1 listopada 2009

II. Porozmawiajmy później, dobrze?

Itachi
    Szła przede mną, rozglądając się ciekawsko na boki, jakby miało coś się zmienić przez te trzy lata. Wręcz przeciwnie, ciągle jest tak samo, a nawet gorzej, bo ta cała Yoshiko przejęła inicjatywę i udaje pierwszą damę Akatsuki. Shichi jest dziwna. Gdybym uciekł, nigdy bym nie wrócił, tak samo jak nie wrócę nigdy do Konohy. Biegła teraz na złamanie karku do końca korytarza, gdzie niegdyś był jej pokój, a aktualnie należy do Yoshiko.
    - To nie jest już twój pokój. – Odparłem, otwierając drzwi.
    - Jak to ‘nie jest’?! – Spytała podnosząc głos i mrugając pośpiesznie oczami, szarpnęła mnie za rękaw. Popatrzałem na nią chwilę, a ona burknęła coś pod nosem, wchodząc do pomieszczenia. – Jesteś wredny, Uchiha. I na pewno kiedyś cię pokonam! – Srata-tata. Słyszałem to już od kilku osób i nadal żyję.
    - Weź sobie ręcznik z szafki w łazience. – Powiedziałem, zupełnie ignorując jej wcześniejsze słowa. Słyszałem jak kieruje wymyślne wiązanki przekleństw w moją stronę.
    Jeśli na zebraniu mamy głosować, będę za przyjęciem jej z powrotem. Nie mam ochoty więcej razy oglądać Lidera w tak beznadziejnym stanie. Ileż to razy nasłuchałem się od niego, że nie musielibyśmy tracić trzech dni na wydobycie demona z ciała nosiciela, bo gdyby była ona, wystarczyłoby piętnaście minut i po krzyku. On też tak myśli. Gdy byłem u niego, mawiał wielokrotnie, że Shichi była przydatna, jak nikt inny. Mówił też coś o swoich planach, związanych właśnie z tą dziewczyną i czym prędzej musimy ją znaleźć, bo będzie pociągała za sobą coraz to więcej problemów, o ile już ich nie wniosła do Akatsuki.
    Śpiewała teraz pod prysznicem sprośne piosenki, zaśmiewając się przy tym jak idiotka. Co jakiś czas zadawała mi też jakieś pytanie, na które nawet nie chciało mi się odpowiedzieć, a po drugie nie będę krzyczał. Dochodziła już dziewiętnasta, za kilkanaście minut ma być zebranie, a ona jest nadal nie gotowa. Zerwałem się z łóżka i podszedłem do drzwi od łazienki. Zapukałem, oznajmiając jej, że wchodzę. Wpuściła mnie, wychodząc już zupełnie gotowa.
    - Bałeś się sie, że nie zdążymy? – Spytała, mrużąc oczy. – Raczej się nie spóźniam. – Oznajmiła, uśmiechając się do mnie szeroko. – Jeśli chcesz, możemy już iść.
    - Ty pójdziesz do Lidera. – Odparłem, byłem już znużony jej ciągłą paplaniną. Mam nadzieję, że nie mnie przydzielą ją do przygarnięcia.
Chihiro
    Znowu byłam w wielkiej sali zebrań, gdzie również nic się nie zmieniło. Te same pięknie rzeźbione meble, ten sam obraz za plecami Lidera, te same bordowe ściany, te same twarze wśród zebranych.
    Siedziałam na krześle ramie w ramie z Liderem, skąd mogłam każdego obserwować do woli. Ja, jako jedyna byłam ubrana w swoje ciuchy, reszta była w płaszczach. Niektórzy natarczywie mi się przyglądali, inni mieli odwrócony wzrok. Hidan uparcie obserwował moje piersi, wyobrażając sobie pewnie różne durne scenariusze, ze mną w roli głównej, Tobi nerwowo wystukiwał na blacie melodię jakiejś piosenki. Jego włosy niegdyś krótkie, teraz puszyste i długie, spływały po plecach i ramionach. Yoshiko z zacięciem na twarzy obserwowała każdy mój ruch. Zetsu coś szeptał do swojej drugiej połowy, patrząc na mnie i cicho chichocząc. Kisame uśmiechał się, jakby chciał powiedzieć ‘dobrze, że wróciłaś’. Itachi patrzał w jakąś dal, ponad głową Sasoriego, który siedział w bezruchu, zapatrując się w szklankę wody. Kakuzu miał zamknięte oczy i bujał się na krześle, a Konan, co jakiś czas zadawała mu jakieś pytanie, pewnie bała się, że jej podwładny uśnie. Deidara nie patrzał na mnie, uparcie został przy gapieniu się na twarz Uchihy.
    - Dobrze, nie przedłużajmy więc. Jak widzicie, Shichi z powrotem wróciła na stare szmaty, czyli do Akatsuki. Zrobimy głosowanie, kto jest za przyjęciem jej z powrotem? – Pięć rąk podniosło się w górę, pięć leżało dalej na blacie. – Yoshiko, dlaczego nie chcesz, aby wróciła?
    - Mogła nas zdradzić. Doskonale zna całą okolicę, więc nie byłoby problemu, aby wprowadzić tu ANBU. – Skąd ona bierze takie durne pomysły? Jest jeszcze głupsza od Tobiego.
    - A ty Kakuzu?
    - Kolejne wydatki. Nie mamy takich funduszy, żeby utrzymać kolejną babę.
    - Wypraszam sobie! Wystarczy mi mydło, szampon, pasta do zębów i balsam do ciała! – Odparłam, niepotrzebnie podnosząc głos, bo zostałam zgromiona wzrokiem Lidera.
    - Konan?
    - Zgadzam się, z Yoshiko. – Odparła znudzona.
    - Zetsu? – Ponownie spytał Lider, drapiąc się po czole.   
    - Yoshiko ma rację…Tak, tak, ma rację! – Dwa głosy na raz zaczęły powtarzać i przekrzykiwać się.
    - Spokój! – Ryknął rudy, waląc oburącz w blat, tak, że szklanki zatrzęsły się niebezpiecznie. – Deidara? – Chłopak podniósł leniwie wzrok, wbijając błękitne spojrzenie w moją osobę. Przesycone boleścią, smutkiem i żalem zarazem. Miałam ochotę rozpłynąć się jak niegdyś dym z papierosa, którego paliłam, gdy chwilę potem wyznawał mi miłość.
    - To moja wina. – Szepnęłam do siebie, ale z pewnością usłyszał to Lider, bo pod stołem poklepał mnie po dłoni, dodając tym samym otuchy. Nie wiedziałam, że on jest równie ludzki jak ja.
    Za chwilę miałam usłyszeć jego głos, łzy zbierały mi się w oczach. Chwyciłam szybko szklankę, wypijając zawartość do dna, jakby miało mi to pomóc w otrząśnięciu się z szoku. Co ja tu właściwie robię? Ogarnął mnie nieopisany strach, miałam ochotę krzyczeć, uciec stąd jak najszybciej, ale przed tym wtulić się jak za dawnych czasów w ramiona Deidary i zwiać, czym prędzej do Ryuukiego, wypłakując mu się, jaki to okropny błąd zrobiłam, zostawiając go samego. Blondyn złapał powietrze i zaczął mówić:
    - Porozmawiajmy później, dobrze? – Zwrócił się do mnie, przymykając w tym czasie oczy na dłuższą chwilę. – Nie tylko mogła nas zdradzić, ale nas zdradziła, nie zostawiając po sobie żadnej informacji. – Jego głos się nie zmienił, wydawało mi się, że uśmiecha się do mnie szeroko i zachęca do podbiegnięcia, i wtulenia się.
    - Został tylko mój głos. – Odparł Lider, podnosząc rękę nad głowę. – Sześć głosów przeciwko pięciu. Shichi zostaje. Możecie się rozejść. – Rzekł i jak na zawołanie wszystkie krzesła odsunęły się od blatu.
    - Poczekajcie chwilę! – Podniosła głos Yoshiko, szukając czegoś w wewnętrznej kieszeni płaszcza. Wyjęła kopertę, w której znajdował się mój list. Gniew, jaki mnie ogarnął, mógł przybrać postać dwóch demonów, które aktualnie miałam w sobie.
    - Zabiję cię kurwo! – Ryknęłam i już miałam przeskakiwać przez stół, prosto na blondynkę, gdy Lider złapał mnie w pasie, sadzając z powrotem w krześle. Cała się trzęsłam, bałam się, że potwory zapanują nade mną, rozwalając całą organizację w pył.
    - Pokaż nam, co tak wściekło Shukketsu. – Dziewczyna podała Liderowi list, który przeczytał szybko i podarł, rzucając w blondynkę. – Wypierdalać. Yoshiko, Shichi i Itachi zostają. – Cała nasza czwórka wstała, jakbyśmy mieli szykować się do walki. Pein pochwycił ją za ramiona, potrząsając kilkakrotnie. – Mówiłem, ktokolwiek znajdzie jakąś informację od niej, ma niezwłocznie mi ją przynieść i pokazać! Zapomniałaś, czy trzynaście słów, to dla ciebie zbyt wiele?! Żądam wyjaśnień! – Darł się rudy, a dziewczyna stała niewzruszona, dalej żując gumę. Nie trzymał już jej, bo zbytnio się wyrywała. Patrzała na mnie z chęcią mordu, jakbym to ja była winna temu, że dostaje burę.
    - Dlaczego jeszcze jej bronisz, skoro uciekła? Powinieneś ją zabić na samym wejściu, pewnie nawet by się nie opierała. Dalej jest słabą, nic nieznaczącą, małą dziew… – Rzuciłam się na nią. Pod moim ciężarem, nogi jej się ugięły i runęła na ziemię, uderzając głową o betonową posadzkę. Usiadłam na niej okrakiem i lałam po twarzy ile wlazło, dopóki nie zaczęła kontratakować. Jej twarz zaczęła puchnąć, z mojego łuku brwiowego lała się krew, skapując na jej płaszcz, warga pulsowała, czułam na języku metaliczny smak krwi. Wstałam z niej, otrzepując się i wycierając wierzchem dłoni karminową ciecz, zaczęłam się śmiać.
    - Wyglądasz jak idiotka. – Odparłam pomiędzy salwami śmiechu. Mina Lidera kazała, abym w końcu przestała.
    - Myślę, że sprawa już się rozwiązała. – Odparł Pein, chichrając się pod nosem. – Shichi, będziesz dzielić tymczasowo pokój z Itachim. Rozejść się.
Narrator
    Szła korytarzem, dłonie miała przyłożone do twarzy, przelewając na nią zielono-niebieską chakrę. Krew przestała już lecieć, opuchlizna powoli znikała, siniaki jakby rozpływały na skórze.
    Czuła, że ktoś ją śledzi. Przyśpieszyła kroku, niemalże potykając się o własne nogi, a cichy tupot, nie dawał za wygraną. Gonił ją uparcie, prawie depcząc po piętach. Obróciła się gwałtownie, uderzając nosem, o tors nieznajomego.
    - Kurwa mać! – Zaklęła, łapiąc się za obolałe miejsce. – Tobi, do cholery patrz jak łazisz! Jeszcze raz ktoś mnie uderzy, a zwariuję! – Chłopak przygarbił się, dłonie ukrył w szyi, pociągając głośno nosem. – O jeny, Tobi, nie becz, nic się nie stało. – Tak, Shichi zdecydowanie bała się płaczu, każdego, tylko nie swojego.
    - Nee-san, nie będzie już krzyczeć? – Upewnił się, prostując swoje ciało jak strunę.
    - Nie będę. – Utwierdziła go w przekonaniu, lecząc obolałe miejsce. – Dlaczego mnie śledziłeś? – Spytała, opuszczając ręce wzdłuż ciała i ukazując w całej okazałości zakrwawioną twarz. Biedny chłopak o mało nie udławił się powietrzem, widząc takie monstrum.
    - Potwór!!! – Wydarł się, wypłaszając narwaną płeć męską z pokojów. Chęć spuszczenia łomotu biednemu chłopakowi była tak wielka, że Hidan, Kisame, Kakuzu oraz Deidara, nawet nie zwrócili uwagi na owo monstrum, lecz pobiegli wprost na wrzeszczącego wniebogłosy Tobiego.
    - Uspokójcie się! – Ryknęła Shichi, wycierając w biegu twarz, rozmazując tylko czerwoną ciecz. Chłopiec wykorzystując sytuację uciekł, a trójka mężczyzn, mierzyła wzrokiem dziewczynę. Hidan roześmiał się jako pierwszy potem kolejno zawtórował mu Deidara, Kisame oraz Kakuzu. – I czego się śmiejecie?!
    - Itachi cię tak sprał? – Spytał Hidan, zakrywając usta dłonią.
    - Nie. – Odpowiedziała krótko, patrząc wyzywająco w oczy białowłosego. – Biłam się z twoją Yoshiko. – Z ich ust zniknęły wredne uśmieszki, dyskretnie dawali znaki Shichi, że ktoś stoi za jej plecami.
    - Może to powtórzymy? – Łagodny głos blondynki przeciął powietrze niczym strzała. – Tym razem, z moimi zasadami. – Roześmiała się głośno. Nie tylko tęczówki, ale i całe oko przybrało czarną barwę. – Yuramegan. – Nagle Shichi nie czuła już chakry nikogo z zebranych, a sama jakby opadała z sił, zapewne blondynka miała z tym coś wspólnego.
    - Nie radzę zabierać mi całej chakry. – Odpowiedziała, opierając się o ścianę.
    - Dlaczego? Co może mi się stać? – Spytała Yoshiko, patrząc ukradkiem na resztę zebranych.
    - Bo zniszczysz się swoją własną bronią. – Dziewczyna czuła, że stoi już ostatkami swoich sił. – Kisame, oddaj mi część swojej chakry, inaczej stanie się coś jeszcze gorszego niż śmierć Yoshiko.
________
Tak jak obiecywałam, rozdział pojawił sie 1 listopada. Jeszcze dam wam sondę:
Ile ma ukazywać się rozdziałów w ciągu miesiąca?
Proszę o odpowiedzi i pozdrawiam serdecznie,
wasza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz