Narrator
Oboje spali w innych pokojach i chociaż nie rozmawiali ze sobą od zakwaterowania w dziwnej posiadłości, czuli dokładnie to samo. Lata pobytu w Akatsuki wyrobiły w nich uczucie ,,szóstego zmysłu' względem organizacji. Mieli przeczucie, że na dniach stanie się tam coś bardzo dziwnego i zupełnie niespodziewanego.
Spotkali się dopiero przy wspólnym posiłku, mogąc spokojnie porozmawiać. Jedli skromnie, ale dużo, jakby miał to być ich ostatni posiłek w życiu.
- Jutro wyruszam załatwić parę spraw, chciałbym, żebyś nie opuszczała tego budynku. Nikt nie może ciebie zobaczyć przez kilka najbliższych tygodni.
- Co chcesz zrobić? - zapytała niby od niechcenia, ale Itachi wyczuł w jej głosie obawę.
- Będę stopniowo zacierał ślad po twoim istnieniu, aż w końcu zakwateruję ciebie w jakiejś wiosce i będziesz mogła ułożyć sobie na nowo życie.
- Wiesz, że nie musisz tego robić...- odparła z rezygnacją w głosie, opuszczając dłoń na blat. Patrzyła na niego zdegustowana, jakby powiedział coś nieprzyzwoitego. Uśmiechnął się lekko, trochę boleśnie, przeczesując włosy. Nie odpowiedział, nie starał się nawet szukać odpowiedzi, mimika jego twarzy mówiła wszystko. Shichi westchnęła głośno, podejmując kolejną próbę przekonania Uchihy do swoich racji:
- Jesteś już zdrowy, postaraj zająć się sobą. Nie ukrywam, że schlebia mi twoje zaangażowanie, ale jestem już duża i poradzę sobie w tym wielkim, złym świecie - Itachi jak za dawnych czasów, przybrał nieugięty i poważny wyraz twarzy, zbijając Shukketsu z pantałyku.
- Właśnie dlatego, że mnie wyleczyłaś, że uwierzyłaś w to co mówię, chcę się tobie odwdzięczyć w taki, a nie inny sposób. Ja ciebie nie prosiłem o te przysługi, skończyłem temat - odparł twardo, ucinając dyskusję. Shichi nawet nie odważyła się podejmować jej ponownie.
Itachi wstał od stolika, zbierając półmiski i wyszedł z jadalni.
- No pięknie to załatwiłaś - Shukketsu mruknęła do siebie, nie wstając od blatu.
Gdy w ciemnym lesie pojawili się oni, działy się różne dziwne rzeczy. Wiatr nagle się uspokajał, księżyc wychodził zza chmur, oświetlając im drogę, to wszystko ubarwione jeszcze wyciem wilków. Kto znajdował się blisko i widział ich w tamtym momencie, na myśli miał tylko jedno: demony z zaświatów. Oni jednak widzieli to nieco inaczej, a raczej w ogóle nie zwracali na to uwagi.
Kakuzu cały czas zastanawiał się, dlaczego nie wybrał się na poszukiwania sam, a co ważniejsze, czemu nie skorzystał z kuszącej propozycji Konan opuszczenia Akatsuki. Jeśli chodzi o trop złapania Uchihy i Shukketsu, miałby ich prawdopodobnie w garści jakieś dwie godziny temu. Tracił czas idąc z Hidanem (odjął przez niego równe dwa dni), tracił czas wykonując rozkazy Konan (odjął dwanaście godzin, dodatkowo podążanie szlakiem, który wyznaczyła granatowa dziwka - co najmniej jeden dzień). Przez te kilka dni, które stracił, znalezienie ich graniczyło z cudem, a pieniądze, które mógł zdobyć za zgarnięcie pary żywej, tak bardzo go kusiły, że nie mógł myśleć o niczym innym.
Hidan z kolei nie myślał o niczym konkretnym. Nie za bardzo przejmował się zmianą Lidera, zapomniał już dawno o jakiejś niebotycznej nagrodzie za żywych kolegów po fachu, miał gdzieś wykonywanie misji, jedyne na czym można było powiedzieć, że się skupia, to to, jak powie Liderowi o tym, że Shukketsu jest ,,trochę'' obolała w miejscach intymnych... Napalał się na myśl o jej biuście i krągłych biodrach, które pewnie mogły zdziałać cuda, gdy rytmicznie się poruszały, rozmyślał o ustach, pośladkach, jękach, aż w końcu przypomniał sobie, że tam jeszcze jest ten palant Uchiha.
- Kurwa! - krzyknął Hidan, kopiąc powietrze i dalej zatapiając się w perwersyjnych myślach. Kakuzu spojrzał na niego z ukosa, nawet nie mając zamiaru pytać go, co go tak sfrustrowało. Stwierdził, że kolejnej dawki kretynizmu nie byłby w stanie przyjąć ze spokojem wypisanym nie tylko na twarzy. - Oi, Kakuzu! A jeśli zabiłbym Itachiego? - Kakuzu aż przystanął, nie mogąc wyjść z podziwu, że taki idiota dalej dziarsko maszeruje po tym świecie i w dodatku jest nieśmiertelny! Wziął dwa głębokie oddechy, żeby przypadkiem ,,niechcący'' nie przebić mu serca i z trzęsącym się głosem odpowiedział:
- Ty chyba nie rozumiesz jednej ważnej rzeczy. W obu przypadkach mają być żywi. Wiesz co to znaczy? To znaczy, że mają się poruszać i myśleć bez żadnej pomocy. Bez pomocy niczego! Sami, o własnych siłach. - Hidan spojrzał na niego, mrużąc oczy. Chociaż według Kakuzu był on największym kretynem pod słońcem i księżycem również, miał przebłyski inteligencji, gdy przestawiał tryb myślenia z ,,penis'' na ,,mózg''.
- Jak ,,w obu przypadkach''? Akurat wyobraź sobie, że słuchałem Konan i nie było żadnego innego przypadku. - Kakuzu chwycił go błyskawicznie pod szyję i uniósł nieco do góry, wbijając wściekły wzrok w spokojną twarz Hidana.
- Ja tobie pomogłem. Chciałeś zabić Madarę, oto jest! Nie żyje! Miałeś dać mi za to jakąś sumę, prawda? Ja nie zapominam o takich rzeczach - wysyczał w twarz białowłosego, odrzucając go na pobliskie drzewo. Hidan otrzepał płaszcz i popatrzył wrogo na Kakuzu.
- Chcesz żebym pomógł ci z nimi się uporać i wrzucić ich na czarny rynek?
- Odbić ich i zaprowadzić do Akatsuki, nie zapominaj o wypełnieniu misji. Dostaniesz sumę za Shichi.
- Nie potrzebuję pieniędzy. Jestem hedonistą. Pomogę ci, stary dziadu! - Hidan uśmiechnął się szeroko, klepiąc go po plecach. Kakuzu nie za bardzo zrozumiał podejście chłopaka. Być hedonistą i nie chcieć pieniędzy... Nie pierwszy raz spotkał się jednak z głupotą Hidana i absolutnie nie zdziwiła go jego decyzja.
Sasori
Wkraczałem z Sasuke do Ame-gakure. Byliśmy tam umówieni na spotkanie z Ryoutaro, żeby omówić ostateczny plan usunięcia Akatsuki raz na zawsze. Wiedziałem, że każdy chce zrobić co innego. Ja chciałem tylko Deidarę, przy okazji Sasuke zabije Shichi, choć z pewnością Ryuuki będzie chciał ją uratować. Sasuke chce zabić Itachiego, może Ryoutaro ma jakąś armię w zanadrzu, głupio wpaść do Akatsuki we trójkę i próbować nieudolnie ich wybić.
Uchiha nie odstępował mnie na krok, dreptał za mną jak pies. Z początku było to frustrujące, po dłuższym zastanowieniu zaczęło mi schlebiać. Spojrzałem na niego, a on obserwował bacznie drapacze chmur z których słynęło Ame. Widziałem, jak pytanie ciśnie mu się na usta, ale chyba nie pałał do mnie aż TAKĄ sympatią, żeby wypowiedzieć to głośno.
- Słucham, przecież widzę, że chcesz coś powiedzieć. - Starałem się mu pomóc, a on tylko zgromił mnie wściekłym wzrokiem. Zaśmiałem się pod nosem i odwróciłem głowę, nie przejmując się tym nieznośnym smarkaczem. Dałem mu dwie minuty.
Po czterdziestu siedmiu sekundach podjął:
- Te budynki są bardzo wysokie... - Brawo! Błyskotliwe spostrzeżenia! Ciekawe czym jeszcze zaskoczy mnie młody geniusz! Nie chciałem jednak być zgryźliwym i nie skwitowałem tej głupiej wypowiedzi, czekając na dalszy ciąg bezsensownego wietrzenia ust Sasuke.
- Czy lider Akatsuki nie kontroluje całej wioski z góry? - Zatrzymałem się na te słowa.
- Sasuke, pod latarnią najciemniej. Ileż to razy śmieszna Konoha padała ofiarą wojen, bo wszystko działo się tuż pod nosem władz? Choćby ostatni atak Orochimaru...Żeby być na tyle bezczelnym i przystąpić do egzaminu na chunnina...
- Obiecuję ci, że kiedyś ciebie zabiję...- wyburczał Sasuke pod nosem, mijając mnie i lekko szturchając w bark. Szedł przed siebie pewnym krokiem, nie oglądając się. Gówniarz był na tyle pewny siebie, że nie zwracał na mnie uwagi, więc skręciłem w pierwszą lepszą uliczkę, aby tylko go zgubić. W ogóle nie był mi potrzebny, a w tamtym momencie pomyślałem, że nasza współpraca właśnie dobiegła końca. Jakże mocno się myliłem...
Lawirując pomiędzy plątaniną budynków, znalazłem się w pustej uliczce sam na sam z rzędem latarni. Nagle, usłyszałem jak ktoś wpada na tę samą uliczkę i o dziwo, zbliża się do mnie.
- Zdurniałeś, co?! - wrzasnął na mnie młody Uchiha, wymachując mi szaleńczo przez nosem kataną. Wyminąłem go, tak jak on mnie, szturchając go barkiem. - Jesteś głuchy?! - Chwycił mnie za przedramię obracając w swoją stronę. Może i był wyższy o te pięć centymetrów, ale ja nie dam sobie w kaszę dmuchać!
Popatrzyłem na niego martwym wzrokiem, rozluźniając się na tyle, aby pomyślał, że mu uległem. Podjąłem jakże irytujący dialog:
- Znamy się? - Młody błyskawicznie zrobił idiotyczną minę. Zdezorientowany i zszokowany, ruszał ustami, chcąc coś powiedzieć. Po chwili opanował się, zmrużył powieki i tym morderczym spojrzeniem próbował mnie wystraszyć.
- Wiem o co ci chodzi, wapniaku. Chodzi ci o moją groźbę, tak? Twój honor, tak? Ze sobie poszedłem, tak? To jeśli aż tak bardzo zależy ci na tym, żebym chodził za tobą jak cień, będę to robił, będę kurwa posłuszny.
- Świetnie, w przeciągu kilkudziesięciu sekund powinien pojawić się tutaj Ryoutaro. - Sasuke tylko głośno prychnął, ukazując swoje zniesmaczenie. Schował katanę do pochwy, a zza rogu wyłonił się jakiś człowiek. Mężczyzna, niestety nie Ryoutaro. Długie, proste blond włosy okalały jego twarz. Na oko miał jakieś trzydzieści lat i szerokie barki. Czyli był ninja. Nie za bardzo mnie on w tej chwili interesował, Ryoutaro się spóźniał, a doskonale wiedział, że tego nienawidzę.
- Sasori-san, Sasuke-kun, proszę za mną, zaprowadzę was do Ryuukiego-san - powiedział blondyn, obracając się na pięcie, czekając aż zrównamy z nim krok.
Ryoutaro ukrywał się w opuszczonym mieszkaniu na przedmieściach Ame. I nie ukrywał się tam sam. Był rudy gnojek, nawet nie dawał wrażenia silnego, były dwie kobiety, one z kolei swej siły nie ukrywały, Ryoutaro i tajemniczy blondyn. Sasuke mierzył każdego morderczym spojrzeniem, a ja spokojnie usiadłem na zakurzonym krześle.
- Witam was, moi drodzy! To już wszyscy jak widzę, więc czas się lepiej poznać - zaczął Ryoutaro, wskazując na dwie kobiety. - Przedstawiam wam blondwłosą piękność Shizukę Tsurę i nie mniej piękną niebieskowłosą Hakuri Yuutsu. Obie władają doskonale lodem, co więcej Hakuri była posiadaczką Hoko - pięcioogoniastego demona. - Kobiety nie odzywały się, skinęły tylko lekko głowami. Ta niebieska była jednak jakaś dziwna...Wtulona w blondynkę uśmiechała się szeroko, jakby była na obozie dla geninów.
- Tutaj, po mojej prawej, znamienity wojownik i wyławiacz demonów Kamihi Shukketsu. - Popatrzyłem na Ryoutrao jak na kretyna. Z tego rodu została tylko Shichi!
- To chyba jakiś ponury żart, albo się przesłyszałem - odparłem spokojnie, kwaśno się uśmiechając, a Sasuke obrzucił mnie pytającym wzrokiem.
- Och, przestań tak patrzeć! - Ryoutaro wybuchł śmiechem. - Przyprowadziłeś ze sobą żywy dowód na to, że nawet z największych maskar rodów ocali się ich jakaś cząstka i mówisz mi, że nie wierzysz w takie sytuacje...
- Słuchaj mnie. Nie spoufalaj się gnojku - burknąłem do niego, zakładając nogę na nogę. - Oficjalna wersja mówi, że z rodu Shukketsu nikt nie przeżył, my wiemy jednak, że Shichi żyje. Z kolei, z całym szacunkiem, Kamihi..? Nigdy o nim nie słyszałem! I nie porównuj młodego Uchihy do szanownego pana Kamihiego. Sasuke panoszy się jak mało kto, mianem jednego z dwóch ostatnich Uchihów! Postaraj się więc zrozumieć moje zdziwienie, Ryuuki. - Nastąpiła cisza, w której ja jednak dosłyszałem się wściekłego sapania Uchihy nad moim uchem.
- Rozumiem... Kolejną osobą, którą chciałbym wam przedstawić, jest Yuji Okabe, łup Itachiego i Shichi z Konoha. Chłopak może nie jest najsilniejszy, ale nie braknie mu odwagi na polu walki. - Faktycznie, zadawać się z takim towarzystwem, trzeba mieć dużo odwagi, albo być szalonym. - No i moi dwaj goście! Sasuke Uchiha, chyba o nim nie muszę wiele mówić oraz Akasuna no Sasori. To chyba mówi samo za siebie.
- Czy ten pan ma lalki, Shizuka? - zapytała cicho Hakuri, przyglądając mi się badawczo.
- Przestań Hakuri i siedź cicho...
- Hakuri chce lalki - burknęła pod nosem, a ja już wiedziałem, że niebieskowłosa ma coś z psychiką... Zignorowałem prośbę, która została rzucona gdzieś w powietrze.
- Pokaż jej te kukły, bo pewnie się nie zamknie. - Sasuke syknął mi do ucha, a ja nawet się nie poruszyłem. Chyba obieciał mi posłuszeństwo, ale może się przesłyszałem...
- Skoro wszyscy się już znają, proponuję przedstawić plan nalotu na Akatsuki i wybicie KAŻDEGO oprócz Shichi. Jeśli macie jakieś obiekcje, proszę! Mówcie śmiało! - Ryoutaro uśmiechał się fałszywie. Nie miałem zamiaru nawet odzywać się, że chcę zrobić coś zupełnie innego.
- Chciałbym osobiście zabić Itachiego Uchihę - powiedział Sasuke, a ja niemalże zauważyłem jak błysnęły mu oczy z podniecenia.
- Ależ oczywiście, to nie podlega żadnej dyskusji! Wiedziałem o tym! - Ryoutaro wybuchnął śmiechem, trzęsąc się, a ja patrzyłem na Kamihiego. Faktycznie, był podobny do Shichi, nie ulegało to dyskusji. Miał w sobie coś takiego, co nie pozwalało oderwać od niego wzroku, był skupiony na słowach Ryoutaro i wyglądał na przestraszonego.
- Wyjaśnij mi jedno, Ryuuki. Moja siostra uważa Itachiego Uchihę za dobrego człowieka. To wyczytałem z jej twarzy i rozmowy z nim. Skoro ty uważasz Akatsuki za złe, Shichi i Uchiha również tak sądzą, dlaczego więc pozwalasz go zabić? Ja się na to nie zgadzam. Widzę też po twarzy Sasoriego-san, że ma coś przeciwko.
- Nie będziesz mówił, czy zabicie mojego brata ci się podoba czy nie!!! - wrzasnął Sasuke, a ja złapałem go za kark jak kociątko. Nieco się uspokoił, jednak dalej buzował niczym gejzer. Ryoutaro patrzył z rozbawieniem na całe zajście.
- Z całym szacunkiem, Kamihi-san, mnie absolutnie nie przeszkadza śmierć Itachiego, ba! Nawet chyba mogę powiedzieć, że wolałbym aby przeżył on, niż pańska siostra - powiedziałem, starając się by zabrzmieć jak najbardziej przyjaźnie.
- Ja na to nie pozwolę, aby umarła. Wyjaśnijcie mi jednak, dlaczego Uchiha, skoro jeszcze ostatnio żyłeś z nim dobrze. - Kamihi zwrócił się bezpośrednio do Ryoutaro. Zapowiadała się niezła dyskusja, nawet Sasuke uspokoił się, aby posłuchać.
- Cóż...No dobrze, nie będę już tego dłużej przed wami ukrywał!
Sasuke
Słuchałem nowych faktów o moim bracie. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ręka tego próchna na moim karku... Zrzuciłem ją zdecydowanym ruchem i wbiłem wzrok w Ryoutaro, czekając aż zacznie w końcu mówić.
- Sprawa wygląda następująco. Jestem po prostu zazdrosny o ich relację. Nie podoba mi się to, że Uchiha może spędzać z nią więcej czasu niż ja. Jako że mam obsesję na jej punkcie, Sasuke zlikwiduje Itachiego, czy mu się to podoba czy nie. Nie obchodzi mnie to, że ktoś uważa Itachiego za dobrego. Może i taki jest, nie obchodzi mnie to! Dla mnie jest najgorszy! Nie ukrywajmy, każdy z nas jest szaleńcem, skoro tutaj się znalazł. Nie jesteśmy normalni, a to, że Uchiha spiskował z Hokage w ważnym celu tylko dla niego i wioski, jest co najmniej w tej chwili kurwa istotne!!!
- Jak spiskował?! - krzyknąłem, przerywając Ryoutaro. Wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie, ale teraz interesowała mnie tylko informacja, którą mogłem usłyszeć o Itachim. Ryuuki popatrzył na mnie, wyjmując z papierośnicy cygaro. Odpalił je, dalej świdrując mnie wzrokiem spod przymkniętych powiek.
- To nieistotne, już powiedziałem. - Wypuścił dym z ust, który poleciał prosto na Hakuri. Już miałem coś powiedzieć, gdy on ponownie podjął: - Sasuke, jak możesz nie wiedzieć o co walczył twój brat? Przecież on robił to wszystko głównie dla ciebie. Jesteś niewdzięcznym gnojkiem. Cóż, może teraz przejdziemy do omawiania planu siedziby Akatsuki? To JEST istotne.
________
Tak strasznie was przepraszam! Nie wiem czy będzie jeszcze ktoś, kto będzie to czytał! Przecież miałam wstawić posta po nowym roku! Jest pierwszy września, bliżej do 2014 niż 2013, jestem żałosna...
W każdym razie, obiecałam kiedyś kiedyś, że bloga nie zostawię i posty będę wstawiać raz na sto lat, ale skończę tę opowiastkę, ewentualnie ją poprawię i będę zadowolona. Kolejny rozdział? HOHOHOHO, prawdopodobnie za rok i tym razem nie żartuję. Jestem w klasie maturalnej, więcej nauki, te sprawy. Lepiej was nie oszukiwać, że rozdział za miesiąc, ale nawet nie wiecie jak byłbym szczęśliwa, gdyby tak się pojawił! No dobra, możemy się umówić najpóźniej na grudzień. Kurde, przecież ja w ogóle nie dotrzymuję terminów, jestem okropną frajerką...
Zadowolona jestem z części o Kakuzu i Hidanie, bardzo mi przypadli do gustu. Cała reszta? Kuleje strasznie, już nie mam tego czegoś co miałam kiedyś. A KOŃCÓWKA JEST ŻALEM NAD ŻALAMI :C Miejmy nadzieję, że następny rozdział będzie czymś lepszym i dłuższym...
Tak w ogóle, to co wy mi o tym napiszecie w komentarzach? Przecież to filler :c
Kyaaah! Nawet nie wiesz, jak bardzo na to czekałam! Właziłam tu niemal codziennie w nadziei, że coś opublikujesz.
OdpowiedzUsuńFiller czy nie-filler, ważne, że w ogóle się pojawił. Dobry, pochłonęłam go w mgnieniu oka. *dyskretnie daje do zrozumienia, że rzeczywiście krótki*
Wykreowany przez Ciebie Sasuke doprowadza mnie do śmiechu, jest takim małym, zagubionym dzieciaczkiem xD Mam nadzieję, że nie zdoła zabić Itachiego (czytaj: że Itacz nie da mu się zabić), bo chyba tego po raz setny nie przeżyję :/
Sasori w tle bardzo przypadł mi do gustu. Z resztą, nie tylko mnie, mój siostrzeniec też go polubił ;)
I nie wiem, jak to zrobiłaś, ale to mój najdłuższy, w miarę sensowny komentarz (w dodatku klikany na klawiaturze ekranowej) od początku tego roku, albo i dłużej.
Schlebiasz mi, chyba aż za bardzo, bo się poczuję i w końcu nic nie napiszę! Nad rozdziałem męczyłam się kilka miesięcy, nie wymagaj XD Ja za tym moim Sasuke bardzo przepadam, faktycznie, masz rację, bardzo zagubiony ale i zakompleksiony jest w moim opowiadaniu... To już jednak wina Itachiego :) Co do niego właśnie, to zdradzę dla osłody, że nie mam zamiaru go zabijać, skądże znowu. U mnie gra główne skrzypce, takiej kluczowej postaci się nie pozbędę! Bardzo się cieszę że i siostrzencowi się Sasuke spodobał, serdeczne pozdrowienia dla niego! Co do komentarza, wiele dla mnie znaczy, wiem w końcu, że jest chociaż jeden stały czytelnik! No i ja też rypię w ekran dotykowy w końcu jakiś dłuższy tekst pierwszy raz od niepamiętnych czasów! :D
UsuńCzytam Twojego bloga i dopiero pierwszy raz postanowiłam (a raczej odważyłam się) napisać.
OdpowiedzUsuńCzęsto sprawdzałam, czy dodałaś coś nowego i przyznam, że strasznie się ucieszyłam z nowej notki :D
Nie za długi rozdział, ale jak na powrót po roku to naprawdę dobrze. Mam nadzieję, że nie zrezygnujesz z pisania, ponieważ nie mogę się doczekać zakończenia (sama wolę nie wymyślać epilogu dla Shichi i Itachiego;) ).
Twój blog zainspirowął mnie do spisania własnej historii, a raczej pokazał mi, że można pisać. Jak się późńiej okazało - nie jest to proste, a wena może człowieka opuścić na długo :)
Bardzo Ci dziękuję za inspirację oraz życzę powodzenia w dalszej twórczości ;)
Już się obawiałam, że zostawisz bloga samego sobie ty niedobra kobieto ;P
OdpowiedzUsuńOj, wiem jak ciężko wrócić do pisania po dłuższej przerwie, w ogóle jakoś ciężko złapać wątek.
Rzeczywiście przemyślenia Kakuzu na temat Hidana bezcenne ;D Więcej proszę.
Ale jak mogłaś tak mało Itachiego i Shichi wsadzić?! Ja Ci dam... W następnej notce (za rok czy tam dwa) masz ich zrobić wiecej ;P
A scena spotkania świeetna, bardzo mi się podoba podejście Sasora do Sasusia :D Taki stoicyzm, soo cool ;)
Oj matura, matura ;) Czuję się staro teraz... U mnie to już rok od matury ;P Przynajmniej jesteś ostatnim rocznikiem szczęściarzy z prezentacją z polskiego ;) Moja młodsza siostra jest 1 rocznikiem tej nowej posranej matury z pytaniami ;)
Pocieszę Cię, że sesja jest gorsza... o wiele ;P
Trzymaj się ciepło ;)
Już się obawiałam, że zostawisz bloga samego sobie ty niedobra kobieto ;P
OdpowiedzUsuńOj, wiem jak ciężko wrócić do pisania po dłuższej przerwie, w ogóle jakoś ciężko złapać wątek.
Rzeczywiście przemyślenia Kakuzu na temat Hidana bezcenne ;D Więcej proszę.
Ale jak mogłaś tak mało Itachiego i Shichi wsadzić?! Ja Ci dam... W następnej notce (za rok czy tam dwa) masz ich zrobić wiecej ;P
A scena spotkania świeetna, bardzo mi się podoba podejście Sasora do Sasusia :D Taki stoicyzm, soo cool ;)
Oj matura, matura ;) Czuję się staro teraz... U mnie to już rok od matury ;P Przynajmniej jesteś ostatnim rocznikiem szczęściarzy z prezentacją z polskiego ;) Moja młodsza siostra jest 1 rocznikiem tej nowej posranej matury z pytaniami ;)
Pocieszę Cię, że sesja jest gorsza... o wiele ;P
Trzymaj się ciepło ;)
Tu Kimi^^
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobała mi się kwestia Hidana... jakiż on jest zboczony! xD" No ale dzięki temu było bardzo... realistycznie^^" Bo on taki jest i kropka.
A poza tym miałam spory problem z połapaniem się, co się dzieje, kto jest kto (chodzi mi tu o grupę, która chce wyeliminować Akatsuki). Dawno nic nie było, więc i mi się zapomniało...
Prawdą jest jednak to, co napisałaś na końcu... no, to jest taki jakby filler i nie trzyma poziomu dawnych notek.
No ale zachowanie Hidana wszystko mi nadrabia. A, no i Saska też - taki tępy i gotowy do bójki, że od razu robi mi się uśmieszek na twarzy ;)
Pozdro ;))))
Przepraszam za mój brak aktywności. Po prostu od wakacji załapałam taki etap w życiu, ze dosłownie nie mam na nic czasu :f. W najbliższym czasie postaram się nadrobić wszelkie zaległości :).
OdpowiedzUsuńZnalazłam twojego bloga w internecie i muszę się przyznać, że pochłonął mnie tak bardzo, że całość przeczytałam w trzy dni xD
OdpowiedzUsuńUważam że to jeden z najlepszych blogów jakie czytałam. Historia mi niesamowicie przypadła do gustu i mam nadzieję że następne wydarzenie rozwiną się pozytywnie dla Itachiego i Shichi, liczę że ich relacja rozwinie się jeszcze bardziej i na końcu będzie happy end tej dwójki.
Propos tej notki również podobały mi się przemyślenia Hidana, zboczeniec xD
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, kiedy, by nie był :P
Dziękuję bardzo za takie słowa! Niestety na rozdział czasu nie mam, chociaż historia cały czas tworzy się w mojej głowie...:c W tym roku wypada mi matura, wspominałam o tym wcześniej, jednak mam wstręt do pisania tak paskudny, że aż mi samej siebie szkoda...
UsuńZnalazłam twojego bloga w internecie i muszę się przyznać, że pochłonął mnie tak bardzo, że całość przeczytałam w trzy dni xD
OdpowiedzUsuńUważam że to jeden z najlepszych blogów jakie czytałam. Historia mi niesamowicie przypadła do gustu i mam nadzieję że następne wydarzenie rozwiną się pozytywnie dla Itachiego i Shichi, liczę że ich relacja rozwinie się jeszcze bardziej i na końcu będzie happy end tej dwójki.
Propos tej notki również podobały mi się przemyślenia Hidana, zboczeniec xD
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, kiedy, by nie był :P