6 listopada 2008

~Prolog~

  Rzecz działa się dawno temu, w Konoha – gakure. Najprawdopodobniej tam powstało dziewięć demonów. Shukaku, Nekomata,Isonade, Sokō, Hōkō, Raijū, Kaku, Hachibi, Kyūbi. Następnie zostałyobdarzone unikalnymi zdolnościami, które miały rozwinięte już w pełni.Stary mędrzec dodał każdemu po ogonie. Shukaku posiadł jeden co równałosię również z najmniejszą ilością chakry, a Kyuubi miał ich aż dziewięca chakra jego była tak ogromna, że jednym machnięciem ogonem mógłzmieść całą wioskę. Ishonade, bo tak nazywał się twórca demonów,rozkazał im rozejść się po całym świecie ninja.
   Po kilkunastu latach pierwszy Hokage wioski liścia zapanował nadkilkoma z demonów. Zwołał wtedy radę pięciu Kage i wydzielił międzynimi demony, tak aby nie doszło do konfliktów pomiędzy wioskami.Wszyscy zgodnie odebrali swoje ‘prezenty’.
   Następnie powstała pewna organizacja, która zaczęła odbierać każdejwiosce demony do swoich własnych celów. Nazwa organizacji brzmiałanastępująco:
    – Akatsuki, tak? – Stałam z katanąnaprzeciw dziwnego chłopaka, który miał wysoko upięte włosy. Ciemna nocdawała się we znaki, było znacznie zimniej, a i twarzy napastnika niemogłam dobrze dostrzec.. – Czego tu szukacie? – Spytałam zupełniebezsensownie. Myślałam, że obronię się tą marną imitacją katany. Phi,zwykły drewniany badyl, przeciwko w pełni uzbrojonemu mężczyźnie.
   - Powiedzmy, że… – Zrobił przerwę i wypuścił kilka białych ptaków zdłoni. – Mocy… – Szepnął, ukazując języki w dłoniach. – Katsu. -Wrzasnął
 z szaleńczym uśmiechem na twarzy i w tym samym momencie ptakiwybuchnęły przy mojej osobie. Ogromny huk, zdezorientował mnie. Upadłamna ziemię, przymykając oczy i czekając na swój marny koniec.
    – Zabij mnie. – szepnęłam, nie racząc spojrzeć na niego.
   - Jesteś żałosna… – Dalej uśmiechał się, kucając przy mnie z kunai’emprzy szyi. – Nie uciekniesz, moja droga. Pójdziesz ze mną. – Sterczałnade mną bez słowa jeszcze chwilę, a kiedy byłam całkowicie pewna, żejest trochę mniej uważny z całej siły kopnęłam go w klatkę piersiową,wbijając piętę w splot trzewny. [Dawniej splot słoneczny, radzę zajrzećna wikipedię] Uderzył w ścianę, chwilowo nie mogąc złapać tchu. – Terazjestem pewny, że przyszedłem po ciebie… – Powiedział, wstając iotrzepując się z tynku który opadł ze ściany. – Świetna znajomośćludzkiego ciała oraz wszystkich jego słabości. Mam nadzieję, że totylko 1% twoich możliwości…
    – Przeceniasz mnie. – Szepnęłam,łapiąc za kunai, który chłopak upuścił, gdy leciał wprost na ścianę.Kręciłam nim chwilę na palcu a następnie podbiegłam do niego,przygwożdżając go do ściany. – I co teraz?
    – A jak myślisz? -Uderzył mnie kolanem w brzuch i przerzucił przez ramię, wyskakującprzez okno. Krztusiłam się jeszcze chwilę krwią, kiedy chłopak stanąłprzed dość sporą, drewnianą kukłą.
    – Deidara! – Krzyknął głos ześrodka. Nagle metalowy ogon, który wysunął się spod czarnego płaszcza,machnął nad głową blondyna. Chłopak na szczęście w porę się uchylił. -Nienawidzę na ciebie czekać. Podobno miałeś się uporać z tym klanem wkilka minut, a zeszło ci przeszło przy tym pół godziny i taszczyszjeszcze zbędny balast. – Wrzeszczał nadal, a blondyn który mnie trzymałbył wyraźnie przestraszony.
    – Danna, ale ona była… – Próbował coś powiedzieć lecz metalowa kończyna ponownie śmignęła mu nad głową.
   - Zamilcz choć na chwilę! – Wysapał ociężale, obracając się i ruszającdość szybko przed siebie. Czego oni chcą od mojego klanu? I o czymmówił ten cały Deidara? Że niby jestem tą, którą szukał? Czy ja mam sięz nim żenić? Myślał, że już nic mu nie zrobię?! Ho ho! Grubo sięmyli… Skoro nie mogę ruszać za bardzo nogami, pozostają mi ręce.Udałam, że zaczynam się rozciągać. Wyprostowałam ręce w dół a następnieprzyciągnęłam je wprost pod jego nos.
    – Ty suko! – Wrzasnął,łapiąc się za nos, przy czym tracąc jakiekolwiek zainteresowanie mną, aco za tym idzie, mogę uciekać. Zeskoczyłam z jego ramienia i już miałamdać długą, kiedy coś oplotło się wkoło mojego tułowia.
    – Puść mnie ty.! – Wrzeszczałam równocześnie z blondynem, gdy nagle zrobiło mi się dziwnie słabo.
   - Deidara, jeśli się nie uspokoisz, dziewczyna nie przeżyjenajbliższych 4 godzin. Pośpiesz się albo księżniczka wykituje. -Ostanie słowa jakie słyszałam brzmiały mniej więcej jak ‘głupia suka’.
   Leżałam na łóżku, pośród miękkich poduszek. Kasztanowe włosy rozsypanepo całej poduszce tworzyły pajęczynę. Przez niedosunięte zasłony,słońce wdzierało się do pomieszczenia. Gdzie ja właściwie jestem? Czujęsię doskonale. Pamiętam! Zostałam porwana przez tych z Akatsuki. Możejestem w ich kryjówce? Coś mi mówi, że wcale nie jest dobrze. Leżałam,nie ruszając choćby palcem. niesamowity strach który mnie ogarnął, byłnie do opisania. Cisza a w niej ciche stukanie zegara.
    – Jest tu ktoś? – Zdobyłam się na odwagę i krzyknęłam tak głośno, jak na to pozwalał mi strach.
   - Czego się drzesz? – Zza drzwi do pokoju wpadła najpierw burza blondwłosów, a następnie doskonale wyrzeźbione ciało. – Przecież tu jestem.- Wysapał zdenerwowany.
    – Gomen. – Wyszeptałam i wpatrywałam się w jego zakrytą twarz.
   - Wstawaj! Musimy iść! – Odfuknął, obracając się na pięcie.Wygramoliłam się niechętnie z łóżka, wyklinając swoje nędzne życie.Nigdzie nie mogłam znaleźć moich ubrań. Blondyn ponownie wszedł dopomieszczenia, tym razem jednak już ubrany i ze spiętymi włosami.Skinął tylko dłonią, abym szła za nim. Iść czy nie? Idę!
Deidara
    Cholera mnie bierze jak patrzę na tą dziewczynę. Po co ją zabrałem?Prawie mnie zabiła. Teraz drepce za mną jak aniołek i udaje, że nic sięnie stało. Szkoda, że Danna dał jej odtrutkę. Mam nadzieję, że Lidercoś wymyśli i ją zabije.
    – Coś się stało? – Dziewczyna stałaprzy mnie i gapiła się na mnie tymi wielkimi błękitnymi oczami. – Masztaką durną minę. – Dodała po chwili, a ja ledwo powstrzymywałem siężeby jej nie zabić.
    – Idziemy. – Wysyczałem i pociągnąłem ją zarękę. Nie zaparła się, lecz szła dalej, za mną. Chyba muszę się do niejprzyzwyczaić.  Weszliśmy do wielkiej łaźni dla więźniów. Kilka kabinbez drzwi a w nich prysznice. – Musisz się umyć.
    – Tu nie madrzwi? – Spytała zdziwiona, popychając mnie w drzwiach. Rozglądała siębacznie po całym pomieszczeniu. – Nie będziesz podglądał? – Upewniłasię, rozpinając lnianą koszulę.
    – Niby po co? – Oburzyłem się. Pewnie i tak nie będzie na co patrzeć.
    – Myślisz, że nie ma na co patrzeć? – Spytała jakby czytała mi w myślach.
    – Dokładnie tak myślę. – Zmarszczyła brwi i  podeszła do mnie wolnym krokiem.
    – Są tu ręczniki?
    – Są. – Przytaknąłem.
   - Daj mi jeden. – Odparła, nadal rozpinając bluzkę. Rzuciłem jejjeden,który był najbliżej. Miał rdzawy kolor. Rozpuściła włosy, kładącgumkę na ręczniku, który położyła na posadzce. Weszła do jednej zkabin, wyrzuciła lnianą koszulę i puściła wodę. Ktoś złapał mnie zaramię i coraz bardziej ściskał.
    – Czemu tu jesteś, Deidara? -Ten cholerny frajer musiał tu wleźć. Żałuję, że wtedy, kiedy miałemokazję, nie wysadziłem go w powietrze…Nie odpowiadałem, choć miałogromną siłę w dłoni, którą przekładał na moje ramie.
    – Hej, ty! Jest tu ktoś jeszcze? – Ta brunetka musiała się odezwać. Jeśli sam wyjdę z tego cało, zabiję ją!
   - Deidara, co ty szykujesz? – Powiedział Itachi, puszczając moje ramie.Wyminął mnie, piorunując gniewnym spojrzeniem. Sztywno kierował się dokabiny w której była dziewczyna.
    – Zgaś wodę i bierz ręcznik! -Jednynie na co się zdobyłem, to krzyk. Woda przestała lecieć, ręcznik wjednej sekundzie zniknął. Posłuchała, tym samym ratując mi skórę.Uchiha już stał naprzeciw niej. Wpatrywał się w nią krwisto-czerwonymioczami, świdrując tym samym jej umysł na wylot. Pomóc czy nie? Jeśli gopokonam będą jakieś korzyści dla mnie. A jeśli nie? – Zostaw ją. – Nieporuszył się choćby o krok, nie mrugnął nawet okiem. Podszedłem bliżejniego, stając mu za plecami. Dziewczyna zsunęła się po ścianie,kurczowo ściskając ręcznik w okolicy biustu. Wpatrywała się swymibłękitnymi oczami wprost w szkarłatne tęczówki Uchihy, którego całasytuacja przynajmniej bawiła. – Słyszałeś? – Powtórzyłem, tym razembardziej stanowczo. Nadal brak reakcji z jego strony. W oczach brunetki zbierały się łzy. Złapałem go za ramię, ściskając je dośćmocno. – Wiesz, że znam twoje możliwości. Tym razem cię zabiję.
   - Nie odważysz się. – Powiedział głos zza moich pleców. Jak on się tamznalazł? Nie stoi już przedemną lecz za mną, z kataną przy mojej szyi.Iluzja którą raczył zapoznać dziewczynę, przestała działać. Brunetkazłapała kilka głębszych wdechów, przymknęła oczy a spod powiekwypłynęło kilka przeźroczystych łez. Itachi coraz to bardziejprzybliżał do mojej szyi katanę. Gdy byłem pewny ,iż dziewczyna jestjuż na ‘tym świecie’, wywinąłem się spod ostrza Uchihy.
    -Uciekaj stąd jak najszybciej i wejdź do pierwszego lepszego pokoju.Powiedz, że jesteś od Deidary. – Kiwnęła tylko głową i wybiegła nakorytarz.
    – Nie boisz się, że jak trafi do pokoju Hidana może się jej coś stać? – Odparł Itachi, szykując się do kolejnego ataku.
    – Nie jest dla mnie nikim ważnym.
    – Więc czemu jej pomagasz?
    – Bo mam taki kaprys!
Chihiro
   Wybiegłam z sali, kierując się korytarzem. Nie słyszałam już odgłosówwalki bądź czegoś podobnego. Pochodnie tliły się przytłumionymświatłem. Ledwo widziałam co znajduje się przede mną, a mam wejść dopierwszego lepszego pomieszczenia. Na szczęście drzwi wyłoniły się zzapierwszego lepszego zakrętu. Otworzyłam je, wpadając do pokoju, gdziebyło pełno dymu z papierosów. Na łóżku leżał białowłosy mężczyzna,zaciągając się dymem z papierosa. Otworzył szerzej oczy, wcale mu sięnie dziwię. Wbiegła tam roztrzęsiona dziewczyna w samym ręczniku.
   - Ja, ja przepraszam! Naprawdę! Oni, tam się biją i Deidara, takiblondyn kazał mi wejść do pierwszego lepszego pokoju. No i weszłam i janaprawdę przepraszam…- Rozpłakałam sie. Nie ma to jak płacz ibezbronna minka. Białowłosy zgasił papierosa o blat stołu, wolnymkrokiem ruszył w moją stronę. Czułam jego wzrok na każdej części ciała.Najbardziej na udach i piersiach. Był wyższy ode mnie o półtorej głowy.Zniżył się do mojego poziomu i spytał.
    – Jak ci na imię? – Uniósł mi podbródek wskazującym palcem.
    – Chihiro… – Szepnęłam, pociągając nosem.
   - Już dobrze. – Wtulił mnie w siebie, gładząc mi włosy. Pachniałlawendą, mimo iż pokój capił petami. – Nic im nie będzie…Obiecuję. -Gdy na mnie spojrzał, w jego oczach było coś dziwnego, nic normalnego,wręcz przeciwnie. Coś szaleńczego, coś takiego co sprawiało, że miałamdreszcze na plecach.
___________________
Jak widać prolog do nowiej historii…Nowy wystrój. Prolog jest dedykowany Terin tylko i wyłącznie jej ^^ :*:*:* Do następnej ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz