, a zaraz za nią wyszło ciało spowite w czarny materiał, szeleszczący przy każdym ruchu. Osoba ta, nie wyższa niż Shichi, niosła na swoich plecach demona, jak mniemam był to Hoko, oczywiście w parokrotnie mniejszym wydaniu. Kobieta, tak przynajmniej myślę, weszła po posągu wbrew prawom grawitacji, a oko przyjęło ją bez problemu, po chwili świecąc złotą poświatą.
    To samo stało się z Ishonade, lecz jego ‘tragarz’ wyglądał inaczej. Był mężczyzną, odziany w szmaty, aczkolwiek jego twarz wyrażała głęboką zadumę, jakby cały czas myślał. Szedł powoli, każdy krok miał przemyślany, a na sam koniec wspiął się do oka, zakańczając tym samym cały proces.
    Shichi padła zmęczona na kolana, dysząc i łapiąc się za kołnierz, jakby to miało pomóc jej oddychać. Zapewne gdyby miała chakrę, wyleczyła by się, ale coś lub ktoś wyssał ją z niej.
    - To przez te jutsu nie masz siły? – Spytałem, łapiąc ją za ramię i podciągając ku górze. Zamruczała coś pod nosem, stając ciężko na ziemi. Zachwiała się na nogach, uśmiechnęła się i podparła się rękoma o kolana.
    - Jutsu samo w sobie nie zużywa żadnej chakry, ale oddanie demona jest większym problemem, choć u mnie i nie to zawiniło… – Odparła zawile, prostując się i ledwo idąc, ruszyła do drzwi.
    - Czyżby ktoś pozbawił cię chakry? – Spytałem, a ona przystanęła na chwilę.
    - Skądże! – Fuknęła, nieumiejętnie ukrywając kłamstwo.
    - Idź do pokoju i odpoczywaj przez tydzień. W tym czasie, nie chcę cię widzieć.
    - Ale ja…
    - Idź! – Krzyknąłem na nią i dopiero wtedy dotarło do niej, że jednak ze mną nie wygra.
Narrator
    Siedział w fotelu, przejeżdżając paznokciem po bordowym obiciu. Założył nogę na nogę i uparcie patrzał się na pomarańczową maskę, która leżała na stoliku. Popijał co jakiś czas czerwone wino ze szklanego kielicha, oblizując zmysłowo wargi. Niesworne, czarne włosy, sięgające do połowy pleców, okalały jego młodą twarz, na której widniał szeroki uśmiech, ukazujący równe, białe zęby.
    Pomieszczenie było mroczne, czarne ściany przytłaczały swą ciężką barwą, nikłe, pomarańczowo-żółte światło oświetlało stół oraz fotele, kryjąc w zupełnych ciemnościach pozostałe części pokoju.
    Drzwi skrzypnęły cicho, a do środka wszedł rudowłosy mężczyzna.
    - Doskonale oboje wiecie, że nienawidzę być pierwszy i nudzić się przez dziesięć minut, czekając na was. Przychodźcie tutaj godzinę wcześniej, wtedy ja, spóźnię się w dobrym stylu. – Odparł czarnowłosy, odkładając na ławę kielich. Uśmiechnął się ponownie, opierając łokcie na ramionach fotela i kładąc brodę na dłonie, przymknął oczy.
    - Wróciła. – Rzekł rudowłosy, spoglądając na drzwi i zupełnie ignorując zaczepną wypowiedź kompana.
    - Wiem, poczekajmy jeszcze na niego, wtedy porozmawiamy. – Ostatnia osoba weszła spokojnym krokiem do pokoju, siadając i zamykając oczy.
    - Przepraszam za spóźnienie, ale ona jest niemożliwa. – Odparł Itachi, przejeżdżając dłonią po twarzy.
    - Dziękuję wam za przybycie. Zwłaszcza tobie Nagato, choć nie mogę powiedzieć, że przybyłeś we własnej osobie. – Czarnowłosy zachichotał, mrużąc oczy, niczym kot. – Chciałbym się dowiedzieć, jaka jest dokładna liczba demonów w naszym posiadaniu.
    - Teraz siedem. Oddała nam dwa, które zebrała podczas ucieczki. Mianowicie Hoko oraz Ishonade. – Rzekł Pein, sącząc powoli wino.
    - Całkiem nieźle… Mam nadzieję, że pomoże nam zdobyć jeszcze dwa, najtrudniejsze do złapania ogoniaste bestie…- W jego głowie rodził się już zupełnie inny plan, jeszcze gorszy i straszliwszy niż dotychczasowy. Ale on jest tu szefem i nie musi nikogo w to wtajemniczać…
    - Po oddaniu demonów była bez chakry, wiesz coś na ten temat? – Spytał rudy, dostrzegając w pół mroku czerwone oczy i szeroki uśmiech, na twarzy mężczyzny siedzącego naprzeciw niego.
    - Wiem. Byłem przy tym. – Odparł, śmiejąc się. – Oczywiście była to Yoshiko, w ramach odsieczy, za jakąś sprawę. Zaczęła z niej wysysać chakrę, a gdy natrafiła na któregoś z demonów, padła na ziemię. Shichi poprosiła Kisame, aby oddał jej trochę chakry, a gdy miała już trochę sił, zaciągnęła blondynkę do jej pokoju. Na prawdę niezły widok.
    - Pamiętasz Madara jaka była umowa. Jeden wybryk i wylatuje. Wybryków było już kilkanaście, a ona nadal jest w Akatsuki. – Rzekł Itachi, patrząc wymownie na czarnowłosego.
    - Nie możemy ot tak wyrzucić Yoshiko. Jej oczy jeszcze się przydadzą, a Shichi nie jest jeszcze gotowa na to, aby je przyjąć.
    - Dlaczego wszystko kręci się wokół Shukketsu? – Spytał Pein, przeczesując włosy palcami.
    - Bo jej kekken genkai spodobało mi się jeszcze bardziej, niż moje. W sumie to nie tylko kekken genkai, słyszałem o niej ostatnimi czasy parę obiecujących rzeczy. Między innymi to, że ukrywała się przez cały czas u Ryuukiego Ryoutaro w Yuuki-gakure. – Odparł Madara, zapalając papierosa i puszczając kółka z dymu.
    - To nie możliwe, żeby ona i Ryoutaro. Przecież on jest jednym z najlepszych medyków! – Krzyknął poddenerwowany Lider.
    - Informacje za późno do ciebie dochodzą. Po drugie, znali się od dzieciństwa, a o to jestem trochę zazdrosny. – Rzekł czarnowłosy, uśmiechając się zawadiacko.
    - Ty jesteś nie szybszy. Chciałem przenieść ją do twojego pokoju, ale po dobroci się nie powiodło. – Powiedział rudy, wypijając jednym haustem wino.
    Ich wieczny spór, wymiana zdań, udowodnienie sobie, kto jest lepszy, trwało od kiedy się poznali. Już pierwszego dnia, nie przypadli sobie do gustu. Madara – wiecznie młody, preferujący wysokie standardy dosłownie wszędzie, zabawny i co najważniejsze, potrafił zniewolić każdą kobietę. Pein – jego zupełne przeciwieństwo. Starzał się i nie miał zupełnie na to wpływu, nie obchodziło go gdzie śpi, ważne żeby było mu ciepło, gburowaty i odpychający.
    Gwoździem do trumny, było to, że Nagato uwielbiał trzymać swoich podwładnych ‘za pyski’. Lubił wzbudzać respekt, być szanowanym, słyszeć szeptane wyzwiska skierowane w jego stronę, wiedział wtedy, że ma ich w garści, że nie mają odwagi nic mu powiedzieć. Czuł się spełniony w Akatsuki. Natomiast Madara, wolał siedzieć w cieniu. Chciał, żeby ktoś inny odwalał za niego brudną robotę, nie miał ochoty grzebać w tonach makulatury, bo stwierdził, że taka praca ogranicza umysł. Lubił za to myśleć o przyszłości. Przecież był nieśmiertelny! Co on będzie robił przez całą wieczność?   
    Czas, przez który oboje gapili się na siebie, wykorzystał Itachi, ucinając sobie krótką drzemkę.
    - Czy Shichi nie sprawiała ostatnio żadnych problemów? – Zapytał Madara, kopiąc lekko śpiącego chłopaka w kostkę.
    - Na twoje nieszczęście była wyjątkowo spokojna, ale czuję, że niedługo coś wywinie. – Odparł Pein, wstając i wychodząc z pomieszczenia.
____________
Proszę bardzo ;d

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz