5 lipca 2009

X. Nie dotykaj mnie!

Deidara
    Szukałem teraz Uchihy, który zapewne tańczył już z setną kobietą tego wieczoru. Stojąc w tłumie, obserwowałem wszystkich ludzi. Jesteśmy wyjątkowo okropnymi stworzeniami. Bezdusznymi, myślącymi tylko o sobie, a patrząc na Itachiego, który wyłaniał się z tłumu, wyjątkowo pasowało mi to określenie. Udawał szczęśliwego, uradowanego tym, że obraca już kolejną pannę, śmiejącego się razem z nimi, wysłuchując już kolejnego komplementu, wcale nie oryginalnego. Ukrył swoją prawdziwą naturę, ukazując tylko kłamstwo. Przecisnąłem się przez tłum i łapiąc go za ramię, pociągnąłem za sobą. Obrócił się gwałtownie, patrząc na mnie hebanowymi oczami, które nagle rozszerzyły się. Teraz on przejął inicjatywę i ruszył do przodu, ciągnąc mnie w odległy kąt sali.
    – W co ty grasz, Deidara? – Spytał, zabawnie mrużąc oczy.
    – Przyszedłem pomóc w misji. – Uśmiechnąłem się szeroko, a on prychnął zdenerwowany.
    – Poradziłbym sobie i bez ciebie. Będziesz tylko przeszkadzał. -  Powiedział to tak, jakbym był małym dzieckiem. Chwyciłem go za kołnierz, przyciągając ku sobie.
    – Mnie tez nie podoba się fakt, że muszę dzielić z tobą pole walki Uchiha, ale chyba możemy wstrzymać broń na ten stosunkowo krótki czas. – Wyrwał się z uścisku i prychając pod nosem odrzekł.
    – Myślę, że mogę się nad tym zastanowić.
    – Ona zaciągnęła go już do pokoju. Można działać. – Rzekłem, obracając się na pięcie. Nie dłużej niż piętnaście minut, a usłyszałem pierwsze piski. Po chwili krew lała się strumieniami, gwałtowne wybuchy rozrywały bębenki, ludzie uciekali jak szczury do wyjścia. Cudowny zapach śmierci unosił się w powietrzu. Był zdecydowanie cięższy niż każdy inny, dla niektórych wręcz nie do zniesienia, za to mnie niezmiernie się podobał. Pachniał jak świeżo zerwane źdźbło trawy, jak stara księga, porośnięta grubą warstwą kurzu, jak wiosenne promyki słońca, jak skóra młodej kobiety o poranku. Śmierć była czymś miłym, choć sam niechętnie bym umarł. Deidara Douhito, jesteś szaleńcem, myśląc że śmierć jest przyjemna.
Narrator
    Siedziała skulona na łóżku, nadal pamiętała każde zdarzenie na misji. Cały czas przywracała w myślach szalone spojrzenie Teburiego, gdy zrywał z niej suknię i wpił się w jej wargi, pośpiesznie wyszukując zapięcia stanika. Drugą ręką, próbował pozbawić ją majtek. Zamknął tylko drzwi i opierając ją o ścianę, bezskutecznie próbował zaspokoić swoje żądze seksualne. Nie słuchał co miała mu do powiedzenia, nie interesowało go to zbytnio. Postanowił ciągnąć ten ‘niewinny romansik’, aż do zlikwidowania Akatsuki, a potem  brutalnie ją rzucić. Gdy dotknął delikatnie wakizashi, które miała przy nodze, zapytał po co je nosi przy sobie. Ona odparła, że kobieta musi się jakoś obronić. Szybko pozbył się broni, rzucając ją obok siebie. Wtem nastąpił wybuch. Oderwał się od niej i wyjrzał na korytarz. Nie wahała się ani chwili. Podniosła mieczyk i wbiła mu go w prawe płuco. Krew trysnęła na jej nogi i brzuch. Wystraszona odskoczyła. Wtedy usłyszała ogromny pisk w swojej głowie. Demon. Czteroogoniasty Yonbi, mógł się objawić, a ona zupełnie zdezorientowana obsunęła się na podłogę. Mężczyzna resztkami sił wyrwał broń z klatki piersiowej i wbił jej w udo. Jęknęła cicho i widziała jak jego oczy robią się zupełnie puste. Umarł. Roztrzęsiona ubrała stanik, który został rzucony w kąt i narzuciła na siebie jego poplamioną krwią koszulę. Ponowna fala pisków demona, niemalże rozrywała jej głowę. Wstała i od tego momentu nic nie pamiętała. Oprzytomniała dopiero wtedy, gdy Lider poklepał ją po plecach i szepnął : ‘Dobra robota, Shichi. Idź do pokoju i prześpij się.’ Jak jej kazał, tak zrobiła. Przespała cały dzień, wzięła prysznic i z powrotem usadowiła się na łóżku. Rana wyglądała okropnie, ledwo mogła chodzić. Zaczęła ją leczyć. Rozdarcie powoli się zasklepiało, przynosząc jej ogromną ulgę. Oddychała głośno, maksymalnie skupiając się na uleczaniu. Chciała iśc do Lidera, bo jedynie on wydawał jej się na tyle pomocny, aby przypomnieć jej co działo się gdy nie była sobą. Obok niej, równo złożony, leżał płaszcz Deidary, który zapewne jej narzucił na ramiona, widząc że jest półnaga. Musi mu go oddać. Nie patrząc nawet która jest godzina, ruszyła do gabinetu Lidera.
Chihiro
    Zapukałam cicho, bojąc się jakiejś dziwnej reakcji z jego strony. Lider był nieobliczalny i każdy to wiedział. Czekałam dłuższą chwilę na odpowiedź, aż w końcu drzwi przede mną gwałtownie się otworzyły.
    – Czy wiesz która jest godzina, Shukketsu? – Rzekł Lider, patrząc na mnie z góry.
    – Niestety nie. – Odparłam, spuszczając wzrok.
    – Więc ci powiem. Jest trzecia trzydzieści. Normalni ludzie, śpią o tej porze.
    – Czyli my nie jesteśmy normalni? – Spytałam i byłam gotowa na potężny prawy sierpowy, bądź lewy prosty.
    – Nie irytuj mnie do cholery. Po coś przyszła? – Spytał opryskliwie i wszedł w głąb swojego gabinetu.  Weszłam za nim i usiadłam na krześle.
    – Bo ja nic nie pamiętam od momentu, gdy Yonbi zaczął mnie wołać. – Spojrzał na mnie spod rzęs, z głową opartą na dłoniach. Nabrał głośno powietrza w płuca i wypuścił je z cichym mruknięciem.
    – Wiedziałem, że będę miał z tobą problemy. – Przejechał dłonią po twarzy i z powrotem patrzał na mnie tym dziwnym wzrokiem. – Dlaczego Yonbi cię wołał?
    – Bo zabiłam jego nosiciela, a gdy jinchuuriku umiera, demon może go uleczyć, umrzeć razem z nim bądź wydostać się z ciała.
    – Niestety nie, moja droga. Może również na pewien czas przenieść się do twojego ciała. Nie wiem czy słyszałaś kiedyś o tym, ale twój klan ma między innymi taką dziwną zdolność. – Uśmiechnął się wrednie i samym spojrzeniem, kazał mi wyjść.
Deidara
    Tak szczerze mówiąc, nie spałem przez całą noc. Myślałem, sam niewiedząc o czym. A może nie chcę się przyznać przed samym sobą o czym myślałem, co mój umysł ciągle przywoływał przed moje oczy? Tak, myślę, że wstydzę sie sam siebie. Na prawdę zaczynam bać się swoich myśli. Za kwadrans czwarta. Rozległo się pukanie. Nie chciało mi się wstawać, mruknąłem cicho, a do pokoju weszła Chihiro.
    – Mogę? – Spytała, trzymając coś za sobą.
    – Oczywiście. – Odpowiedziałem, a ona weszła w głąb pomieszczenia, siadając na brzegu łóżka. Patrzała chwilę na ścianę i podała mi mój płaszcz, którym nakryłem ją, gdy była w samej bieliźnie.
    – Mogę cię o coś spytać?
    – Wal. – Albo mi się wydawało, albo zrobiła się znacznie cichsza, niż dotychczas była. Mało rozmowna, wręcz powściągliwa.
    – Czy ja zachowywałam się jakoś dziwnie po zabiciu Teburiego? – Nie spodziewałem sie takiego pytania.
    – To znaczy jaka? – Usiadłem obok niej, a ona odwróciła głowę w drugą stronę. -  Powinnaś sama wiedzieć, przecież nie masz sklerozy.
    – Deidara, o to chodzi, że zapomniałam wszystkiego co działo się od momentu gdy zabiłam Teburiego! Z tego transu wyrwał mnie dotyk Lidera. To odpowiesz mi? – Siedzieliśmy w ciszy dłuższą chwilę, kiedy w końcu zebrałem odpowiednie słowa.
    – Oprócz tego, że ciągnęłaś za włosy jinchuuriku, zachowywałaś się normalnie.
    – Dzięki. Pójdę już. – Wstała z łóżka. chciałem ją jeszcze o coś zapytać. Chwyciłem ją za dłoń, którą wyrwała w błyskawicznym tempie. – Nie dotykaj mnie! – Ryknęła, a w jej oczach zbierały się łzy.
    – Uspokój się! – Odkrzyknąłem, unosząc ręce w górę, na znak, że nic jej nie zrobię. – Co cię napadło? – Spytałem spokojnie, klepiąc miejsce obok mnie. Nie usiadła, tylko patrzała na mnie, starając się nie płakać.
    – Nie chcę ci o tym mówić. – Złapałem ją za obydwie dłonie, a z jej oczu popłynęły łzy.
    – Co się dzieje? – Spytałem, a ona nie próbowała już się wyrwać. Usiadła obok mnie, wycierając łzy ramieniem. – Powiesz w końcu?
    – Co chcesz kurwa wiedzieć?! – Wydarła się ponownie i nowa fala łez zalała jej rumiane policzki. – To że brzydzę się dotyku mężczyzn? – Odwróciła wzrok na ścianę, próbując złapać oddech. – Puścisz mnie?
    – Nie. Nie puszczę cię. Wcześniej się nie brzydziłaś, jak dotykał cię Uchiha czy Hidan. Dobrze wiesz że nic ci nie zrobię. – Puściłem jej dłonie, przyciągnąłem do siebie i wtuliłem w mój tors.
    – Deidara, jesteś na prawdę okrutny. – Objęła mnie swymi ramionami, przyprawiając tym samym o gęsią skórkę.
Pein
    Naprzeciw mnie stała czarnooka blondynka. Patrzała na mnie dziwnie, żując ostentacyjnie gumę, przytupywała butem, jakby to pomagało jej się skupić. Miała osiemnaście lat, choć z zachowania bardziej przypominała dwunastolatkę. Ubrana w płaszcz Akatsuki, zdążyła już rozpruć kieszeń i wyrwać dwa guziki. Niższa ode mnie o półtorej głowy osóbka, o cholernie ciężkim charakterze, miała za chwilę przystąpić w moje skromne szeregi. Dotknęła mojej twarzy, przyprawiając mnie od razu do białej gorączki. Chwyciłem ją za nadgarstek, który mocno ścisnąłem.
    – Zdurniałeś? – Wrzasnęła, wyszarpując się mi.
    – Na twoje nieszczęście, nie. – Odrzekłem. Jak coś tak durnego, może mieć w swoim posiadaniu tak ogromne kekkei genkai? – Pamiętaj. Jesteś tu tylko ze względu na swoją moc. Szczerze cię nienawidzę i wkurwiasz mnie niezmiernie, ale nie ukrywajmy, oboje jesteśmy sobie potrzebni. Gdyby nie ja, umarłabyś już dawno. Pamiętaj. Jeden wybryk, jedna skarga na ciebie ze strony kogokolwiek z Akatsuki, a automatycznie zostajesz zabita, lecz przed tym, twoje dojutsu przejmie ktoś z organizacji. Rozumiemy się?
    – Tak. – Nadal masowała swój nadgarstek. Wprowadziłem ją do sali, gdzie zawsze się spotykaliśmy na narady. Usiadłem na krześle a ona stała przy oparciu. Oczy wszystkich zwrócone ku niej, wyrażały dezaprobatę. Zrobiła kilka balonów, które pękły z hukiem, strasząc przy tym Shukketsu, która siedziała po prawej stronie Deidary.
    – Uspokój się. – Warknąłem, a ona uśmiechnęła się głupkowato. – Jak zapewne się domyślacie, będziemy mieć nowego członka. Choć ostatnimi czasy do organizacji doszła nowa osoba, jedna też uciekła. Potrzebna nam siła. Oto Yoshiko Hideki z Ame-gakure. Zapoznajcie się z nią. Tobi, będziesz z nią w drużynie. to na tyle.
Narrator
    Gdy Lider wyszedł, większość skupiła się w kolo świeżo przybyłej dziewczyny. Chihiro siedziała na krześle, przypatrując się temu, co każdy po kolei oferuje pięknej blondynce. Na nowo wróciły jej humorki i wredny charakter dawał się we znaki. Uchiha siedział na przeciwko niej, wpatrując się w ścianę. Zupełnie nie zwracał uwagi na cały zgiełk który zapanował w koło Yoshiko. Kisame przysiadł się obok brunetki próbując nawiązać jakąś rozmowę. Na to wyglądało, ze arogancka dziewczyna niezbyt go interesuje i nieszczególnie ma ochotę ja poznawać.
    – Co, nie jesteś już nowicjuszką. – Rzekł i popatrzał ukradkiem na Itachiego.
    – Z twojego pytania wynika, że mam nad tym ubolewać, tak?
    – Przecież cała uwaga skupia się właśnie na niej, a nie na tobie. Kobiety lubią być w centrum uwagi mężczyzn. – Powiedział i wykonał dziwny gest ręką, na znak że udaje damę.
    – Najwidoczniej jestem facetem. Nie lubię być przez nich oblegana. – Kisame uśmiechnął się kwaśno, najwyraźniej został zbity z tropu.
    – Czemu nie pójdziesz się zapoznać?
    – Jak ktoś będzie chciał mnie poznać, podejdzie do mnie, tak jak ty stary. – Uśmiechnęła się i poklepała go po ramieniu. Wyjęła z kieszeni paczkę papierosów i poczęstowała go jednym. Odmówił, a ona odpaliła jednego. Po sali rozszedł się zapach dymu. Nagle wszyscy ucichli i spojrzeli w stronę Chihiro. – Co jest? – Spytała zdziwiona. – Chce ktoś papierosa? – Z trudem przeszło jej to przez gardło, a niebiesko-skóry widząc, że niezmiernie jej głupio mówić te słowa, zarechotał się pod nosem.
    – Palisz te same papierosy co ja! – Wrzasnęła Yoshiko i podbiegła do osłupiałej Shukketsu.
    – To Hidana. – Wyjąkała, rzucając papierosy w jego stronę. Osłupiała wgapiała się w dziewczynę, która usiadła na stole, tuż obok niej.
    – Oh, to już nie ważne. Jesteś jedną z dwóch dziewczyn w Akatsuki, tak? Powiedź mi, jak tu się żyje? Oni są dla ciebie mili? Bo wiesz…Nie którzy mogą być zboczeni albo coś…- Chihiro zatkała jej usta dłonią. Spojrzała na nią spod rzęs i rzekła.
    – Oni są mili, gdy ty jesteś miła i posłuszna. Proste. Zasady jak w burdelu. – Skończyła przemowę, dotykając nosem jej policzka. Kątem oka widziała jak połowa zebranych spojrzała na nią dziwnie, niektórzy wręcz z wypiekami na policzkach czekali na ciąg dalszy, licząc na bardziej erotyczne zakończenie. Brunetka cofnęła się o krok i popatrzała na twarze zebranych. – Wasze miny są warte każdego durnego wybryku. – Uśmiechnęła się zalotnie i wyszła z sali. Nikt nie zwracał już uwagi na rozgadaną Yoshiko.
     – Ta to dopiero ma charakterek. – Wyrwało się Hidanowi który wyjął papierosa z paczki.
    – Jak ona się nazywa? – Spytała blondynka Uchihę, który siedział przed nią.
    – Chihiro Shukketsu. – Odrzekł Kisame, wyręczając Itachiego, który i tak był już wystarczająco zdegustowany zachowaniem nowej.
    – Musze ją koniecznie lepiej poznać. – Klasnęła energicznie w dłonie i wybiegła na korytarz, próbując dogonić Chihiro.
Chihiro
    Kroki coraz głośniejsze, dochodziły do moich uszu. Nagle monotonne dźwięki, przerwał niesamowicie głośny krzyk.  
    – Poczekaj! – Yoshiko. Obróciłam się błyskawicznie a jej policzek musnęły końcówki moich włosów.
    – Czego chcesz? – Odparłam chłodno. Nie wiem czemu, ale z dnia na dzień, robię się coraz bardziej zatwardziała i nieczuła.
    – Po prostu chcę cię lepiej poznać.
    – Dobrze. Odpowiem ci na wszystkie pytania, a później pójdziesz do siebie, zostawiając mnie w spokoju. Zgadzasz się?
    – Tak!
    – Więc chodźmy do mnie. – Rzekłam i ruszyłyśmy w stronę mojego pokoju. Przez całą drogę była cicho, dopiero gdy otwierałam pokój, zaczęła gadać jak najęta.
    – Od kiedy tu jesteś?
    – Myślę że około trzech miesięcy. – Powiedziałam i rzuciłam się na łóżko, a ona obok mnie.
    – Ile masz lat?
    – Siedemnaście. Drugiego lutego trzaśnie osiemnastka.
    – Ja sześć miesięcy temu obchodziłam osiemnastkę. – Powiedziała, była wyraźnie uradowana faktem, że jest starsza ode mnie.
    – Czy jest tu ktoś dla ciebie bliski? – Tym pytaniem mnie zabiła. Mam jej powiedzieć co czuję do każdego z nich? Że Uchiha napawa mnie przerażeniem, a Hidan i Deidara to najlepsi przyjaciele jakich mam? Że Kisame tak na zdrowy rozum poznałam dopiero dziś, a Sasori to osoba która uratowała mi życie? O Liderze wolałam się nie wypowiadać. A nóż przechodziłby koło drzwi? – Więc?
    – Tak. Mam tu bardzo bliskie mi osoby. – Miałam nadzieję, że taka odpowiedź ją usatysfakcjonuje.
    – Masz tutaj dużo przystojnych facetów pod ręką. Choćby ten srebrnowłosy chłopaczek. Albo ten blondyn. – Rzekła z rozmarzeniem w głosie. – Nie masz przypadkiem żadnego na oku?
    – Oczywiście że nie! – Niemalże wykrzyczałam te trzy słowa, a ona rozbawiona, ciągnęła dalej.
    – Więc nie będziesz zła, jeśli któregoś ci podprowadzę?
    – No co ty! – Odpowiedziałam jej z rozbawieniem, a ona zerwała się z łóżka, ucałowała mój policzek i wyszła z pokoju, puszczając hałaśliwe balony. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że mówiąc ‘no co ty’, dając jej tym samym wolną rękę, nabawię się tylu przykrości z jej strony.
_________
Początek bardzo mi się podobał, z końcówką już trochę gorzej. Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam, że spieprzyłam całą notkę, hę? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz